Przez kraj przetoczyły się zachwyty nad „retorycznym majstersztykiem” jakim było przemówienie Baracka Obamy 4 czerwca w Warszawie. Tymczasem dwa dni wcześniej prezydent USA podjął decyzję, która nie wywołała u nas komentarzy, choć będzie miała o wiele większy wpływ na światową gospodarkę. Także na polską energetykę.
W zasadzie podjęła ją amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA), ale z błogosławieństwem prezydenta. EPA zaproponowała regulację, dzięki której amerykańskie elektrownie zredukują emisję CO2 o 30 proc. do 2030 r. (w porównaniu z 2020 r. ).
Poszczególne stany będą miały swobodę w określeniu sposobów redukcji emisji – mogą uchwalać prawo wymuszające zamykanie bądź modernizację elektrowni węglowych, mogą organizować system handlu emisjami, mogą wspierać efektywność energetyczną lub odnawialne źródła energii.
Eksperci są zgodni, że efektem będzie dalszy spadek udziału energetyki węglowej w miksie energetycznym USA. Węgiel będzie w coraz większym stopniu wypychany przez gaz łupkowy. Z 39 proc. udziału w produkcji prądu obecnie, w 2030 r. węgiel będzie odpowiedzialny za 30 proc.
Co to oznacza? Po pierwsze, zwolennicy redukcji emisji CO2 w UE zyskają dobry argument w negocjacjach przed październikowym szczytem UE. Jest mało prawdopodobne aby już wtedy liderzy państw UE dali zielone światło dla proponowanej przez Komisję Europejską 40 proc. redukcji CO2, najprawdopodobniej stanie się to na wiosnę, przed majowym szczytem klimatycznym w Paryżu.
Dla Polski oznacza to dużo trudniejszą walkę o utrącenie 40 proc. celu redukcyjnego. Argument o tym, że USA nie przyłączają się do wysiłku, był bardzo pomocny.
Po drugie, USA są liczącym się producentem węgla. Jeśli coraz mniej tego węgla będzie spalane w miejscowych elektrowniach, będzie rósł eksport. To z kolei przyczyni się do stabilizacji cen na obecnym, niskim poziomie, który sprawia tak gigantyczne problemy śląskim kopalniom.
Decyzja EPA wywołała bardzo umiarkowaną reakcję ze strony amerykańskich energetyków. Edison Electric Institute zrzeszający największych producentów energii w USA wydał oświadczenie, z którego wynika, że firmy energetyczne raczej nie sprzeciwiają się kompromisowi zaproponowanemu przez Agencję, choć wciąż oceniają szczegóły regulacji.
Dużo ostrzej zareagowały stowarzyszenia przemysłowców, które boją się podwyżek cen prądu. USA przeżywają ostatnio renesans produkcji przemysłowej dzięki taniej energii z gazu łupkowego. Gaz jest tani, bo przepisy blokują jego eksport i wymuszają niską cenę. Jeśli więcej gazu będzie potrzebne w USA, to maleją szansę na zniesienie zakazu eksportu, na czym zależy UE, która chciałaby mieć jeszcze jedno źródło gazu.
Jak twierdzi „International Herald Tribune ” negocjacje umowy o wolnym handlu UE–USA (TTIP) nie posuwają się naprzód.
Nie wiadomo czy decyzja Obamy rzeczywiście przyniesie przełom w negocjacjach klimatycznych. Wiele zależy od stanowiska krajów rozwijających się, zwłaszcza Chin i Indii. Ale dla „brukselskiej rąbanki” – jak określił to jeden z naszych negocjatorów klimatycznych – jest to bardzo ważne wydarzenie.