Spis treści
Rząd przyjął pod koniec lipca uchwałę w sprawie terminala instalacyjnego dla morskich farm wiatrowych w Gdyni. Ta spodziewana od kilku miesięcy decyzja nie zmieniła już zapóźnień inwestycyjnych, jakie ma Port Gdynia wskazany do obsłużenia budowy farm wiatrowych na morzu. Wszystko wskazuje na to, że największe farmy obecnie rozwijane na Morzu Bałtyckim nie będą mogły w pełni wykorzystać potencjału polskich portów. Teraz podjęte decyzje inwestycyjne mogą natomiast na wiele lat zdecydować o tym, jaką rolę odegrają polskie porty w rozwoju morskiej energetyki wiatrowej, nie tylko polskich projektów.
Pół tysiąca turbin w jednym porcie?
W pierwszej fazie rozwoju morskiej energetyki wiatrowej wsparcie otrzyma siedem projektów: Baltic 2 i Baltic 3 rozwijane przez PGE/Orsted, Bałtyk II i Bałtyk III Polenergii/Equinora, Baltic Power PKN Orlen/Northland Power, Ocean Winds oraz projekt BTI-RWE. W sumie oznacza to 5,9 GW mocy i instalację w okolicach Ławicy Słupskiej około 400 turbin wiatrowych. Prace skumulują się prawdopodobnie w latach 2024-2028.
– Mamy między 400-500 turbin do postawienia w przeciągu 3-4 lat. To będzie zagęszczenie projektów w czasie. Proszę sobie wyobrazić, jak ta Gdynia ma te wszystkie projekty przepuścić w tak krótkim czasie – mówił podczas konferencji Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej w Serocku Michał Kołodziejczyk, prezes Equinor Polska.
Odległość terminala instalacyjnego od miejsca realizacji inwestycji morskich farm wiatrowych jest jednym z kluczowych elementów wpływających na koszty i terminowość realizacji inwestycji.
„Na czas” czyli kiedy?
Inwestorzy nie mają wątpliwości, że Port Gdynia jest polskim liderem w obsłudze elementów turbin wiatrowych i ma potencjał, by odegrać kluczową rolę w budowie morskich farm wiatrowych na Bałtyku jako port instalacyjny. Jednocześnie mają wątpliwości, czy zdąży przygotować się do czasu rozpoczęcia budowy farm offshore. A chodzi o budowę głębokowodnego terminalu w porcie zewnętrznym, bo tylko taki port jest w stanie obsłużyć ogromne konstrukcje turbin wiatrowych i nie konkurować z innymi przeładunkami w porcie.
Według projektu Krajowego Planu Odbudowy port instalacyjny miałby zostać oddany do użytku w czwartym kwartale 2024 roku. Zgodnie z zapisami KPO, dla zapewnienia właściwej obsługi i bezpieczeństwa MFW, przewidywana jest budowa głębokowodnego terminalu instalacyjnego w morskim Porcie Gdynia o powierzchni ok. 30 ha, umożliwiającego jednoczesną obsługę 2 jednostek instalacyjnych. Wiceminister aktywów państwowych Zbigniew Gryglas zapewnia wciąż, że Port Gdynia będzie „gotowy na czas”.
Natomiast według informacji Portu Gdynia, terminal zewnętrzny będzie budowany w trzech fazach. Budowa zostanie rozpoczęta w 2024 roku i trwać będzie do 2027 roku. Przewiduje się, że projekt realizowany będzie w formule partnerstwa publiczno-prywatnego.
Port, którego jeszcze nie ma
W najtrudniejszej sytuacji znajdują się projekty duże, ponieważ każde opóźnienie harmonogramu oznacza ryzyko opóźnienia na długi czas całej budowy. Otwarcie mówią o tym prezesi Baltic Power (1,2 GW) i PGE Baltica (2,5 GW).
Zdaniem prezes PGE Baltica Moniki Morawickiej, fakt, że rząd zajął się problemem portu instalacyjnego oznacza, że temat wszedł na bardzo wysoką agendę polityczną i „istotność tego problemu została zauważona”. – Nie wyobrażamy sobie inaczej, niż instalować farmy nasze offshorowe z Polski. Mamy wskazaną Gdynię, port zewnętrzny czyli na zewnętrznym pirsie, czyli infrastrukturę, która ma być dopiero zbudowana – powiedziała Morawiecka. Jednocześnie przypomniała o długich procesach dotyczących pozwoleń potrzebnych do budowy farm wiatrowych na morzu i sceptycznie oceniła na tej podstawie możliwość wybudowania portu zewnętrznego na czas.
Morawiecka przypomniała, że instalacja farm wiatrowych to nie tylko turbiny, ale też kable, fundamenty, elementy drugorzędne, stacje transformatorowe. Te elementy mogłyby więc być dostarczane przez polskie porty.
– Co z naszym projektem? Mogę sobie wyobrazić, że nie będziemy realizować z Polski, jeżeli nie będzie polskiego portu – powiedział z kolei prezes Baltic Power Jarosław Broda podczas konferencji w Serocku. – Mamy rynek dostawców, mamy konkurencję o projekty trzeba z wyprzedzeniem kontraktować całość elementów farmy, co wymaga również, żeby w tym procesie przedstawić, jak będzie wyglądała logistyka. My nie możemy czekać do 2023 roku, żeby wskazać rozwiązanie. Szczególnie, że rozwiązań alternatywnych nie ma na Bałtyku szczególnie dużo – przypomniał Broda. Jak dodał, najdalej na początku przyszłego roku powinny zapaść decyzje inwestycyjne i zostać zaprezentowany wiarygodny harmonogram pozwalający zobaczyć w 2024 roku w Gdyni port zewnętrzny.
Tereny w porcie wewnętrznym
Tymczasem sam Port Gdynia potwierdza, że w pierwszej fazie nie da rady obsłużyć dużych projektów, gdyby ich budowa miała ruszyć zgodnie z ich przyjętymi harmonogramami – teoretycznie nawet już w 2023 roku farm Baltica 3 i Baltic Power, od 2024 roku – farmy Baltica 2.
– Jeżeli utrzymane zostaną harmonogramy przez deweloperów i będą oni startowali z budową morskich farm wiatrowych w drugiej połowie 2024 roku, to będzie dla nich przygotowane rozwiązanie pomostowe, w porcie wewnętrznym. To dobre rozwiązanie dla małych projektów, np. takich jak projekt RWE na około 25 turbin wiatrowych, albo dla obsłużenia tylko części dużych projektów. Natomiast nie będziemy w stanie obsłużyć w tym czasie tak dużych projektów, jak dwie farmy wiatrowe PGE, które będą w sumie liczyły około 180 wiatraków, czy farma wiatrowa PKN Orlen – mówi w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl Maciej Krzesiński, dyrektor ds. marketingu i współpracy z zagranicą Zarządu Portu Morskiego Gdynia.
– Nie wiadomo jednak, czy inwestorom uda się dotrzymać harmonogramów. Natomiast od pierwszej połowy 2026 roku będą mieli już do dyspozycji port zewnętrzny. Dlatego tak ważna jest teraz budowa falochronów, by osłonić pirs zewnętrzny. Port Gdynia pozyskał pieniądze z obligacji Skarbu Państwa na tę inwestycję, potrzebne jest teraz ich wniesienie aportem do spółki czyli jej dokapitalizowanie. Planujemy, by finansować budowę falochronów poprzez stopniowe spieniężenie obligacji – dodaje Krzesiński.
Port Gdynia ogłosił niedawno przetarg na dzierżawę terenów terminalu kontenerowego, który ma służyć między innymi do przeładunku elementów farm wiatrowych jako Tymczasowy Terminal Instalacyjny (TTI). To ponad 630 tys. m2. placów składowych w porcie wewnętrznym, które uwolni się z obecnej dzierżawy dopiero za dwa lata. Nowy dzierżawca będzie musiał dostosować wybrzeże odpowiednio do realizacji usług na rzecz komponentów morskich farm wiatrowych. Dzierżawę ma zawrzeć na 30 lat. Termin składania ofert upływa 15 października.
Małe porty mają swój moment
Inwestorzy już sygnalizują, że kluczowe dla Polski są porty serwisowe, ponieważ mogą istnieć tylko w bezpośrednim zapleczu farm wiatrowych, a więc muszą być na polskim wybrzeżu. W KPO zapisano tylko dwa porty – Ustkę i Łebę. Zdaniem prezesa polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej Mariusza Witońskiego, to za mało i do listy powinny dołączyć Władysławowo, Mrzeżyno, Kołobrzeg, Darłowo, które już teraz powinny być włączone do kompleksowej oferty zaplecza obsługi projektów MFW. – Nie ma wątpliwości, ze farmy będą serwisowane z polskich portów – zapewnił Jarosław Broda. Baltic Power chce serwisować farmy wiatrowe z Łeby.
Equinor kupił już w Łebie działkę, którą zamierza przystosować do portu serwisowego. Z kolei Ocean Wind (spółka francuskiego Engie i portugalskiego EDP) zamierza wykorzystać Władysławowo.
Inwestorzy wzięli sprawy portów serwisowych w swoje ręce, ale też oczekują większej dynamiki decyzji ze strony rządu. Witoński wskazuje bezpośrednio Ministerstwo Gospodarki Morskiej, które „trochę przespało temat”.
Nie pomaga brak decyzji Komisji Europejskiej w sprawie Krajowego Planu Odbudowy, z którego Gdynia, Ustka i Łeba mają dostać w sumie 437 mln euro na inwestycje. Przypomnijmy, że Bruksela nie chce zatwierdzić KPO dla Polski w związku ze sporem o niezależność wymiaru sprawiedliwości.