Spis treści
Drugi największy na świecie producent cynku, Nyrstar, w pierwszym tygodniu stycznia wstrzyma produkcję w hucie we Francji z powodu rosnących cen energii elektrycznej. Norweski producent nawozów Yara International, który ograniczał już swoją produkcję na początku tego roku, poinformował, że obserwuje sytuację i może ponownie sięgnąć po to rozwiązanie ze względu na koszty energii. Z kolei rumuńska firma nawozowa Azomures już tymczasowo wstrzymała produkcję z powodu wysokich cen gazu – poinformował Bloomberg.
Prąd po 2,4 tys. zł/MWh zatrzymuje hutę
Ten sam problem dotyka także polskiego przemysłu. − Płacimy za prąd od 600 do 1500 zł/MWh, bo zakontraktowaliśmy się na rynku dynamicznie, czyli w zależności od godzin. To olbrzymia podwyżka, bo w zeszłym roku płaciliśmy po 200 zł/MWh – wylicza w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl menadżer jednej z hut. − Teraz produkujemy już tylko w godzinach, gdy cena energii elektrycznej zjeżdża do 600 zł/MWh, czyli głównie w nocy – dodaje.
− W pozostałych godzinach produkcja się nie opłaca, ludzie przychodzą do pracy, ale piece chodzą „na pół gwizdka”, zwłaszcza, że sektor budowlany nie akceptuje już tak wysokich cen naszych wyrobów, a jest ich głównym odbiorcą. Mamy pełne magazyny, co dodatkowo zniechęca do produkcji gdy ceny prądu są wysokie – tłumaczy nam hutnik.
Godzin, w których opłaca się produkować w tej polskiej hucie ciągle jednak ubywa. Wczoraj nawet na chwilę ceny prądu w Polsce nie spadły poniżej 887 zł/MWh, za to o godzinie 16 płacono za energię 2416,50 zł/MWh – najwięcej w historii polskiej giełdy.
Kryzys energetyczny zaraża kolejne sektory
Przemysł stalowy cierpi więc potrójnie – ze względu na bardzo wysokie ceny węgla, astronomiczne ceny energii elektrycznej i słabnący popyt na jego wyroby. Za ten ostatni czynnik częściowo odpowiada spadek produkcji samochodowej, wymuszonej brakiem półprzewodników, ale w największym stopniu zadyszka jaką złapał rynek nieruchomości, co najlepiej widać dziś w Chinach (odpowiadających za połowę konsumpcji stali na świecie). Drugi największy deweloper w tym kraju, Evergrande, stał się właśnie niewypłacalny, produkcja stalowa we wrześniu skurczyła się aż o 21% poniżej poziomu sprzed pandemii (września 2019 roku), a produkcja cementu spadła w tym czasie o 13%.
Na ryzyko przeniesienia się tego problemu na polski rynek, ze względu na rosnące w rekordowym tempie ceny energii i materiałów, zwracają uwagę także ekonomiści banku Credit Agricole. „W II poł. 2020 r. i I poł. 2021 r. obserwowaliśmy znaczący wzrost liczby niewypłacalności wśród firm z sektora budowlanego. Ukształtowały się one na najwyższym poziomie od 2013 r. […] Najbardziej dynamicznie zmienia się obecnie sytuacja w zakresie bariery w postaci kosztów materiałów. Na początku br. tylko około jedna trzecia firm ją raportowała, podczas gdy w listopadzie odsetek ten sięgnął już 64%. W efekcie jest to obecnie druga (po wysokich kosztach pracy) najczęściej raportowana bariera działalności w budownictwie, a w horyzoncie kilku następnych miesięcy prawdopodobnie wysunie się na pierwsze miejsce” – czytamy w ostatniej „Makromapie”, tygodniku wydawanym przez bank.
W dodatku końca giełdowego rajdu na cenach surowców i energii wciąż nie widać. Wczorajsze notowania cen prądu z dostawą w całym 2022 roku zamknęły się powyżej 926 zł/MWh, z kolei ceny gazu na przyszły rok przekroczyły 671 zł/MWh. W obu przypadkach były to najwyższe notowania w historii polskiego rynku.
Rosnące ceny energii już generują straty w przemyśle
To już przekłada się na koszty produkcji przemysłowej. − Wielki przemysł zaopatruje się w energię na rynku hurtowym, więc odczuwa drastyczny wzrost kosztów energii elektrycznej już dzisiaj. Przy obecnym poziomie jej cen, przedsiębiorstwa energochłonne będą generować od kilkudziesięciu do kilkuset milionów złotych strat z bieżącej działalności – wylicza w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Henryk Kaliś z Zakładów Górniczo-Hutniczych „Bolesław”, przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu.
Czytaj także: Elektrownie muszą chodzić mimo że brakuje węgla
− Oczywiście część odbiorców przemysłowych już wcześniej zakontraktowała energię z wyprzedzeniem np. 2-3 lat i ich sytuacja w tym roku nie jest jeszcze tragiczna. Jednak jeszcze na początku tego roku odbiorcy przemysłowi (z uwagi na możliwość utraty konkurencyjności), nie akceptowali ceny na poziomie 250 zł/MWh, ponieważ z projekcji ich przychodów i ponoszonych kosztów wynikało, że z uwagi na wysokie koszty zakupu prądu mogą wygenerować stratę. Dlatego część przedsiębiorstw energochłonnych nie zakontraktowała się ani wówczas, ani tym bardziej teraz, gdy giełdowe ceny na przyszły rok sięgają już 926 zł/MWh. Teraz muszą podejmować bardzo trudne decyzje, czy kupować energię na 2022 r. o 300% drożej niż jeszcze w styczniu czy może wystawić się w całości lub części na ryzyko rynkowe licząc, że w przyszłym roku ceny energii elektrycznej na rynkach dnia następnego i bieżącego będą spadać – tłumaczy Kaliś.
Wzrost kosztów energii o 85% rok do roku
To samo zjawisko obserwuje Wojciech Nowotnik z firmy doradczej Enerace. − Niestety widzimy, że wielu odbiorców, nie chcąc zgodzić się rosnące ceny prądu czy gazu, czeka z zakupami na ostatnią chwilę licząc, że w końcu ten nieszczęsny trend się odwróci i sytuacja przynajmniej się unormuje na sensownym poziomie. Niestety wielu z nich okrutnie się rozczarowało – mówi.
Ile to będzie kosztować? Nowotnik przytacza przykład odbiorcy z grupy taryfowej B (to odbiorcy przyłączeniu do linii średniego napięcia, tacy jak fabryki, galerie handlowe czy duże biurowce). – W przypadku odbiorcy z grupy B23, zużywającego rocznie 30 GWh, koszt zakupu energii elektrycznej w tym roku wynosi ok. 365 zł/MWh (z tego 105 zł za usługę dystrybucji i 260 zł za zakup samej energii). Z kolei koszty w przyszłym roku wyniosą już 675 zł/MWh (z tego 135 zł za usługę dystrybucji i 540 zł za zakup energii). W sumie roczne rachunki za prąd takiego odbiorcy wzrosną o ok. 930 tys. zł – wylicza współzałożyciel Enerace. To oznacza wzrost rachunków za prąd o – bagatela − 85% w ciągu zaledwie roku.
A przykład wyliczony przez Nowotnika i tak za chwilę może uchodzić już za świetną okazję, biorąc pod uwagę przyszłoroczny cennik opublikowany właśnie przez spółkę Enea. Od 1 stycznia 2022 roku odbiorcom z grupy B23 zaoferuje ona energię w cenach od 611 do 768 zł/MWh (w zależności od godzin poboru energii w ciągu dnia). Dla porównania cennik wprowadzony w lutym ubiegłego roku przewidywał stawki na poziomie 354-581 zł/MWh. Sama cena energii poszła więc w górę o 73%, a do tego odbiorca musi doliczyć jeszcze usługę dystrybucji, także istotnie droższą niż przed rokiem.
Projekt ustawy ws. rekompensat utknął w rządzie
Aby zapobiec ucieczce przemysłu energochłonnego z Unii Europejskiej, Bruksela od lat pozwala na rekompensowanie branżom podatnym na takie przeprowadzki pośrednich kosztów uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Chodzi o koszty CO2 ponoszone przez elektrownie węglowe i gazowe, które następnie przekładają się na hurtowe ceny energii elektrycznej. Dziś to ok. 350 zł/MWh w cenie energii.
Krajowy przemysł przez lata nie mógł się doprosić wprowadzenia takiego mechanizmu w Polsce, ale rząd w końcu przystał na to w 2019 roku, gdy ceny CO2 mocno poszły w górę. Pierwsze wypłaty trafiły do odbiorców energochłonnych w ramach rekompensaty za koszty ponoszone w 2019 i 2020 roku. Aby wypłacić je za ten rok i kolejne Polska musiałaby dostosować ustawę do zmienionych unijnych reguł. Od października projekt takiej nowelizacji, przygotowany przez Ministerstwo Rozwoju, nie wyszedł jednak z konsultacji międzyresortowych. Jedna z przyczyn może być fakt, że za pierwsze dwa lata rekompensaty wynosiły ok. 1 mld zł rocznie. Teraz, po wzroście cen CO2, chodzi już o 3,5 mld zł do znalezienia w przyszłorocznym budżecie i jeszcze więcej w kolejnych latach. To może być wyzwanie dla Ministerstwa Finansów, które co prawda uzyskuje coraz więcej pieniędzy ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 (w tym roku będzie to już blisko 20 mld zł), ale ma też rosnącą listę potrzeb w innych obszarach.
Czytaj także: Z chińskich kopalń odeszło 3 mln górników
Sam sposób wyliczania rekompensat odbiega jednak od oczekiwań przemysłu. Po pierwsze, jest wypłacany z dołu – nawet ponad rok od rzeczywiście poniesionych kosztów zakupu energii. Po drugie, uwzględnia ceny CO2 z poprzedniego roku, co oznacza, ze przemysłowcy w połowie 2022 roku otrzymają rekompensaty wyliczone w oparciu o średnie ceny CO2 w 2020 roku. − Tak zaplanowany system, w sytuacji jaką mamy obecnie, będzie w stanie zrekompensować firmom energochłonnym najwyżej 30% tegorocznych i przyszłorocznych podwyżek cen prądu – uważa Henryk Kaliś z FOEEiG.
Przemysł próbuje radzić sobie na własną rękę
Poza liczeniem na wsparcie państwa, odbiorcy przemysłowi szukają też sposobów na poradzenie sobie z bezprecedensowymi wzrostami cen energii na inne sposoby. Huta w Zawierciu należąca do amerykańskiego koncernu CMC Poland, kupuje od tego roku 200 GWh od norweskiego Statkraft, który w Polsce inwestuje w farmy fotowoltaiczne, ale to wciąż zaledwie 25 proc. jej rocznego zużycia. IKEA od lat sama inwestuje w Polsce w elektrownie wiatrowe, które dostarczają tyle energii, ile zużywają nie tylko jej sklepy i centra logistyczne, ale także fabryki pracujące na potrzeby tego giganta.
Czytaj także: Bóg się rodzi, moc drożeje. Rekordowe ceny elektrowni na rynku mocy
Koszty produkcji energii w nowych farmach wiatrowych wynoszą dziś ok. 200 zł/MWh – a więc o nawet 2/3 mniej niż rynkowe ceny energii. Dlatego od dawna przemysł chce, aby rząd przywrócił możliwość budowy wiatraków na lądzie. Ten projekt ustawy także nie wyszedł jednak jeszcze z prac rządu.
Francuzi boją się ucieczki przemysłu do… Polski
Podczas gdy polski przemysł liczy już straty spowodowane astronomicznymi cenami energii, francuski przemysł energochłonny obawia się, że produkcja przemysłowa odpłynie do naszego kraju. Tamtejsze stowarzyszenie przedsiębiorstw energochłonnych Uniden, zużywających w sumie 70 TWh energii elektrycznej rocznie (to połowa zużycia w Polsce), wydało niedawno oświadczenie, w którym zwraca uwagę na ogromne różnice w cenach energii elektrycznej na przyszły rok we Francji oraz Niemczech i Polsce, gdzie jest znacznie taniej.
„Biorąc pod uwagę obecną niską dostępność francuskiej floty elektrowni atomowych, cena na 2022 r. jest np. od 25 do 30 euro/MWh niższa w Niemczech i o ponad 60 euro/MWh niższa w Polsce, gdzie energia elektryczna produkowana jest w dużej mierze na bazie węgla! Poza paradoksem ekologicznym, mamy do czynienia z gwałtownym szok w zakresie konkurencyjności tych branż, a decyzje o redukcji lub nawet zaprzestaniu produkcji [we Francji – red.] prawdopodobnie będą się mnożyć” – napisał szef Uniden w oświadczeniu.
Różnice między Polska i Francją na zamknięciu wczorajszych sesji giełdowych jeszcze się pogłębiły. O ile w Polsce energia z dostawą na 2022 roku została wyceniona na 926 zł/MWh, a w Niemczech na równowartość 1504 zł/MWh, to we Francji osiągnęła cenę 1889 zł/MWh. Jednocześnie we wszystkich trzech krajach były to najwyższe poziomy w historii.
Czytaj także: Ceny prądu w Polsce wśród najwyższych na świecie w stosunku do pensji
− Oczywiście, skutki wysokich cen paliw i energii widać też u naszych konkurentów w Europie i na innych kontynentach, ale liczenie na to, że w dłuższej perspektywie koszty produkcji utrzymają się tam na równie wysokim co u nas poziomie, to stąpanie w pogodny wiosenny dzień po cienkim lodzie – przekonuje jednak Henryk Kaliś z FOEEiG. − Energochłonne branże polskiego przemysłu musza konkurować na rynkach globalnych i jeśli będziemy mieć zbyt wysokie koszty energii, konkurencję tę przegramy – dodaje.