Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Technologia
  4. >
  5. Zielony przemysł
  6. >
  7. Ukraińskie surowce, których pragnie Trump, to iluzja?

Ukraińskie surowce, których pragnie Trump, to iluzja?

Zagraniczna prasówka energetyczna: Ukraina ma spaloną ziemię zamiast metali ziem rzadkich; ESP powinny iść w parze z bateriami; Japończycy chcą zazielenić produkcję stali; Czy Europa przeprosi się z rosyjskim gazem?
Ukraińskie surowce, których pragnie Trump, to iluzja?
Fot. Depositphotos

Nie ma metali ziem rzadkich, jest tylko spalona ziemia

Obsesja Donalda Trumpa na punkcie metali ziem rzadkich, których bogatych złoża ma posiadać Ukraina, to iluzja. Do jej stworzenia w dużej mierze przyczynił się sam Kijów, szukając sposobów na zyskanie przychylności ze strony prezydenta USA poprzez roztaczanie wizji bogactw naturalnych Ukrainy – ocenia Javier Blas, publicysta Bloomberga.

W jego opinii dla Trumpa metale ziem rzadkich mają znaczenie przede wszystkim dlatego, że w ich wydobyciu i rafinacji dominują Chiny. Blas zaznacza, że Ukraińcy utracili narrację nad „planem zwycięstwa”, który przedstawiali jeszcze pod koniec ubiegłego roku Trumpowi jako prezydentowi-elektowi. Wskazywali wówczas na potencjał współpracy gospodarczej związanej z bogatymi złożami surowców.

Ostatnie tygodnie pokazują, że Trump do tej wizji mocno się przywiązał, ale jednocześnie zaczął formułować bardzo duże żądania wobec Kijowa – w tym dostęp do „500 mld dolarów w pierwiastkach ziem rzadkich” w zamian za dotychczasowe wsparcie podczas rosyjskiej agresji. Publicysta Bloomberga podkreśla, że takie kwoty muszą budzić zdziwienie, bo żadne rzetelne źródło – na czele z renomowanym US Geological Survey – nie wspomina o tym, aby Ukraina w ogóle takie surowce posiadała.

Niezależnie od tego warto zwrócić uwagę na realną wartość rynku pierwiastków ziem rzadkich. Jest on szacowany na maksimum 15 mld dolarów rocznie. Dlatego nawet, gdyby Ukraina była w stanie produkować 20 proc. rocznego zapotrzebowania, to przekładałoby się to na ok. 3 mld dolarów rocznie.

Dlatego oczekiwane przez Trumpa 500 mld dolarów wymagałoby 150-letniej eksploatacji. Dla porównania roczna wartość produkcji ropy naftowej to 2,7 bln dolarów, a miedzi 250 mld dolarów.

Javier Blas stwierdza, że albo rzetelne źródła się mylą i Trump ma rację, albo amerykański prezydent przejęzyczył się i zamiast „ziem rzadkich” miał na myśli inne minerały, np. zaliczane do „surowców krytycznych” tytan i gal. Te faktycznie na Ukrainie się znajdują, ale też są dalekie pod względem wartości od oczekiwań Trumpa.

Blas stwierdza, że ewentualnie można jeszcze brać pod uwagę oparcie rozbuchanych oczekiwań na błędnym źródle, które może wydawać się rzetelne. Publicyście Bloomberga nawet udało się takie znaleźć – i to całkiem świeże, bo pochodzące z grudnia 2024 r. opracowanie Centrum Bezpieczeństwa Energetycznego NATO z siedzibą w Wilnie. Choć jest ono związane z Sojuszem Północnoatlantyckim, to jednak stanowi niezależną jednostkę.

W opracowaniu tym napisano, że „Ukraina jawi się jako potencjalny kluczowy dostawca metali ziem rzadkich, takich jak tytan, lit, beryl, mangan, gal, uran…”. Tymczasem żaden z tych minerałów nie jest zaliczany do pierwiastków ziem rzadkich.

W innym tekście opisującym tzw. „hype” wokół surowców krytycznych Javier Blas zwraca uwagę, że w należy w tej kwestii zachowywać wyważony osąd. Przykładem jest chociażby niedawne ograniczenie przez Chiny eksportu do USA wolframu, telluru, bizmutu, molibdenu oraz indu.

Blas podkreśla, że w przeszłości te surowce bardziej określano drugorzędnymi, a nie krytycznymi. Ich wartość jest bowiem niewielka w porównaniu z ropą, rudą żelaza czy miedzią. Nie oznacza to, że nie mają one istotnego znaczenia. Nie jest ono aż tak duże, żeby z ich powodu zawaliła się gospodarka jakiegoś kraju – zwłaszcza takiego jak USA.

– Surowce drugorzędne brzmią o wiele mniej porywająco niż krytyczne, co wyjaśnia dlaczego każda spółka górnicza, która je wydobywa, chętnie tytułuje się producentem surowców krytycznych. To brzmi o wiele seksowniej, a przy okazji pomaga podnieść ceny akcji na giełdzie – kwituje Javier Blas.

Tymczasem ukraińskie i amerykańskie media, m.in „New York Times”, wyjaśniają, że przedłożona Zełenskiemu „propozycja nie do odrzucenia” obejmuje dochody ze sprzedaży wszystkich surowców, m.in gazu i rudy żelaza. Dochody mają trafiać do specjalnego funduszu, w którym 100 proc. udziałów będą miały USA.

Zobacz także: Producenci wież wiatrowych i komponentów do baterii zgarnęli 1 mld zł dotacji. Są już kolejne projekty

ESP powinny iść w parze z bateriami

Elektrownie szczytowo-pompowe wciąż odpowiadają za większość światowego potencjału magazynowania energii. Choć w nadchodzących latach wyprzedzą je baterie, to obie technologie powinny w przyszłości się uzupełniać – uważa Energy Monitor.

Zdaniem portalu takie podejście pozwoli lepiej zabezpieczyć dostawy energii w sytuacji, gdy w systemach elektroenergetycznych dynamicznie rośnie rola OZE. Według danych serwisu GlobalData, którego częścią jest Energy Monitor, w 2024 r. ESP odpowiadały za prawie 61 proc. pojemności magazynów energii.

Technologia ta jest sprawdzona i znana od dziesięcioleci, ale aktualnie tempem przyrostu nowych mocy ustępuje bateriom. W latach 2020-2030 skumulowany roczny wskaźnik wzrostu w tym segmencie rynku może wynieść – według prognoz GlobalData – około 54 proc.

Bateryjne magazyny zyskują na popularności dzięki spadającym kosztom tej technologii i coraz lepszym parametrom technicznym. Ich atutem jest także stosunkowo krótki czas realizacji i modułowa budowa, dzięki czemu łatwiej dopasować magazyn do potrzeb poszczególnych klientów.

Z drugiej strony należy brać pod uwagę, że technologia ta wciąż jest na dosyć wczesnym etapie doświadczeń jeśli chodzi o wielkoskalowe instalacje, a związane z nią długoterminowe perspektywy są zależne od posiadania dostępu do odpowiednich surowców, m.in. litu.

Energy Monitor podkreśla jednak, że biorąc pod uwagę zalety ESP dotyczące dużej pojemności i mocy takich instalacji, a także długą żywotność takich obiektów, należy przyjąć zrównoważone podejście do magazynowania energii. Takie, w którym baterie będą uzupełniane przez elektrowne szczytowo-pompowe.

Niemniej trzeba pamiętać, że te ostatnie mają też swoje ograniczenia inwestycyjne, gdyż do budowy potrzebują odpowiedniego ukształtowania terenu. Jednocześnie coraz większym wyzwaniem staje się wpływ zmian klimatycznych, co przekłada się na występowanie coraz dłuższych okresów suszy.

Według obecnych planów w latach 2025-2035 zapowiadane jest oddanie do użytku blisko 480 nowych ESP. Według stanu na 2024 r. najwięcej mocy zainstalowanej w ESP było w Chinach (55 GW), Japonii (28 GW) i USA (22 GW). W przypadku Japonii odpowiadały one za 95 proc. zdolności magazynowania energii.

GlobalData prognozuje, że do 2030 r. moc zainstalowana w bateriach będzie wynosić na świecie 1200 GW, a w elektrowniach szczytowo-pompowych będą to 243 GW.

Zobacz też: Nowy rynek mocy potrzebny od zaraz

Japończycy chcą zazielenić produkcję stali

Japonia, która jest trzecim co do wielkości wytwórcą stali, a jednocześnie trzecim pod względem wielkości producentem samochodów, wprowadziła mechanizm, który może okazać się dobrym narzędziem wspierającym dekarbonizację sektora stalowego – uważa Clyde Russell, komentator Reutersa.

Zwraca przy tym uwagę, że dekarbonizacja tej branży jest jednym z największych wyzwań związanych z transformacją energetyczną. Sektor ten odpowiada za ok. 8 proc. globalnych emisji.

W dużej mierze problem leży w tym, że zmiana obecnych technologii na bardziej ekologiczne, związane z wykorzystaniem elektryfikacji czy zielonego wodoru, wymaga dużych nakładów inwestycyjnych. Ponadto produkowana w czystszy sposób stal jest znacząco droższa, co nie zachęca odbiorców tego produktu do zakupów.

Dlatego – jak wskazuje Russel – potrzebna jest odpowiednia polityka wsparcia, która zarówno będzie ułatwiać wdrażanie technologii związanych z dekarbonizacją hutnictwa, jak i tworzyć sygnały cenowe dla odbiorców stali.

Jego zdaniem takim mechanizmem wsparcia ma szansę okazać się ten, który niedawno wprowadził japoński rząd. Obejmuje on dotację wysokości do 50 tys. jenów, czyli ok. 330 dolarów, do zakupu samochodu elektrycznego zbudowanego z niskoemisyjnej stali. Dokładna wartość wsparcia zależy od udziału czystego surowca, wykorzystanego do produkcji auta. Kwota ta uzupełnia wcześniej wprowadzone zachęty dla konsumentów do zakupu elektryków (850 tys. jenów) i pojazdów hybrydowych (550 tys. jenów).

Obecnie japońskie huty produkują rocznie ok. 85 mln ton stali, z czego większość przy wykorzystaniu technologii wielkopiecowych. Komentator Reutersa zaznacza, że zastosowanie zielonego wodoru w tamtejszym hutnictwie jest trudne, gdyż do jego produkcji potrzebne są duże moce w OZE, a energetyka odnawialna jest w Japonii słabo rozwinięta. Trudno też o import tak dużej ilości wodoru.

Większy potencjał może mieć elektryfikacja i zastosowanie pieców łukowych, ale sporym wyzwaniem jest też japoński miks energetyczny, w którym dominują węgiel i gaz. Dlatego wsparciem dla dekarbonizacji tego energochłonnego przemysłu byłby także rozwój OZE i energetyki jądrowej.

Zobacz też: Tak Komisja Europejska planuje ratować unijny przemysł

Czy Europa przeprosi się z rosyjskim gazem?

Zwiększenie dostaw rosyjskiego gazu obniżyłoby ceny tego surowca w Unii Europejskiej, co mogłoby wesprzeć znajdującą się w kiepskiej formie gospodarkę oraz obniżyć rachunki gospodarstw domowych. Czy jest to w ogóle możliwe – zastanawia się „The Economist”.

Brytyjski tygodnik podkreśla, że pierwsza od trzech lat chłodniejsza zima wywindowała w ostatnim czasie ceny gazu w holenderskim hubie TTF na najwyższego od dwóch lat poziomu, sięgającego nawet 58 euro. Jednocześnie samo rozpoczęcie pomiędzy USA a Rosją rozmów dotyczących zakończenia wojny na Ukrainę dało impuls do znaczącego obniżenia notowań.

Goldman Sachs szacuje, że koniec wojny mógłby przyczynić się do wzrostu unijnego PKB o 0,5 pkt. procentowego, co w głównej mierze byłoby efektem niższych cen gazu.

Wśród państw UE za szerokim otwarciem kurka z rosyjskim surowcem otwarcie opowiadają się tylko władze Węgier i Słowacji. Wciąż podtrzymywanym przez Komisję Europejską celem jest całkowite odcięcie się od dostaw gazu z Rosji do 2027 r. Z kolei Friedrich Merz, lider CDU i prawdopodobnie przyszły kanclerz Niemiec, twierdzi, że obecnie nie ma powrotu do dostaw ze wschodu, ale jednocześnie nie wyklucza stanowczo takiej możliwości.

Rosja odpowiada obecnie za ok. 10 proc. dostaw gazu w UE, z czego większość drogą morską w postaci LNG. Przed wojną udział ten wynosił 45 proc. „The Economist” zaznacza, że ewentualny powrót dostaw lądowych poza decyzjami krajów leżących na obu końcach rurociągów wymagałby też zgody państw leżących na ich trasie.

Trudno będzie o porozumienie pomiędzy tymi, którzy są bardziej otwarci na Rosję a tymi, którzy chcą całkowitego zerwania energetycznych więzów z Moskwą. Zdecydowanie takie rozwiązanie odrzuca też Ukraina, która nie przedłużyła z końcem ubiegłego roku umowy na tranzyt rosyjskiego gazu w kierunku Słowacji i Węgier.

Dlatego kosztowną i bardzo kontrowersyjną opcją byłaby też naprawa i oddanie do użytku gazociągów Nord Stream 1 oraz Nord Stream 2. Pierwszy został wysadzony, a drugiego nie udało się uruchomić przed wojną. Kolejne próby wykorzystania tych gazociągów spotkałyby się z ogromnym sprzeciwem krajów odrzucających współpracę z Rosją.

„The Economist” podkreśla jednak, że najmniej przewidywalnym czynnikiem w tym temacie jest Donald Trump. Amerykański prezydent chce bowiem, aby UE kupowała od USA jak najwięcej LNG. Zatem gdyby w cenę zakończenia wojny było też wpisane zniesienie sankcji i przywrócenie dostaw rosyjskiego gazu do UE, to naturalnie uderzyłoby to w interesy amerykańskich producentów LNG, którzy na potęgę inwestują w terminale eksportowe.

Niemniej wielką ambicją Trumpa, jak stwierdza brytyjski tygodnik, jest otrzymanie pokojowej Nagrody Nobla, stąd jego nacisk na to, aby doprowadzić do szybkiego zakończenia wojny. Dlatego z perspektywy samego Trumpa częściowe odkręcenie kurka z rosyjskim gazem może być ceną wartą zapłacenia.

Zobacz również: Czy Polsce wystarczy gazu? Rządowe prognozy wymagają wielkiej wiary

Technologie wspiera:
Rynek energii rozwija:
Zielone technologie rozwijają:
Obniżenie limitów magazynowania gazu, gwarancje EBI dla kontraktów PPA, uproszczenie mechanizmu CBAM, poluzowanie zasad pomocy publicznej oraz preferencje dla unijnych produktów w zamówieniach publicznych - to niektóre z rozwiązań, które Komisja Europejska zaprezentuje w Clean Industrial Deal.
Przemysł europa unia ue fot. Depositphotos
Clean Industrial Deal ma zostać opublikowany 26 lutego. Fot. Depositphotos
Partner działu Klimat:
Zielone technologie rozwijają:
Rynek energii rozwija:
Technologie wspiera: