Londyn kończy ze wsparciem lądowych farm wiatrowych. Decyzja brytyjskiego rządu jest jedną z pierwszych tego typu w Unii Europejskiej. Niewątpliwie niedługo czekają nas podobne. Co to oznacza dla przyszłości „zielonej” energetyki w Europie?
Brytyjczycy, chociaż do niedawna byli za Polską w rozwoju energetyki odnawialnej, ostatnio przyśpieszyli dzięki dynamicznemu rozwojowi energetyki wiatrowej na lądzie i morzu oraz największej w Europie liczbie zainstalowanych w 2014 roku paneli solarnych.
Zobacz: Energetyka słoneczna się przegrzała na Zachodzie. A w Polsce?
{norelated}Wyprzedzają cele w łącznym udziale OZE w ciepłownictwie, transporcie i elektroenergetyce na kolejne lata (za 2013 i 2014 roku mieli 6,3 proc. udział w stosunku do 5,4 proc. celu) i wszystko wskazuje na to, że uda im się spokojnie osiągnąć ostateczny cel na 2020 rok – 15 proc. „zielonej” energii w końcowym zużyciu, czyli taki sam, jaki stoi przed Polską.
Więcej o tym jak z realizacją celu idzie Polsce: OZE w Polsce szybko się rozwijają
Brytyjczycy założyli, że do jego osiągnięcia potrzebują 14,9 GW mocy lądowych farm wiatrowych, a z blisko 12 GW już istniejących i kolejnymi 5 GW, które jeszcze powstaną, nawet go przekroczą.
Z tego punktu widzenia informacja o wygaszaniu wsparcia dla lądowych farm wiatrowych nie powinna zaskakiwać.
Czytaj więcej: Antywiatrakowa rewolucja na Wyspach
Problem jednak w tym, że jednym z kluczowych celów wsparcia „zielonych” elektrowni w Unii Europejskiej miał być taki rozwój technologii i związanych z nimi usług, że będą one wstanie konkurować już na zasadach komercyjnych na rynku. Tymczasem nawet w wietrznej Wielkiej Brytanii elektrownie wiatrowe nadal produkują prąd o połowę drożej, niż elektrownie węglowe.
Pomóc wiatrakom mogłyby drożejące uprawnienia do emisji CO2, które podniosłyby ceny prądu z elektrowni węglowych, ale Komisji Europejskiej, mimo kilku prób, nadal nie udało wystarczająco podbić ich cen.
Efekt jest taki, że wsparcie się kończy, a energia z wiatraków nadal jest zbyt droga, aby poradzić sobie bez niego.
Pomóc branży wiatrowej może jeszcze nowy unijny pakiet energetyczno-klimatyczny, który wyznaczył kolejny cel dla OZE – 27 proc. do 2030 roku (wobec obecnego – 20 proc. do 2020 roku). Cel jest jednak wprowadzony dla wszystkich krajów Unii łącznie, bez kwot krajowych. Nie wiadomo zatem ile zechce wziąć na siebie Londyn.
Jednak wiele wskazuje na to, że dzięki nadwyżce powstających elektrowni wiatrowych i fotowoltaicznych i ten cel może osiągnąć szybciej, niż koszty „zielonej” energii spadną poniżej kosztów tej węglowej.
Co wtedy stanie się z „zieloną” rewolucją Europy?