Od stycznia 2022 roku koszt zakupu energii elektrycznej przez przeciętną polską rodzinę wzrośnie z ok. 73 do 77 gr/kWh, a od kwietnia 2022 roku – gdy skończy się obniżka VAT – do 90 gr/kWh. W sumie w całym przyszłym roku przeciętna polska rodzina wyda na rachunki za prąd ok. 20% więcej niż w tym. Jednak od 2019 roku, gdy rząd „zamroził” ceny energii, skumulowany wzrost cen prądu sięgnie już 50%.
Polska nie jest z tym problemem osamotniona – ceny prądu rosną w całej Europie i w wielu (o ile nie w większości) innych państwa świata. Dla przykładu w Korei Południowej rząd zdecydował się na podniesienie stawek za energię dla gospodarstw domowych po raz pierwszy od 8 lat.
Możemy się też pocieszać, że i tak energia w naszym kraju nie jest tak droga jak w reszcie Europy. Aż w 16 państwach Unii Europejskiej przeciętne stawki za prąd dla gospodarstw domowych są wyższe niż w naszym kraju – wynika z danych Eurostat.
Jeżeli jednak w porównaniu cen prądu uwzględnimy parytet siły nabywczej, a więc – w skrócie – „wartość” naszych pensji – sytuacja w Polsce zmienia się diametralnie. W Europie droższy prąd (PPP) od nas mają jedynie Rumuni i Niemcy.
Czytaj także: Polska osiągnęła cel OZE na 2020 dzięki poprawie statystyki
Polska wyróżnia się też w skali globalnej. Ogólnoświatowe zestawienie cen energii dla odbiorców domowych z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej przygotował niemiecki serwis Verivox. Z zestawienia wynika, że poza wspomnianymi już dwoma krajami Europy, gdzie za prąd płaci się po 45 centów dolara amerykańskiego za kilowatogodzinę, trudno znaleźć jakikolwiek inny zakątek Ziemi, gdzie przeciętna rodzina płaciłaby za prąd więcej niż w Polsce (44 ct/kWh). Wyprzedzają nas już tylko biedne kraje, takie jak Mali (66 ct), Burkina Faso (62 ct), Kenia (54 ct), Uganda (53 ct), Nikaragua (52 ct), Togo (52 ct), Gwatemala (49 ct) czy Senegal i Filipiny (44 ct).
Dla porównania przeciętne ceny dla gospodarstw domowych, z uwzględnieniem siły nabywczej pensji, wynoszą w USA i Korei Południowej ok. 15 ct, w Rosji 17 ct, w Tunezji 24 ct, w Australii 25 ct, w Indiach 26 ct, a w Brazylii 31 ct/kWh.
Co więcej, wbrew pozorom nasze wynagrodzenia już od kilku lat rosną wolniej niż ceny energii. W rezultacie stać nas na zakup coraz mniejszej ilości energii elektrycznej. I to zarówno gdy weźmiemy pod uwagę pensję minimalną, medianę, jak i przeciętne wynagrodzenie. Wszystkie trzy od lat nieustannie rosną, ale już od 2-3 lat możemy za nie kupić coraz mniej prądu. Spadek energetycznej siły nabywczej − po uwzględnieniu przyszłorocznych podwyżek cen energii zatwierdzonych przez URE oraz prognozowanego przez ZUS przeciętnego wynagrodzenia – będzie już na tyle duży, że pod względem energetycznej zamożności cofniemy się w okolice 2016 roku.
Czytaj także: Montaż podzielników ciepła na nowych zasadach
Zmiany są już znaczące. Podczas gdy w 2019 roku za przeciętną pensję mogliśmy kupić 5868 kWh, o tyle w 2022 roku będziemy mogli nabyć jedynie 4721 kWh – to o niemal 20% mniej niż trzy lata temu. Z kolei za minimalną wypłatę kupimy w przyszłym roku już tylko 2446 kWh. To mniej niż ilość energii na jaką mógł sobie pozwolić Polak z przeciętną pensją pół wieku temu.
Sam wskaźnik ilości energii, jaką można kupić za przeciętną pensję, nie jest jednak najlepszym wskaźnikiem zamożności. Dość powiedzieć, że w 1980 roku, ze względu na utrzymywanie przez rząd niskich stawek za energię, za średnią pensję można było kupić prawie dwa razy więcej energii niż obecnie.