Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Energetyka konwencjonalna
  4. >
  5. Ropa naftowa
  6. >
  7. Europejska fotowoltaika się dusi, bo Chińczycy mają czkawkę

Europejska fotowoltaika się dusi, bo Chińczycy mają czkawkę

Zagraniczna prasówka energetyczna: Europejscy producenci fotowoltaiki są w kryzysie, a chińscy boją się skutków nadpodaży; Aktywa energetyczne kuszą krezusów; Unia nie da rady skopiować amerykańskich subsydiów; Skąd ten szał fuzji i przejęć w ropie i gazie?
production of solar panels, man working in factory.
W 2023 r. chińska produkcja ogniw PV wzrosła o 54 proc. - do 541 GW. Fot. Depositphotos

Przedstawiamy tematy, które zainteresowały naszą redakcję w minionym tygodniu w zagranicznych mediach opiniotwórczych.

Europejscy producenci fotowoltaiki są w kryzysie…

– Europejski przemysł fotowoltaiczny stoi w obliczu najgłębszego kryzysu od ponad dziesięciu lat, ponieważ ostra konkurencja ze strony Chin osłabia branżę. Nadzieje kontynentu na większą niezależność energetyczną stają się coraz bardziej pobożne – analizuje Bloomberg.

W 2023 r. w Unii Europejskiej osiągnięto najwyższy w historii poziom instalacji nowych mocy w energetyce słonecznej – wyniosły one 56 GW wobec niespełna 40 GW rok wcześniej. Jednak według stowarzyszenia SolarPower Europe rodzimi producenci zaspokajają obecnie niecałe 2 proc. europejskiego zapotrzebowania, a ok. 90 proc. dostaw pochodzi z Chin.

W ostatnich latach fotowoltaika stała się liderem ekspansji OZE w Europie ze względu na gwałtowny spadek kosztów, co odbiło się na kondycji miejscowych producentów, którzy nie są w stanie konkurować z chińskimi wytwórcami. Przyczyniło się do tego również wprowadzenie przez USA zakazu importu paneli fotowoltaicznych, zawierających komponenty z chińskiego Xinjiangu, gdzie prześladowani są Ujgurzy.

To spowodowało dodatkowe przekierowanie eksportu fotowoltaiki z Chin do Europy. Firma badawcza Rystad Energy oszacowała w lipcu 2023 r., że w europejskich magazynach zalegały chińskie panele PV o wartości ok. 7 mld euro oraz mocy 40 GW – z tendencją do dalszego wzrostu zapasów.

Konsekwencje dla producentów z Europy stają się coraz bardziej widoczne. Szwajcarski producent paneli Meyer Burger Technology ogłosił, że może zamknąć zakład produkcyjny w Niemczech – jeden z największych w Europie – i zainwestować w USA, bo tam może liczyć na subsydia. Zagrożone jest ponad 500 miejsc pracy.

Wcześniej – we wrześniu – norweska firma Norsun, która produkuje wlewki i płytki wykorzystywane do produkcji ogniw słonecznych, ogłosiła tymczasowe wstrzymanie produkcji i zwolnienia. W listopadzie niemiecki producent modułów Solarwatt poinformował, że zwolni 10 proc. załogi, choć wcześniej miał plany zwiększania zatrudnienia. W grudniu fińska spółka Valoe złożyła wniosek o restrukturyzację, a austriacka Energetica Industries rozpoczęła w styczniu postępowanie upadłościowe.

Komisja Europejska opracowała plan, który zakłada, że do 2030 r. UE ma wytwarzać co najmniej 40 proc. swojego zapotrzebowania na technologie związane z transformacją energetyczną. Branża fotowoltaiczna wzywa do zwiększania wsparcia dla europejskich producentów, jeśli te założenia mają być realne.

…a chińscy boją się skutków nadpodaży

W innym artykule Bloomberg opisuje też sytuację z drugiej perspektywy, czyli tej chińskiej, którą tamtejsi dostawcy fotowoltaiki również nie postrzegają jako wymarzonej. Powodem jest nadmiar mocy produkcyjnych, co przekłada się na spadek marż oraz topniejącą opłacalność eksportu. To sprawia, że wielu producentów z Chin patrzy z niepokojem na 2024 r.

Według oficjalnych danych rządowych w 2023 r. chińska produkcja ogniw PV wzrosła o 54 proc. – do 541 GW, co pomogło zaspokoić rosnące globalne zapotrzebowanie na fotowoltaikę.

BloombergNEF szacuje, że Chiny odpowiadają za ponad 90 proc. światowej produkcji. Jednak szybka ekspansja w ciągu ostatnich kilku lat doprowadziła do ogromnej nadwyżki mocy produkcyjnych, ponieważ firmy ścigały się w budowaniu nowych i bardziej wydajnych fabryk. Tak, aby sprostać rosnącemu popytowi i zyskać przewagę technologiczną nad konkurencją. W efekcie moce produkcyjne – istniejące oraz planowane – wzrosły z 310 GW na koniec 2020 r. do ok. 817 GW na koniec 2022 r.

Przyczyn tej sytuacji można też częściowo upatrywać w działaniach administracji prezydenta Xi Jinpinga, która wytypowała zielone technologie jako sektory mające podciągnąć wyniki chińskiej gospodarki. Ta wciąż nie może bowiem odzyskać satysfakcjonujących wyników po pandemicznym mrożeniu i przy trwającym kryzysie na rynku nieruchomości.

Nadpodaż mocy produkcyjnych powoduje, że firmy usiłują wypchnąć jak najwięcej paneli fotowoltaicznych na rynki zagraniczne. BloombergNEF ocenia, że w 2022 r. wartość eksportu sięgnęła 46 mld dolarów, co oznaczało rok do roku wzrost o 63 proc. Z kolei według szacunków po jedenastu miesiącach 2023 r. wolumen eksportu wzrósł o 14 proc., ale jego wartość spadła o ponad 4 proc.

Jednocześnie polityka przemysłowa Zachodu sprawia, że chińscy producenci w coraz większym stopniu muszą przenosić produkcję zagranicę, aby uzyskać łatwiejszy dostęp do tamtejszych rynków. Tymczasem w minionych latach zakładano, że to fabryki w Chinach będą zaopatrywać cały świat.

Zobacz też: Fundusze na transformację nie dla małych operatorów

Aktywa energetyczne kuszą krezusów

– Największe firmy globalne firmy zarządzające aktywami wykładają miliardy na inwestycje w infrastrukturę, a dekarbonizacja to jeden z megatrendów napędzających to zjawisko – opisuje „The Economist”.

Przykład to ogłoszony w styczniu zakup Global Infrastructure Partners (GIP) przez BlackRock, czyli największego zarządcę aktywów na świecie. Wartość transakcji to 12,5 mld dolarów. GIP to trzeci co do wielkości globalny inwestor infrastrukturalny – po australijskim Macquarie i kanadyjskim Brookfield.

Według firmy badawczej Preqin, w ciągu ostatniej dekady wartość aktywów znajdujących się w funduszach infrastrukturalnych wzrosła prawie pięciokrotnie – do 1,3 bln dolarów. Wysokie, a zarazem stabilne stopy zwrotu, sprawiają, że w aktywa infrastrukturalne chętnie inwestują fundusze emerytalne oraz te zarządzające majątkami państw.

Sam Pollock, szef działu infrastruktury w Brookfield, w rozmowie z „The Economist” wskazuje, że ten segment rynku inwestycyjnego na dobre zaczął się kształtować od lat 90. ubiegłego wieku. Wtedy walczące z rosnącym zadłużeniem rządy zaczęły szukać w sektorze prywatnym partnera, który pomógłby w odnowieniu starzejących się linii kolejowych, lotnisk czy wodociągów. Potem nadszedł czas na energetykę i telekomunikację.

Obecnie, jak wyjaśnia Pollock, zapotrzebowanie na inwestycje infrastrukturalne gwałtownie rośnie dzięki trzem megatrendom. Pierwszym z nich jest dekarbonizacja. Realizacja celów klimatycznych wymaga zainwestowania tylko w tej dekadzie co najmniej 8 bln dolarów w energetykę odnawialną, magazyny energii, sieci elektroenergetyczne, a także w produkcję zielonego wodoru oraz bezemisyjnych paliw dla lotnictwa i żeglugi.

Drugim megatrendem jest oczywiście cyfryzacja, a trzecim – mniej oczywistym – odwracanie skutków globalizacji, czyli nacisk na skracanie łańcuchów dostaw. Z jednej strony chodzi choćby o powrót produkcji przemysłowej w kluczowych sektorach z Chin na Zachód, a z drugiej uniezależnienie się od dostaw paliw z Rosji, co skutkowało ekspresową budową terminali LNG w UE.

Jak dotąd większość funduszy infrastrukturalnych koncentrowała się na bogatych krajach, których rządy i gospodarki są bardziej przewidywalne. Z danych Preqin wynika, że ponad 80 proc. zarządzanych aktywów znajduje się na rynkach zachodnich.

Jednocześnie zapotrzebowanie na nową infrastrukturę jest najbardziej widoczne w krajach tzw. Globalnego Południa, gdzie populacja i wzrost gospodarczy rosną szybciej niż na dostatnim Zachodzie. Dlatego m.in. GIP postrzega rynki wschodzące jako atrakcyjny kierunek ekspansji

Zobacz również: Fundusze na transformację nie dla małych operatorów

Unia nie da rady skopiować amerykańskich subsydiów

– Zielona polityka przemysłowa USA, którą prowadzi administracja Joe Bidena, jest zbyt kosztowna i sceptyczna wobec Chin, aby mogła zostać skopiowana przez inne kraje Zachodu – komentuje Alan Beattie, publicysta „Financial Times”.

W listopadowych wyborach prezydenckich ubiegający się o reelekcję Biden zapewne będzie zachwalał hojne wydatki na zieloną transformację oraz protekcjonistyczną politykę przemysłową jako kluczowe ze swoich osiągnięć.

Wydatki uruchomione dzięki wprowadzonej w 2022 r. ustawie Inflation Reduction Act (IRA) – wspierającej m.in. produkcję na terenie USA urządzeń dla energetyki odnawialnej i elektromobilności, a także subsydiującej zakup wyprodukowanych na rodzimym rynku elektryków – pierwotnie planowano na 369 mld dolarów w ciągu 10 lat. Jednak niektóre szacunki wskazują, że wydatkowa karuzela może rozkręcić się nawet do 1 bln dolarów, a dla osiągnięcia odpowiednich skutków klimatycznych przydałoby się ok. 3 bln dolarów.

Te działania mają być wymierzone przede wszystkim w Chiny, ale u amerykańskich sojuszników – zwłaszcza UE i Wielkiej Brytanii – wywołały dotychczas więcej obaw niż zachwytu, bo wysysają inwestycje w zielone technologie z Europy na drugą stronę Atlantyku.

Choć administracja Bidena zachęca europejskich partnerów do przyjęcia podobnej polityki, to unijne państwa nie mają takich zdolności finansowych. Potencjalnie byłyby możliwe skonstruowanie go na poziomie całej Unii, ale trudno jest o szybkie polityczne porozumienie w tej kwestii wśród 27 państw.

Alan Beattie podkreśla, że UE nie prezentuje też tak agresywnego podejścia handlowego do Chin jak USA. Co prawda KE wszczęła dochodzenie dotyczące podejrzeń o subsydiowanie przez Chiny importu samochodów elektrycznych do UE, ale nikt nie spodziewa się wprowadzenia dotkliwych ceł dla elektryków z Państwa Środka, czy wykluczenia ich z mechanizmów wspierających zakup aut. Jednocześnie chiński BYD ogłosił budowę fabryki samochodów na Węgrzech, wspieraną przez tamtejsze władze.

– Nie ma wątpliwości, że na świecie, szczególnie w UE, panuje wielka zazdrość dotycząca amerykańskiej IRA. Europejscy urzędnicy państwowi tęsknią za możliwością prostego odkręcenia kurka ulg podatkowych zamiast mozolnego konstruowania skomplikowanych mechanizmów wsparcia – konkluduje publicysta „Financial Times”.

Zobacz także: Dlaczego miliardy złotych przechodzą energochłonnym koło nosa?

Skąd ten szał fuzji i przejęć w ropie i gazie?

– Łączna wartość fuzji i przejęć na rynku ropy i gazu wzrosła w 2023 r. grubo ponad dwukrotnie. Zajmujący się transformacją energetyczną analitycy zastanawiają się, co zmotywowało koncerny do takich działań – pisze Energy Monitor.

Według danych serwisu GlobalData w ubiegłym roku naftowo-gazowe transakcje sięgnęły wartości 256 mld dolarów wobec nieco ponad 100 mld dolarów w 2022 r.

Główny udział w tej puli miały USA (199 mld dolarów), a następnie Kanada (9 mld dolarów), Wielka Brytania (7 mld dolarów) i Norwegia (5 mld dolarów). Trzy największe transakcje to kolejno zakup Pioneer Natural Resources przez ExxonMobil (60 mld dolarów), Hess Corp przez Chevron (53 mld dolarów) oraz Occidental Petroleum przez CrownRock (12 mld dolarów).

Ben Cahill z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych ocenia, że duży ruch na rynku fuzji i przejęć pokazuje przekonanie co do dalszego zapotrzebowania na paliwa, co skłania największych graczy zwiększania zasobów i konsolidowania branży. Ponadto zakup istniejących aktywów jest mniej ryzykowny niż inwestowanie w poszukiwanie nowych złóż.

Raj Shekhar, dyrektor ds. ropy i gazu w GlobalData, wskazuje, że przekonanie sektora co do dobrych perspektyw pozostaje duże mimo prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej, zakładających szczyt zapotrzebowania na ropę i gaz w tej dekadzie. Niemniej ich znaczenie w przyszłości nadal pozostanie duże, a gaz będzie pełnił rolę paliwa przejściowego.

Z kolei Mike Coffin, szef ds. ropy i gazu w think tanku Carbon Tracker, podkreśla, że ubiegłoroczne transakcje są potwierdzeniem transformacji energetycznej. Przemysł paliwowy zamiast wydawać duże pieniądze na poszukiwania i rozwój nowych projektów kupuje sprawdzone aktywa, aby zapewniać akcjonariuszom optymalne stopy zwrotu wraz z przyspieszaniem transformacji. Już w 2022 r. globalne inwestycje w OZE po raz pierwszy były wyższe od tych w ropę i gaz.

Możliwe, że nie wszystkie koncerny paliwowe dobrze odnajdą się w zielonych biznesach i skala ich działalności z czasem będzie się kurczyć. Jednak żadna z największych amerykańskich grup paliwowych takiego scenariusza nie zakłada.

ExxonMobil prognozuje nawet, że w 2050 r., który jest określany terminem osiągnięcia neutralności klimatycznej rozwiniętych gospodarek, globalne zapotrzebowanie na energię wciąż będzie w 54 proc. pokrywane przez ropę i gaz, a na fotowoltaikę i wiatraki ma przypadać zaledwie 11 proc.

Zobacz też: Kto wygra proces z Amerykanami o niedostarczone LNG

Technologie wspiera:
Elektromobilność napędza:
Fotowoltaikę wspiera:
Amerykańska firma LNG Venture jest oskarżana o to, że sprzedawała na spocie gaz, który powinna dostarczyć klientom (m.in Orlenowi) na podstawie kontraktów. Amerykanie mają jednak sporo argumentów na swoją obronę.
calcasieu.lng
Sytuacja jest o wiele lepsza niż przed rokiem, nie żyjemy w zagrożeniu zimowym kryzysem energetycznym. Gaz jest znacznie tańszy, choć jednocześnie dwukrotnie droższy niż przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie.
Depositphotos 439402834 XL
Rynek energii rozwija:
Materiał Partnera
Infrastruktura krytyczna jest współzależnym systemem naczyń połączonych w całej Unii Europejskiej. Brak bezpieczeństwa oraz odporności choć jednego elementu w tej układance może zachwiać dostawami energii, gazu czy ciepła u odbiorców końcowych. Stąd radykalne i rewolucyjne zmiany, które dotyczą zarówno spółek obrotu, jak i operatorów systemów dystrybucyjnych, a będą w Polsce wdrażane w najbliższych latach.
petrochemical industrial power plant factory at night
fot. Depositphotos
Rynek energii rozwija:
Technologie wspiera: