Spis treści
Narasta niepewność w branży OZE związana z zapewnieniem dostaw niezbędnych surowców do rozwoju. Zainteresowanie czystą energią wzrasta nie tylko w związku z unijnym Zielonym Ładem, ale także ze względu na rosnące ceny energii i konieczność szybszego uniezależnienia się od surowców kopalnych importowanych z Rosji.
Wojna na Ukrainie podnosi presję na zmiany, co Komisja Europejska ogłosiła jako pakiet RePowerEU, w którym planuje między innymi jeszcze bardziej przyspieszyć inwestycje w OZE. Jednocześnie wojna spowodowała duże zakłócenia w dostawach stali i surowców, które są wykorzystywane w instalacjach OZE. Stal, aluminium, nikiel – ważne surowce w produkcji turbin wiatrowych mocno podrożały.
Producenci turbin wiatrowych już od wielu miesięcy zmagają się z drożejącymi surowcami, co odbiło się negatywnie na ich wynikach. Wojna to kolejny, negatywny czynnik, który sprawił, że ceny stali wzrosły o 40 proc. Rosja i Ukraina są dużymi dostawcami blachy walcowanej używanej przy konstrukcji wiatraków. Co prawda można pozyskać stal z innych kierunków, ale jest ona o połowę droższa.
Turbiny wiatrowe na minusie
Inflacja, problemy z pozyskaniem surowców i wydłużające się terminy inwestycji sprawią, że główni producenci turbin mają za sobą bardzo trudny rok i z niepokojem patrzą na ten rok. W ostatnich miesiącach spadek zamówień i wzrost kosztów spowodowały, że Siemens Gamesa Renewable Energy (SGRE) i GE Renewables zanotowały straty.
Firmy robią wszystko, by wyjść na swoje i nadal powiększać zamówienia, podnosząc jednocześnie ceny. Od marca SGRE ma już nowego prezesa. Duński Vestas w sprawozdaniu finansowym podał, że w ciągu roku średnia cena sprzedaży w nowych zamówieniach wzrosła o 20 proc. z 0,71 mln euro/MW pod koniec 2021 r. do 0,86 mln euro/MW w czwartym kwartale 2021 r.
– Presja łańcucha dostaw i rosnące koszty materiałów były obecne przez cały 2021 r. i spodziewamy się, że utrzymają się one w 2022 r. Ta kombinacja czynników miała wpływ na rentowność firmy Vestas, ale jak dotąd nie okazała się trudna do przezwyciężenia w odniesieniu do wykonywanych projektów. Jeśli chodzi o polskie projekty budowlane, nie zaobserwowaliśmy znaczących opóźnień. Nadal utrzymujemy znaczną obecność i zamierzamy opierać się na poddostawcach i usługodawcach w Polsce, do których skierowaliśmy w ostatniej dekadzie ponad 770 mln euro – poinformował portal WysokieNapiecie.pl John Wawer, rzecznik Vestas Wind Systems.
Fala zalewa morskie wiatraki
Rosnące koszty budowy wiatraków będą szczególnie dotkliwe dla inwestorów w morskiej energetyce wiatrowej. Polska cena maksymalna energii z morskiej farmy wiatrowej, jaką ustalono w marcu w ubiegłym roku, wynosi 319,6 zł/MW i teraz już nie jest adekwatna. Rozporządzenie ustala maksymalny poziom, a Urząd Regulacji Energetyki wydawał indywidualne decyzje dla poszczególnych projektów i teraz czekają one na zatwierdzenie przez Komisję Europejską.
Przygotowanie i budowa farm wiatrowych offshore trwa około 5-7 lat, więc w tym czasie wiele może wydarzyć się na rynku, co pokazał ostatni rok. Polscy Inwestorzy są teraz w trakcie wyboru dostawców i pozyskiwania finansowania, więc poziom gwarantowanej ceny za energię jest dla nich arcyważny. Branża apeluje o pilne wdrożenie przepisów dookreślających termin, od którego liczona jest waloryzacja kontraktu różnicowego w ramach mechanizmu wsparcia.
Według najnowszego projektu zmiany ustawy o OZE, po otrzymaniu decyzji Komisji Europejskiej o zatwierdzonym wsparciu projektów offshorowych, prezes URE mógłby ustalić nową cenę kontraktu różnicowego, uwzględniająca waloryzację o wskaźnik inflacji, jaka w międzyczasie była. To oznacza waloryzację od pierwszej decyzji prezesa URE, co branża popiera. Chodzi też o to, by na nowo nie otwierać dyskusji o cenie maksymalnej, ale odpowiednio ją zabezpieczyć na przyszłość.
Czytaj także: Duża nowelizacja ustawy o OZE wprowadza przepisy dyrektywy RED II
„Założenia przyjęte do kalkulacji ceny maksymalnej odbiegają od realiów ekonomicznych, z którymi mamy obecnie do czynienia. Wpływa na to wiele czynników, w tym niekorzystne wahania kursowe. Różnica na osi czasu pomiędzy określeniem ceny maksymalnej (IQ 2021 r.), a podpisaniem głównych umów i rozpoczęciem budowy (ok. 2025 r.) stała się zbyt dużym ryzykiem. Elementy te wpływają na koszt finansowania bankowego oraz oczekiwań inwestorów względem stopy zwrotu z projektu (IRR)” – wskazała Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, prezes Baltic Power, w uwagach do projektu nowelizacji ustawy o OZE.
Inne rozwiązanie to bardziej aktualne przeliczenie kursu euro. „Ustalona cena maksymalna na poziomie 319,6 zł/MWh odpowiada – zgodnie z uzasadnieniem do rozporządzenia – cenie 71,82 EUR/MWh. Zaproponowana zmiana polega jedynie na zmianie jednostki na EUR, a następnie powtórne jej przeliczenie na PLN w terminie najbliższym decyzji inwestycyjnej i podpisywania umów” – czytamy w uwagach Baltic Power.
Firmy przygotowują teraz wyliczenia. Global Wind Energy Council podaje, w przypadku morskiej farmy wiatrowej koszty kapitałowe turbin stanowią ok. 34 proc. całkowitego CAPEX-u, a w uśrednionym koszcie energii (LCOE) w całym 25-letnim okresie trwania projektu ok. 23 proc.
Z budowy na wojnę
O negatywnych skutkach rosyjskiej agresji na Ukrainę inwestycje w lądowe farmy wiatrowe pisaliśmy już w połowie marca w tekście pt. Wiatr wojny przywiał czarne chmury nad OZE. Sytuacja w branży budowlanej i tak już była trudna z powodu niespotykanego od wielu lat wzrostu cen materiałów i paliw. Wojna te wzrosty tylko spotęgowała, a dodatkowo spowodowała masowy odpływ ukraińskich pracowników, którzy wyjechali walczyć w obronie swojego kraju.
Przed wojną polskich budowach pracowało ok. 481 tys. obcokrajowców, w tym ok. 373 tys. obywateli Ukrainy. Polski Związek Pracodawców Budownictwa (PZPB) – największa organizacja branżowa w tym sektorze – szacuje, że do kraju wróciło ok. 30 proc. z nich. To powiększyło lukę pracowniczą w tym segmencie gospodarki do ok. 170 tys. osób.
Zobacz też: Spawacze z budowy gazociągów pojechali na wojnę
Nie trzeba było długo czekać, żeby branża wiatrowa oficjalnie wyartykułowała swoje stanowisko. Na początku kwietnia Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) wystosowało apel do rządu o odroczenie o co najmniej 18 miesięcy terminu wprowadzenia do sieci pierwszej energii wytworzonej w projektach OZE, które wygrały aukcje w 2020 i 2021 r. Powód to problemy z dostępem pracowników oraz dostępność i ceny materiałów oraz urządzeń, czy ceny paliw.
– Wiele naszych firm członkowskich współpracujących z firmami budowlanymi raportuje problemy tego typu, przy czym największy problem stanowi personel. W efekcie branża wiatrowa, pomimo dochowania wszelkiej staranności po swojej stronie, sygnalizuje problemy z harmonogramem realizacji swoich przedsięwzięć – podkreślił Janusz Gajowiecki, prezes PSEW.
Kryzys nie skończy się za miesiąc
O ten apel zapytaliśmy Pawła Średniawę, prezesa spółki Onde, czyli jednego z głównych budowniczych farm wiatrowych i fotowoltaicznych w Polsce. W jego opinii problem dotyczy przede wszystkim projektów, które wygrały aukcje w 2021 r.
– Obecnie powinny one być kontraktowane. Tymczasem ceny usług budowlanych, turbin wiatrowych i paneli fotowoltaicznych są znacznie wyższe niż zakładały CAPEX-y na etapie składania ofert do aukcji – wyjaśnia Średniawa.
To powoduje, że wydłuża się kontraktacja dostaw i wykonawstwa dla projektów, które wygrały aukcje w 2021 r. Natomiast projekty, które uzyskały wsparcie w latach wcześniejszych, obecnie są już w fazie realizacji.
– Jeśli ich inwestorzy podjęli już wcześniej decyzję o rozpoczęciu projektu, podpisali umowy dotyczące dostawy turbin wiatrowych czy paneli fotowoltaicznych, a także rozpoczęli prace budowlane, to myślę, że będą chcieli doprowadzić przedsięwzięcia do końca i nie będą potrzebowali wydłużenia terminu oddania do sieci pierwszej energii – ocenił Średniawa.
– Z pewnością wydłużenie czasu podania pierwszej energii do sieci, o które apeluje PSEW, może przyczynić się do łagodniejszego przejścia przez inwestorów trudnego roku 2022. Nie oszukujmy się – ten kryzys nie skończy się miesiąc. Dlatego jest istotne, aby przygotować się do tego procesu w dłuższej perspektywie – dodał.
Przyszłość szara, czarna czy bardzo czarna?
PZPB tuż przed Wielkanocą w Poznaniu zorganizowało Kongres Budownictwa Polskiego. Podczas dwudniowego spotkania, zarówno w części panelowej, jak i w kuluarach dominował tylko jeden temat: wojna i jej skutki dla biznesu budowlanego.
Podczas otwierającego wydarzenie wystąpienia Dariusz Blocher, obecnie członek rady nadzorczej Budimeksu, a w przeszłości długoletni prezes tej grupy, stwierdził, że branża stanęła w obliczu jednego z największych kryzysów w historii. Jak ocenił, najbliższa przyszłość może być szara, czarna lub bardzo czarna.
Uczestnicy Kongresu zwracali uwagę na to, że na mającym kluczowym znaczenie dla kondycji całego sektora rynku zamówień publicznych wskaźniki waloryzacyjne w umowach już dawno przestały nadążać za wzrostem kosztów. Dlatego bez systemowych rozwiązań wkrótce może nas czekać masowe zrywanie kontraktów na budowę dróg czy modernizację linii kolejowych.
Jednocześnie trudno wyceniać oferty na potrzeby nowych zleceń przy tak rozregulowanym rynku materiałów budowlanych. Z tego powodu m.in. dostawcy stali nie chcą zawierać długoterminowych kontraktów, tylko sprzedają to co mają w magazynach po cenie obowiązującej danego dnia.
Dobrym przykładem tego, co dzieje się na rynku, jest chociażby ruch ze strony Onde, które poza OZE działa także w sektorze drogowym. Na początku kwietnia spółka poinformowała, że nie będzie kontynuowała kontraktu na budowę drogi wojewódzkiej w woj. zachodniopomorskim, który podpisała zaledwie trzy tygodnie wcześniej. „Przyczyną decyzji są znaczne zmiany cen materiałów w stosunku cen obowiązujących w dacie złożenia inwestorowi oferty” – skwitowało sprawę Onde.
Jednocześnie już teraz pojawia się kolejne, bardziej długoterminowe ryzyko, na które wskazał Dariusz Blocher: nawet jeśli wkrótce wojna się zakończy, nie oznacza to, że dziesiątki tysięcy Ukraińców wróci na polskie budowy. Wydaje się bowiem, że UE i USA uruchomią wówczas duży program odbudowy i wsparcia gospodarczego Ukrainy, a wtedy ci budowlańcy będą potrzebni do pracy swoim kraju.
Blocher nie wykluczał też scenariusza, w którym część polskich firm w obliczu trudnej sytuacji sektora w Polsce będzie rozważać swoje zaangażowania na rynku ukraińskim – zwłaszcza, jeśli zostaną ku temu stworzone korzystne dla wykonawców warunki umowne, jak chociażby te, które są stosowane w inwestycjach finansowanych przez Bank Światowy.
A luka rośnie
Trudności z obecnymi przedsięwzięciami w energetyce wiatrowej to jedno, a drugie to systematycznie rosnąca luka inwestycyjna, spowodowana brakiem nowelizacji tzw. ustawy odległościowej (zasada 10H), która blokuje rozwój nowych projektów. Jej efekt widać m.in. w wynikach ostatnich aukcji OZE, gdzie dominują farmy fotowoltaiczne.
Odpowiadający za nią Ministerstwo Rozwoju to resort, którego kierownictwo w ciągu ostatniego roku chyba najczęściej podlegało zmianom. Do tego widać, że lądowe wiatraki wciąż nie są tematem, który dla polityków Zjednoczonej Prawicy stanowiłyby priorytetowy temat. Według obecnie powtarzanych deklaracji projekt nowelizacji, który opublikowano w maju 2021 r., ma trafić do Sejmu w drugim kwartale 2022 r.
Jak wyjaśnił Paweł Średniawa z Onde planowanie i budowa farmy wiatrowej (tzw. „development”) trwa zazwyczaj trzy lata – od momentu wyboru lokalizacji do pozyskania pozwolenia na budowę. Jednak w 2016 r., gdy wchodziła w życie ustawa odległościowa, to wiele projektów była już na pewnym etapie „developmentu”.
– Mając kontakty z niektórymi deweloperami wiemy, że czekają na to, aby ustawa została znowelizowana. Wtedy będą mogli wyciągnąć z szaf zakurzone segregatory z projektami. Wówczas przygotowania mogłyby być krótsze niż te trzy lata. Myślę, że luka może potrwać 1-1,5 roku – tyle czasu powinno wystarczyć na uzyskanie pozwoleń – ocenił prezes Onde.
Mimo spodziewanej luki inwestycyjnej w krajowym wietrze spółka nie obawia się o brak pracy w najbliższych dwóch latach, gdyż na koniec 2021 r. miała zabezpieczone w portfelu zleceń OZE zamówienia od zewnętrznych klientów o wartości 730 mln zł. Rok wcześniej było to 660 mln zł. Dodatkowo Onde ma zrealizowania projekty farm fotowoltaicznych z własnego portfela inwestycyjnego o wartości 869 mln zł.
Kierunek Niemcy
Jednocześnie firma powoli przechodzi od słów do czynów w temacie zapowiadanej w ubiegłym roku możliwości ekspansji na niemiecki rynek energetyki odnawialnej. Zwłaszcza, że nasz zachodni sąsiad zamierza podkręcić tempo rozwoju OZE i w latach 2022-2035 zwiększyć moc zainstalowaną w lądowych farmach wiatrowych z 56 do 115 GW.
Zobacz też: Wiatr wieje na słońce i Niemcy. Jak wypełnić lukę
– Podejmujemy działania, aby poszerzyć działalność o rynek niemiecki. Nie chcemy tego dokonać poprzez rozwój organiczny i obecność własnych sił w Niemczech, tylko poprzez akwizycje. Zaczynamy spotykać się ze spółkami, które być może będą zainteresowane, aby dołączyć do grupy Onde – podsumował prezes Średniawa.