Atom w ministerstwie
Dotychczasowy dyrektor zajmował się energetyką atomową od kilkunastu lat, zaczynał jeszcze w resorcie gospodarki w czasach rządu koalicji PO-PSL. W 2019 r. został dyrektorem Departamentu Energetyki Jądrowej w ówczesnym resorcie energii, bo kierownictwo resortu nie było specjalnie zadowolone z pracy jego poprzednika. Nowacki dał polskiemu programowi atomowemu nowy impuls – rząd przyjął poprawiony Program Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) oraz ustawę umożliwiającą całą inwestycję.
Przyczyny odejścia dyrektora, który nie będzie miał już okazji wdrażać współpracy z amerykańskim Westinghouse, wybranym przez polski rząd, nie są do końca jasne. Według naszych źródeł odejdzie do PGE, gdzie ma znowu uruchomić departament odpowiedzialny za energetykę jądrową. Narodowy czempion miał zespół ludzi zajmujących się atomem, ale rozpierzchli się po rezygnacji PGE z budowy atomu, część przejęła go spółka Polskie Elektrownie Jądrowe, którą skarb państwa odkupił od spółek energetycznych. Teraz PGE wróciła do planów budowy elektrowni atomowej, wraz z koreańskim KHNP i kontrolowanym przez Zygmunta Solorza PAK.
Odejście Nowackiego nie jest pierwszą zmianą personalną w resorcie klimatu od czasów objęcia teki przez Annę Moskwę w ub. roku. Na plus należy zapisać nowej minister, że nie zrobiła czystki personalnej, większość dyrektorów odpowiedzialnych za energetykę to wciąż nominaci Michała Kurtyki. Dyrektorski stołek stracił tylko dyrektor departamentu ciepłownictwa, Piotr Sprzączak, ale pozostał w resorcie. Jego miejsce zajął Grzegorz Tobolczyk, który przyszedł z NFOŚiGW.
Inną ważną zmianą było odebranie przez Moskwę wiceministrowi Ireneuszowi Zysce nadzoru nad Departamentem Odnawialnych Źródeł Energii. Zyska teoretycznie jest pełnomocnikiem rządu ds. OZE, ale w resorcie nadzoruje tylko Departament Gospodarki Wodorowej i Elektromobilności.
Dyrektorzy departamentów pracujących w resorcie są doświadczonymi fachowcami, ale w praktyce są współodpowiedzialni za psucie prawa uprawiane przez kierownictwo resortu – uchwalane naprędce i bez konsultacji ustawy, które po miesiącu trzeba nowelizować.
Brytyjczycy nakręcili swego czasu serial komediowy o relacjach służby cywilnej z politykami zatytułowany „Yes, Minister”. Zawodowy urzędnik zwykle w uprzejmy i zagmatwany sposób tłumaczy w nim w swemu ministrowi, że pewnych rzeczy po prostu nie można bądź nie należy robić.
– Ględzisz – mówi do niego minister. – Tak, panie ministrze – odpowiada urzędnik. – Dlaczego ględzisz? – To moja praca.
W serialu BBC tytuł był ironiczny, ale w polskich realiach niestety nie jest – urzędnicy mogą albo posłusznie potakiwać i frustrować się skrycie, albo odejść.
Czytaj także: Jak bardzo biało-czerwona będzie polska elektrownia jądrowa