Spis treści
W kwietniu weszła w życie liberalizacja ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Zgodnie z obecnymi przepisami miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego może określić inną odległość elektrowni wiatrowej od budynków mieszkalnych niż 10-krotności wysokości turbiny, ale nie może to być mniej niż 700 metrów. Wprowadzono ponadto konieczność zachowania odpowiedniej odległości elektrowni wiatrowych od linii najwyższych napięć, zachowano natomiast ograniczenia dotyczące odległości turbin wiatrowych od parków narodowych.
Rynek czeka na specustawę
Wprowadzenie w 2016 roku ustawy odległościowej spowodowało, że 99 proc. terenu kraju było zablokowane do realizacji nowych projektów wiatrowych. – Już ostatnie aukcje OZE pokazały, że projekty wiatrowe wyczerpały się. Mamy do czynienia z luką inwestycyjną – mówił Wojciech Sztuba, partner zarządzający TPA Poland, która wraz z kancelarią DWF i Polskim Stowarzyszeniem Energetyki Wiatrowej przygotowała raport „Energetyka wiatrowa w Polsce” przedstawiony na konferencji PSEW w Serocku.
Jak dodał, ten rok przyniósł przełom, ponieważ po liberalizacji zasady 10H zaczną powstawać nowe projekty, już nie z turbinami o mocy 2-3 MW, jak dotychczas, ale około dwa razy mocniejszymi. Ponadto uchwalono nowe zasady planowania przestrzennego. – Uzgodnienia planistyczne trwają długo, co też przyczynia się do luki inwestycyjnej – dodał.
Ostatnia nowelizacja prawa energetycznego, którą przyjął Sejm, wprowadza przepisy o linii bezpośredniej. Branża spodziewa się wkrótce też regulacji łączenia farm wiatrowych i słonecznych na zasadach cable pooling – te nowe rozwiązania mogą częściowo pomóc z ograniczeniami sieciowymi, które teraz są najpoważniejszym problemem.
Czytaj także: Wiatr i słońce w jednym kablu
– W kwestii sieci deweloperzy mówią jednym głosem z operatorami sieci. Konieczne są wielomiliardowe nakłady oraz wprowadzenie specustawy sieciowej, która podobno jest już przygotowana. Bez inwestycji w sieć nie będzie w Polsce OZE – ani na lądzie, ani na morzu – podkreśliła podczas tejże konferencji PSEW Olga Sypuła, country manager European Energy w Polsce.
Największa bariera znika, ale ustawa cenowa zabija opłacalność projektów
Ustawa o limitach cen energii, powyżej których spółki dokonują odpisów na Fundusz wypłaty Różnicy Ceny, wprowadziła dużą niepewność co do przyszłości polskiego rynku. Polska ustawa ma obowiązywać do końca roku, podczas gdy unijne przepisy wygasają z końcem tego miesiąca. Ponadto kilkakrotnie nowelizowane przepisy uderzają też w długoterminowe umowy typu cPPA, co utrudnia zdobycie finansowania dla OZE.
– Wysokie ceny energii pozytywnie wpływają na opłacalność inwestycji w OZE. Natomiast nie możemy ich izolować od całego systemu gospodarczego. Poza tym, że ustawa w sposób oczywisty ogranicza przychody, to jest także źródłem dodatkowych niepewności. Każdy perspektywicznie patrzący inwestor oceni polski rynek jako ryzykowny, w związku z tym będzie oczekiwał większej stopy zwrotu i albo zrezygnuje z inwestycji, albo poczeka do momentu, aż ceny energii to ryzyko skompensują. Spółkom obrotu ustawa pozwala zarobić między 1,5 a 3,5% w zależności od rodzaju umowy. Na takich marżach żaden biznes na dłuższą metę się nie obroni przy dzisiejszych stopach procentowych. Istnieje ryzyko, że prywatne spółki obrotu, w tym spółki międzynarodowe obecne na polskim rynku, będą się wycofywały. Spadnie konkurencyjność i dostępność usług – zarówno dla wytwórców OZE, jak i dla odbiorców końcowych – ocenił Paweł Wierzbicki, członek zarządu Axpo Polska.
Janusz Gajowiecki, prezes PSEW przypomina, że w innych krajach europejskich obowiązują inne limity cenowe. Unijne rozporządzenie wyznaczało cap na poziomie 180 euro, w Polsce ten poziom jest niższy, a i tak wpłaty z odpisu są niewystarczające, by pokryć wypłatę rekompensaty za ograniczenie podwyżek cen energii dla wrażliwych grup odbiorców.
Czytaj także: Koniec specjalnego podatku od sprzedaży po 30 czerwca?
Łukasz Tomaszewski, dyrektor departamentu OZE w Ministerstwie Klimatu i Środowiska przypomniał, że capy cenowe były odpowiedzią na sytuację kryzysową na rynkach energii, by odbiorcy czuli się bezpiecznie. – Ta ustawa ma charakter czasowy, ale nie potrafię powiedzieć czy zostanie przesunięta na przyszły rok – powiedział podczas konferencji PSEW w Serocku.
Niepewność i długie procedury
Bez uproszczenia procedur nie będzie szybko nowych farm wiatrowych. Uzyskanie pozwoleń zajmuje 2-3 lata, do tego dochodzi następnie proces budowlany. Samo uzyskanie koncesji na wytwarzanie energii trwa obecnie ok. 8 miesięcy. W efekcie zrealizowanie farmy wiatrowej na lądzie zajmuje do 7 lat. Jak wskazuje Paweł Łączkowski, radca prawny Deloitte, dla gmin największym obciążeniem jest przeprowadzenie wieloetapowych konsultacji społecznych miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.
Czytaj także: Mamy podatek od nadmiernych zysków firm paliwowych. Tak sądzi Bruksela
Jego zdaniem, nowe projekty zaczną się pojawiać za 2-3 lata. – Jest popyt na to, by nabywać projekty wiatrowe i uzupełniać projekty słoneczne, ale rynek jest niepewny z powodu ograniczeń cenowych – wskazał.
Zdaniem Janusza Gajowieckiego, pierwsze projekty przygotowane na nowych zasadach pojawić się mogą w okresie dłuższym niż 2-3 lata. PSEW zamierza przedstawić niedługo propozycje uproszczeń procesu inwestycyjnego.
Bruksela widzi nieprzejrzystość w Polsce
Raport na temat barier w procesie inwestycyjnym OZE, który jest efektem projektu projektu „RES Simplify”, przygotowała Komisja Europejska. Wynika z niego, że przyrost nowych mocy elektrowni wiatrowych na lądzie w całej UE zaczął od 2017 r. słabnąć. Bariery rozwoju pojawiają się w całej Europie, naliczono ich w sumie około 350, z czego prawie połowa dotyczy kwestii administracyjnych i przyłączenia do sieci.
W Polsce brakuje przejrzystości procedur i inwestorzy mierzą się z rozbudowaną biurokracją. Ponadto urzędy borykają się z brakiem pracowników, np. Urząd Regulacji Energetyki od lat jest pomijany przy zwiększaniu budżetu na zatrudnienie. Niedoinwestowana sieć elektroenergetyczna, która może pomieścić ograniczone moce OZE, to kolejna przeszkoda dla rozwijania nowych projektów. Na problemy z przyłączeniem lądowych farm wiatrowych do sieci wskazali inwestorzy w 13 państwach. Co więcej, w Polsce, podobnie jak w 15 innych państwach, brakuje poparcia politycznego rozwijania lądowej energetyki wiatrowej – czytamy w raporcie przygotowanym dla KE.