Po otwarciu ofert potencjalnych wykonawców budowa nowego bloku w Ostrołęce jest już kompletnie nierealistyczna. Koszty są dużo wyższe niż oczekiwano, czasu jest mało i nie widać chętnych do sfinansowania projektu.
Ostrołęka C to łabędzi śpiew energetyki węglowej w Polsce – będzie to zgodnie z deklaracją ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego ostatnia wielka elektrownia, wykorzystująca tradycyjne spalanie węgla.
Według zakładanych na dziś parametrów, Ostrołęka C ma mieć moc elektryczną rzędu 1000 MW, dyspozycyjność ponad 8 tys. godzin rocznie, sprawność ponad 45 proc. oraz wysoką elastyczność – czyli możliwość pracy pod obciążeniem od 30 do 103 proc. mocy nominalnej.
Budżet inwestora dla budowy „pod klucz” wyznaczono na 4,803 mld zł brutto, a do złożenia ofert zaproszono 5 konsorcjów: China Power Engineering, koreański Doosan z Mostostalem Warszawa i Accioną, GE Power wraz z przejętym przez siebie niedawno Alstomem, Mitsubishi Hitachi Power Systems oraz konsorcjum Polimex-Mostostal i Rafako.
W czwartek 28 grudnia okazało się, że oferty złożyli tylko Chińczycy, GE Power z Alstomem oraz Polimex z Rafako. Mitsubishi Hitachi oraz Doosan z partnerami powiedziały „pas”. Rozrzut kwot, jakie zażądano jest zdumiewający.
Tylko Chińczycy zbliżyli się do budżetu inwestora, oferując niemal 4,850 mld brutto. Oczekiwania GE Power z Alstomem są znacznie wyższe, konsorcjum zażądało 6,023 mld zł brutto. Dla przypomnienia, porównywalny blok w Kozienicach kosztował jakieś 6,4 mld zł. Ale tamten przetarg rozstrzygano siedem lat temu, od tego czasu w górę poszły choćby pensje. oferta ta być może najbardziej zbliżona jest do rzeczywistości.
Za faworyta w przetargu powszechnie uważano konsorcjum Polimeksu i Rafako. Obie firmy są polskie, a znana jest skłonność obecnego rządu do „polonizacji” energetyki. W dodatku Polimex został w końcu uratowany przez zastrzyk kapitałowy spółek energetycznych. Ale kwota 9,591 mld zł brutto, którą zaoferowały obie spółki, to jest prawdziwy kosmos. Wychodzi ponad 9 mln zł na MW, podobny koszt w przeliczeniu na megawat planowany jest dla elektrowni atomowej w Paks na Węgrzech.
WysokieNapiecie.pl policzyło, z grubsza oczywiście, tzw. LCOE (levelized cost of energy) czyli średni koszt po jakim nowa Ostrołęka będzie produkować prąd. Koszt budowy jest tam jednym z najważniejszych elementów. Dla pozostałych elementów przyjęliśmy dość umiarkowane założenia: węgiel po 12 zł za GJ, uprawnienia do emisji CO2 po 13 euro, 4 tys. godzin rocznej pracy, kredyt na budowę na 15 lat z oprocentowaniem 6 proc. Użyliśmy dostępnego w internecie kalkulatora do obliczania LCOE w dolarach (przyjęliśmy 3,5zł za 1 dol). Wyniki są następujące:
-dla oferty Chińczyków średni koszt prądu to 285 zł za MWh.
-dla oferty GE Alstom to 318 zł za MWh
-dla oferty Polimeksu i Rafako to 395 zł MWh.
Przypomnijmy, że dzisiaj ceny energii na TGE oscylują wokół 170 zł i nic nie zapowiada, aby znacząco poszły w górę. Kto pokryje dziurę w przychodach? Rząd stworzył dla firm energetycznych szansę w postaci aukcji na rynku mocy.
Oczywiście Ostrołęka mogłaby dostawać kawałek z tego tortu. Według naszych informacji w studium wykonalności przyjęto, że 2/3 przychodów będzie pochodzić z rynku energii, a 1/3 z rynku mocy właśnie. Jednak Energa jako właściciel Ostrołęki jest w najgorszej sytuacji ze wszystkich czterech państwowych grup, bo ma bardzo mało starych, zamortyzowanych już mocy, z których prąd można „mieszać” na rynku, z nowymi, droższymi. Budżet rynku mocy ma wynosić 4 mld zł rocznie, Ostrołęka C może potrzebować tak wielkiego kawałka tego tortu, że wzbudzi to protesty pozostałych grup. Przy czym nie wiadomo czy elektrownia w Ostrołęce w ogóle załapie się na rynek mocy, bo musiałaby wystartować w aukcji do wejścia w życie pakietu zimowego, czyli prawdopodobnie przed 2020 r. Może po prostu zabraknąć czasu na podpisanie umów i zorganizowanie finansowania projektu.
Współwłaścicielem projektu w Ostrołęce jest Enea, która ma także ponad 4 tys. MW starych bloków elektrowni w Kozienicach i Połańcu oraz nowiutki blok w Kozienicach o mocy 1000 MW, ale niewiele to zmienia. Można się wręcz zastanawiać, czy budowa Ostrołęki C, „kanibalizującej” nowy blok w Kozienicach leży rzeczywiście w interesie poznańskiej spółki.
W komunikacie po otwarciu ofert Energa zastrzegła oczywiście, że „cena nie stanowi jedynego kryterium oceny ofert w postępowaniu, jest tylko jednym z jego elementów”, a „zamawiający wybierze ofertę najkorzystniejszą w oparciu o kryteria zawarte w SIWZ”. Nie wiadomo jednak dokładnie o jakie kryteria chodzi, bo SIWZ nie został opublikowany.
Z komunikatu Energi możemy się także dowiedzieć, że Ostrołęka C jest „kluczowa dla bezpieczeństwa energetycznego kraju”. Nie bardzo jednak wiadomo na jakiej podstawie spółka wyciągnęła taki wniosek. Z technicznego punktu widzenia za bezpieczeństwo energetyczne odpowiedzialne są przede wszystkim Polskie Sieci Elektroenergetyczne, a żaden dokument operatora nie stwierdza, aby Ostrołęka C była niezbędna dla systemu. W raporcie NIK z 2014 r. czytamy nawet, że wobec planowanej rozbudowy sieci w regionie praca ewentualnego nowego bloku nie będzie wymuszana przez operatora.
Co dalej? Według naszych informacji zarząd Energi jest nieco skonfundowany zarówno wysokością oferty Polimeksu i Rafako, jak i tym, że dwaj potencjalni wykonawcy-Mitsubishi-Hitachi i koreański Doosan nie złożyli oferty. – Nie złożyliśmy, bo nie wierzymy w ten projekt – powiedział nam wprost przedstawiciel jednej z tych firm.
Teraz należy się spodziewać analizy ofert, a przede wszystkim konsultacji zarządu z właścicielem. Problem w tym, że w samym rządzie opinie mogą być podzielone. Minister energii Krzysztof Tchórzewski określał się wielokrotnie jako zwolennik projektu. Ale dużo będzie też zależeć od premiera Mateusza Morawieckiego, którego doradca – dr Wojciech Myślecki, wielokrotnie krytykował budowę Ostrołęki C.
Zobacz też: Nowa Ostrołęka – elektrownia, która się słupkom nie kłania
Energa z Eneą będą też miały kolosalne problemy ze sfinansowaniem projektu. Energa wyemitowała w 2017 r. obligacje, ale zagraniczne instytucje finansowe, które objęły te papiery, zastrzegły, że ich pieniądze nie mogą pójść na węgiel. W polskich państwowych bankach trudno będzie znaleźć 6 czy tym bardziej 9 mld zł. Oczywiście pieniądze mają Chińczycy. Dopuszczenie ich do takiej inwestycji (byłaby to pierwsza elektrownia w Europie budowana przez firmy z ChRL) byłoby strategiczną decyzją o różnorakich konsekwencjach politycznych. Mogłoby to jednak utrudnić Polsce wciąż niezakończone negocjacje z Komisją Europejską i Parlamentem w sprawie reguł rynku mocy. W UE nie brakuje polityków przeciwnych dopuszczaniu chińskich firm do europejskiego rynku inwestycji infrastrukturalnych ze względu na brak wzajemności.
Najbardziej zainteresowani budową bloku są lokalni politycy PiS, zwłaszcza poseł Arkadiusz Czartoryski, przewodniczący sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji. Budowa elektrowni to kilka lat boomu dla lokalnych przedsiębiorców. Oczywiście jeśli przetarg wygraliby Chińczycy, to te nadzieje mogłyby okazać się płonne, bo China Power mogłaby przywieźć własnych robotników i podwykonawców.
Ostrołęka C miała powstać na terenie gminy Rzekuń, ale lokalni politycy zaproponowali włączenie tego terenu do miasta Ostrołęka. Radni gminy Rzekuń ostro protestowali, ostatecznie jednak zmiana granic została zaakceptowana przez rząd w sierpniu. A potem okazało się, że wraz ze zmianą granic wygasa plan zagospodarowania przestrzennego, który przewidywał budowę elektrowni. Poseł Czartoryski złożył we wrześniu 2017 projekt ustawy, który przewidywał, że w sytuacji zmiany granic gmin plany zagospodarowania zachowują ważność przez 3 lata. Uzasadnieniu projektu trudno odmówić logiki, choć niestety nie ma tam wzmianki, że impulsem do jej uchwalenia była sprawa Ostrołęki C. Ustawa została szybko uchwalona.
W tym roku będą wybory samorządowe, w których elektrownia będzie odgrywać rolę sztandarowej inwestycji dla regionu. Politycy obozu rządzącego staną przed trudnym wyborem. Mogą wciąż obiecywać mieszkańcom, że inwestycja powstanie. Po wyborach zaś można brnąć w niewykonalny i niepotrzebny projekt, wstrzymując formalne rozpoczęcie budowy. Można też po wyborach ogłosić zmianę planów, zwalając winę na Unię Europejską.
Drugi wyjście jest uczciwsze: skasować Ostrołękę C już teraz, (również zresztą zwalając winę na Unię). Zaleta tego rozwiązania jest taka, że będzie znacznie więcej czasu na wymyślenie w tamtym regionie czegoś bardziej realnego.