Spis treści
Przedstawiamy tematy, które zainteresowały naszą redakcję w minionym tygodniu w zagranicznych mediach opiniotwórczych.
Europejski rynek pomp ciepła stracił blask
– Pompy ciepła nadal mają przed sobą świetlaną przyszłość, ale wiele będzie zależało od polityków. Tymczasem branży doskwierają pełne magazyny i spadająca sprzedaż – analizuje Chris Bryant, publicysta Bloomberga.
Koniunktura osłabła na tyle, że sektor musi redukować zatrudnienie. W lutym cięcia zatrudnienia o 500 osób ogłosił szwedzki Nibe Industrier. Wcześniej firma musiała zwiększać załogę, aby nadążyć z produkcją, gdy ceny gazu wystrzeliły po agresji Rosji na Ukrainę. Wówczas sprzedaż pomp ciepła przyspieszyła w całej Europie. W ubiegłym roku rynek zaczął słabnąć, a giełdowa wycena Nibe spadła o połowę.
We wrześniu ubiegłego roku, japoński Daikin zwolnił setki pracowników tymczasowych w swojej belgijskiej fabryce, a ostatnio wysyła pracowników na postojowe. Z kolei w Niemczech dwóch producentów – Vaillant oraz Stiebel Eltron – ubiega się o rządowe dopłaty do skróconego czasu pracy w swoich zakładach, aby uniknąć zwolnień. Natomiast Bosch zapowiada działania związane z „dostosowaniem kosztów”, aby zapewnić długoterminową konkurencyjność.
Sprzedaż pomp ciepła osłabła m.in. z powodu cięć dotacji oraz spadających cen gazu. Jak wynika z danych stowarzyszeń branżowych obejmujących 10 kluczowych rynków (Austrię, Szwajcarię, Niemcy, Danię, Finlandię, Francję, Włochy, Holandię, Norwegię i Szwecję), sprzedaż spadła w trzecim kwartale 2023 r. o ok. 14 proc. rok do roku. Natomiast według szacunków banku HSBC w czwartym kwartale spadek mógł wynieść nawet 28 proc. względem analogicznego okresu 2022 r.
W 2024 r. HSBC oczekuje spadku o ok. 2 proc. Sektor liczy na odbicie po tym, jak ogłoszono wcześniej inwestycje w nowe moce produkcyjne, które do 2025 r. mają pochłonąć 7 mld euro. Szczególnie dużo zainwestował amerykański koncern Carrier Global, który na początku tego roku sfinalizował warte 12 mld euro przejęcie niemieckiego Viessmann Climate Solutions.
Chris Bryant podkreśla, że pompy ciepła potrzebują bardziej konsekwentnej polityki. Dlatego publicysta Bloomberga negatywnie ocenia opóźnienie przez Komisję Europejską publikacji planu działania na rzecz szybszego wdrażania pomp ciepła w UE. Ma to nastąpić dopiero po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ponadto Bryant postuluje m.in. likwidację wsparcia dla ogrzewania gazowego i preferencyjne taryfy na energię elektryczną dla użytkowników pomp ciepła.
Zobacz też: Rynek ogrzewania przegrzał się. Sprzedaż pomp ciepła siada
Jaki los spotka tysiące europejskich wiatraków?
– Spośród 90 tys. lądowych elektrowni wiatrowych, które dotychczas postawiono w Europie, 20 proc. ma co najmniej 15 lat Oznacza to, że w nadchodzących latach będą musiały zapaść decyzje dotyczące przyszłości tysięcy wiatraków – podkreśla „Financial Times”.
Przy standardowej eksploatacji i serwisie żywotność elektrowni wiatrowej wynosi ok. 20 lat. W takich państwach jak Dania, Niemcy czy Hiszpania, które w latach 90. ubiegłego wieku były pionierami energetyki wiatrowej, siłownie mające 15 lat i starsze stanowią ponad połowę istniejących wiatraków. Branżowa organizacja WindEurope wskazuje, że to najwyższy odsetek w Europie.
Dlatego biznesowe decyzje właścicieli leciwych farm będą miały duże znaczenie dla systemów elektroenergetycznych poszczególnych państw – zarówno pod względem bieżącej dostępności energii odnawialnej, jak i planów związanych z transformacją energetyczną.
Dla przykładu Hiszpanie szacują, że wyłączenie starych elektrowni wiatrowych mogłoby skutkować ubytkiem od 5 do 10 GW mocy zainstalowanej do 2030 r. Tymczasem według rządowych założeń ich moc powinna w tym czasie wzrosnąć do 62 GW z obecnych 30 GW. Tak, aby przyczynić się do osiągnięcia celu na 2030 r., zakładającego pokrycie 81 proc. zapotrzebowania na energię dzięki OZE.
WindEurope szacuje, że repowering farm wiatrowych, czyli budowa nowych, bardziej wydajnych instalacji w dotychczasowej lokalizacji, może trzykrotnie zwiększyć produkcję energii przy jednoczesnym zmniejszeniu liczby elektrowni o 1/4. Deloitte szacuje, że tylko w przypadku Hiszpanii repowering mógłby zapewnić 2/3 planowanego przez rząd wzrostu mocy zainstalowanej. Zwłaszcza, że stare siłownie zazwyczaj stoją w miejscach o najlepszej wietrzności.
Ich właściciele jednak do takich inwestycji się nie spieszą, bo koszty w branży wzrosły w ostatnich latach o 1/3, co uderza w rentowność projektów. Z kolei wysokie stopy procentowe utrudniają pozyskanie korzystnego finansowania. Dlatego istnieje ryzyko, że firmy postawią na wydłużanie żywotności zamortyzowanych wiatraków bieżącymi remontami i zadowolą się stałym dopływem gotówki niż kosztownymi i czasochłonnymi inwestycjami o niskiej stopie zwrotu.
„Financial Times” podkreśla, że poza kosztami kluczowe dla repoweringu są jeszcze dwie kwestie. Pierwsza to przewlekłe procedury dotyczące uzyskiwania pozwoleń administracyjnych oraz przyłączeń do sieci.
Natomiast druga to opór ze strony lokalnych społeczności, które nie chcą mieć wiatraków w swojej okolicy. A te wraz z rozwojem technologii są coraz większe. Przed dwoma dekadami instalowano elektrownie o mocy mniejszej niż 1 MW, które wraz z łopatami sięgały do 90 m. Obecnie mogą przekraczać 7 MW mocy i 240 m wysokości.
Zobacz także: Zachodnioeuropejskie wiatraki do odbudowy. Polskę też to czeka
Rumunia liczy na małe jądrowe reaktory
– Rumunia znajduje się w czołówce krajów Unii Europejskiej, które chcą budować u siebie małe modułowe reaktory jądrowe (SMR). Jednak przyszłość tej technologii wciąż pozostaje niepewna – wskazuje portal Politico.
Pierwsze sześć reaktorów amerykańskiej firmy NuScale – w tym przynajmniej jeden do 2030 r. – ma powstać w miejscu zamkniętej elektrowni na węgiel brunatny w Doicești, niespełna 100 km od Bukaresztu. Ta lokalizacja pozwoli wykorzystać tamtejszą infrastrukturę, a także istniejące sieci przesyłowe.
Inwestycja budzi duże nadzieje w pogórniczym regionie, dla którego zamknięcie przemysłu węglowego oznaczało kilka tysięcy utraconych miejsc pracy i gospodarczy upadek. Nowe miejsca pracy ma wygenerować nie tylko sama budowa, ale też bezemisyjna energia, którą będą wytwarzać małe reaktory. Według założeń ma ona w przyszłości posłużyć m.in. do produkcji wodoru i zielonej stali, a także zasilania pobliskiej cementowni.
Rumuński rząd zapowiedział, że odejdzie od wykorzystania węgla w energetyce do 2032 r. Budowa SMR-ów ma być jednym z głównych elementów dekarbonizacji tamtejszego sektora energetycznego.
Politico podkreśla, że tym planom inni bacznie się przyglądają, gdyż w Europie przybywa krajów, które są zainteresowane małymi reaktorami. Na tej liście są jeszcze Wielka Brytania, Szwecja, Francja, Finlandia, Holandia, Estonia, Włochy, Bułgaria, Belgia, Czechy oraz oczywiście Polska.
W lutym sojusz przemysłowy na rzecz SMR zainicjowała też Komisja Europejska. Ma on zrzeszać spółki energetyczne, instytucje finansowe oraz firmy produkcyjne w celu wypracowania silnego łańcucha dostaw w UE i wdrożenia tej technologii na początku następnej dekady.
Jednak jak na razie wszelkie prognozy są obarczone dużą dozą niepewności, gdyż jeszcze żaden komercyjny projekt nie doczekał się rozpoczęcia budowy, a tym bardziej eksploatacji. Dlatego trudno weryfikować zapowiedzi, według których modułowa budowa reaktorów pozwoli wyeliminować nękające sektor jądrowy opóźnienia i wzrosty kosztów.
Pewien sceptycyzm wobec rumuńskich planów może budzić też to, że bliźniaczy do tego w Doicești projekt o mocy 462 MW w amerykańskim Idaho został anulowany. W obliczu wzrostu zakładanych cen energii z tej elektrowni, a także obaw o niedoszacowane koszty budowy, nie udało się naleźć tam wystarczającej liczby klientów zainteresowanych inwestycją.
Zobacz też: Małe reaktory mają duże problemy
Dlaczego górniczy potentaci skąpią na inwestycje?
– Transformacja energetyczna do 2050 r. będzie wymagała 6,5 mld ton różnego rodzaju metali. Mimo tego koncerny górnicze – uczone negatywnymi doświadczeniami z przeszłości – ostrożnie podchodzą do inwestowania w nowe projekty – pisze „The Economist”.
Te doświadczenia są całkiem świeże, bo dotyczą pierwszej i początku drugiej dekady XXI wieku, gdy szybkie tempo rozwoju gospodarczego Chin napędzało ceny surowców. Prognozy były optymistyczne, więc koncerny wydobywcze nie oglądały się na rosnące wydatki i inwestowały w kolejne aktywa.
Szczyt surowcowej gorączki nastąpił 2013 r., gdy nakłady inwestycyjne 40 największych firm górniczych na świecie osiągnęły poziom 130 mld dolarów, co wówczas odpowiadało 4/5 ich zysków operacyjnych.
Niedługo potem chińska gospodarka złapała zadyszkę, a spadające ceny surowców uderzyły w wyniki koncernów i wartość ich aktywów. Przykładowo tylko samo BHP dokonało w 2015 r. odpisów na 50 mld dolarów. Kolejne lata minęły branży na redukowaniu zadłużenia i odbudowywaniu zaufania na rynkach finansowych.
Z czasem zyski wróciły, ale nakłady na inwestycje są już znacznie mniejsze niż przed dekadą. W 2022 r. TOP 40 górniczych firm wydał na nie łącznie 75 mld dolarów, co stanowiło 1/4 ich zysków operacyjnych. Sektor pozostaje zatem zachowawczy, chcąc poprawiać nadal swoje notowania u inwestorów oraz wyceny na giełdach.
Jak wskazuje „The Economist”, długoterminowo ta sytuacja może negatywnie odbić się na podaży surowców, na które ogromne zapotrzebowanie będzie generować transformacja energetyczna, czyli m.in. inwestycje w sieci elektroenergetyczne, energetykę odnawialną czy elektromobilność. Wszędzie tam potrzebna będą przede wszystkim stal, miedź i aluminium, a do tego dochodzą jeszcze lit, kobalt, nikiel czy metale ziem rzadkich.
Firmy wydobywcze wolą obecnie jednak skupić się na rozbudowie obecnych mocy produkcyjnych lub na przejęciach istniejących złóż niż inwestować w ryzykowne rozwijanie całkiem nowych projektów. Wpływ na to ma też inflacyjny wzrost kosztów w ostatnich latach, a także trudności związane z protestami społecznymi i długoletnim pozyskiwaniem koncesji wydobywczych.
Inwestycyjna nieśmiałość zachodnich koncernów budzi obawy rządów w Europie, USA czy Japonii, gdyż dużą aktywność w pozyskiwaniu złóż w Afryce oraz Ameryce Południowej podtrzymują firmy z Chin – często wspierane przez państwowe fundusze i banki. To natomiast prowadzi do dalszego umacniania chińskiego łańcucha dostaw w sektorach związanych z transformacją energetyczną.
Zobacz również: Tereny pokopalniane w Polsce zmieniają się w zagłębia OZE