URE prowadzi postępowania o wydanie zielonych certyfikatów za 3,84 TWh energii z OZE. W połowie 2014 roku było to blisko 8 TWh. To efekt wzmożonej współpracy na linii urząd-wytwórcy. Zmianę widać już w wycenie zielonych certyfikatów.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy Urząd Regulacji Energetyki wydał o blisko 4 TWh zielonych certyfikatów więcej, niż zwykle. To niemal jedna czwarta rocznej produkcji z OZE. Zdecydowana większość dotyczyła zaległych certyfikatów za spalanie i współspalanie biomasy.
Za spiętrzenie nierozpatrzonych wniosków w latach 2013-2014 odpowiadało rozporządzenie Ministra Gospodarki z 2012 roku, zakazujące spalania drewna pełnowartościowego do celów energetycznych. Przepisy wymagały od wytwórców gromadzenia zdecydowanie większej ilości informacji o pochodzeniu spalanego paliwa, niż wcześniej. Z kolei URE musiało te informacje weryfikować.
Spółki energetyczne, jak przyznaje jeden z menadżerów koncernu wykorzystującego biomasę, nie były przygotowane na zmiany. – Mam wrażenie, że zabrakło komunikacji, że od tego momentu będą wymagane takie, a takie dokumenty – mówi.
Z kolei urzędnicy resortu gospodarki zwracali uwagę, że przepisy były wcześniej z branżą konsultowane. Jednak pomimo tego, okazały się nieprzystosowane do realiów gospodarczych.
– W rozporządzeniu nie sprecyzowano, że ma ono dotyczyć tylko biomasy spalanej po wejściu w życie nowych przepisów. To oznaczało dla URE konieczność badania zgodności z nowym rozporządzeniem także spraw będących już w toku – tłumaczy Katarzyna Szwed-Lipińska, dyrektor Departamentu Systemów Wsparcia w URE.
Jak dodaje, wielu wytwórców energii nie miało zgromadzonych dokumentów, a gdy próbowali je pozyskać od swoich dostawców, okazywało się, że często natrafiają na odmowę, tłumaczoną tajemnicą handlową pośredników.
– Po kilku miesiącach udało nam się wypracować wspólnie z wytwórcami sposób postępowania, który umożliwił „rozładowanie zatoru”. Dopuściliśmy możliwość częściowego rozpatrywania wniosków, dzięki czemu mogliśmy wydawać certyfikaty na tę część energii z OZE, która była dostatecznie potwierdzona w dokumentacji. Wytwórcy sami też weryfikowali swoje wnioski, gdy nie byli wstanie pozyskać dokumentów – dodaje dyrektor Szwed-Lipińska.
Przedstawiciele URE podkreślają dobrą współpracę z wytwórcami przy odblokowywaniu zatoru. – To wspólny sukces regulatora i przedsiębiorstw energetycznych, który zawdzięczamy dobrej współpracy i bardzo dużemu zaangażowaniu pracowników tych przedsiębiorstw w prawidłowe przygotowanie dokumentacji – mówi Katarzyna Szwed-Lipińska.
Także nasz rozmówca ze spółki energetycznej przyznaje, że współpraca z URE przebiegała bardzo dobrze. Z naszych informacji wynika, że żaden z 0,5 TWh zakwestionowanych wniosków o wydanie zielonych certyfikatów nie trafił do sądu.
Według stanu na 29 stycznia 2015 roku wnioski „w toku” obejmują jeszcze 3,836 TWh energii z OZE, z czego tylko 1 TWh dotyczy jeszcze wniosków za lata 2012-2013. W tej chwili urząd rozpatruje już wnioski złożone w połowie stycznia, a więc właściwie na bieżąco.
Rozwiązanie problemu z zatorem w wydawaniu świadectw pochodzenia energii z OZE ma też swoją drugą stronę. Na rynku zwiększyła się nadpodaż zielonych certyfikatów, a w ślad za tym spadły ich notowania na Towarowej Giełdzie Energii. Podczas ostatniej, wtorkowej, sesji indeks zielonych certyfikatów spadł do 152,81 zł/MWh. To najniższy wynik od lipca 2013 roku.
Na koniec 2014 roku na rynku było 12,8 TWh zielonych certyfikatów, w stosunku do rocznego popytu na poziomie ok. 16 TWh.