Nasz największy producent prądu jest zainteresowany transakcją, która może być warta od 2 do 3 mld euro.
– Musimy zbudować silnych energetycznych czempionów narodowych. Nie wykluczam akwizycji przekraczających granice państwowe – powiedział minister skarbu Włodzimierz Karpiński w środę, 14.01 (cyt. za PAP).
Te słowa nie bez kozery padły akurat teraz. Jak dowiedziało się WysokieNapiecie.pl PGE uczestniczy w procesie sprzedaży aktywów Vattenfalla w Niemczech.
Szwedzki Vattenfall ma duże elektrownie na węgiel brunatny w dawnej NRD.
To siłownie w Jaenschwalde (3 000 MW), Schwarze Pumpe (1 600 MW) i Boxberg (2 500 MW) oraz połowa udziałów w siłowni Lippendorf (1 800 MW). Niemiecki Vattenfall ma 2,8 mln klientów, zatrudnia 17 ty. ludzi. Przychody w 2013 sięgnęły 13 mld euro, a zysk operacyjny 1,3 mld.
Szwedzki koncern mocno przeinwestował ostatnimi czasy. Ma 20 mld dol. długu i ciągle notuje straty. Pozbył się aktywów w kilku krajach, w tym w Polsce i dlatego próbuje sprzedać niemieckie. Szwedzi wynajęli Citibank aby im doradzał.
– Byłoby dziwne gdybyśmy nie interesowali się transakcją, która odbywa się tuż za naszymi granicami. To są ciekawe aktywa – powiedziało nam wysoko postawione źródło w PGE. Ale zastrzega, że żadne decyzje nie zapadły.
WysokieNapiecie.pl dowiedziało się, że PGE pomaga w ocenie perspektyw transakcji kancelaria prawna Dentons.
PGE miało oko na niemieckie aktywa Vattenfalla już od 2013 r. gdy prezesem był Krzysztof Kilian (patrz: Niemieckie elektrownie na sprzedaż. Kupią Polacy?).
Elektrownia w Jaenschwalde jest tuż pod Gubinem, w okolicach którego znajdują się wielkie złoża węgla brunatnego. Wprawdzie okoliczna ludność jest bardzo podzielona w sprawie eksploatacji tych złóż, ale PGE liczy, że da się ją namówić.
Najważniejszym problemem jest ryzyko polityczno-regulacyjne. Na razie niemiecki Vattenfall to maszynka do zarabiania pieniędzy, ale niemiecki rząd chce ograniczyć emisję CO2 niezależnie od planów europejskich (patrz Węglowa schizofrenia Niemiec).
To uderzy przede wszystkim w Vattenfalla. – To ryzyko musi być wkalkulowane w cenę – mówi nam źródło w PGE.
Wg analityków cena powinna się mieścić między 2 a 3 mld euro. Dla porównania budowana właśnie przez PGE elektrownia w Opolu ma kosztować 11 mld zł.
Oprócz ryzyka politycznego w Niemczech jest też ryzyko w Polsce. Można obie wyobrazić protes opozycji na wieść, że PGE inwestuje za granicą, gdy śląskie górnictwo jest w tak fatalnej sytuacji. A rząd chce przecież zachęcić spółki energetyczne do inwestycji w nową spółkę górniczą, do której przejdzie dziewięć kopalń (patrz Kompania znika, ale część problemów zostaje).
Wypowiedź Karpińskiego świadczy jednak o tym, że przynajmniej resort skarbu na transakcję kupna niemieckiego Vattenfalla spogląda życzliwym okiem.
W sensie prawnym sam proces sprzedaży niemieckich aktywów Vattenfalla jeszcze się nie zaczął, więc ewentualni nabywcy nie mogą jeszcze składać ofert ani podpisywać umów o zachowaniu poufności.
Aktywami Szwedów zainteresowane są też czeski EPH (w Polsce właściciel kopalni PG Silesia), oraz wielkie fundusze inwestycyjne Blackstone, Macquarie, CVC i KKR.
Już po publikacji tekstu PGE przesłało nam komentarz:
„PGE nie uczestniczy w procesie sprzedaży aktywów Vattenfalla w Niemczech. Głównym celem strategii Grupy Kapitałowej na lata 2014-2020 jest budowanie wartości PGE dla akcjonariuszy. Spółka jest liderem polskiego ryku energii, a to wiąże się z ciągłą analizą różnych możliwych scenariuszy. Podstawą naszych działań zawsze jest analiza synergii, atrakcyjność transakcji i w konsekwencji jej wpływ na wartość Grupy PGE. Wychodzimy z założenia, że nasze scenariusze muszą przede wszystkim uwzględniać zdolność do akwizycji na historycznym rynku spółki.”