Spis treści
Ministerstwo Klimatu opublikowało sprawozdanie z bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej za lata 2019 -2020. To rutynowy obowiązek wynikający z prawa energetycznego.
Tym razem jednak sprawozdanie zawiera wyniki najnowszej ankiety rozpisanych przez PSE w marcu 2021 r. wśród wytwórców. Rezultaty są jeszcze bardziej zatrważające niż po opublikowanym kilka miesięcy temu raporcie URE, który analizował wyniki ankiet z 2019 r.
Wtedy szacowany niedobór dyspozycyjnych czyli konwencjonalnych mocy w 2034 r. sięgał 4,8 GW.
Czytaj także: Cisza po alarmującym raporcie URE
Teraz rośnie aż do 10 GW już w 2030 r. a jeżeli starych, dużych elektrociepłowni węglowych nie zastąpią inne, to aż do 11 GW. Ministerstwo nazwało ten scenariusz „pesymistycznym”, choć tak naprawdę jest realistyczny – wynika po prostu z tego co chcieliby zrobić właściciele bloków energetycznych ze swymi dosłownie palącymi pieniądze jednostkami. Zgodnie z prawem mogą to zrobić po zgłoszeniu zamiaru do PSE, wówczas bloki wchodzą w okres dwuletniej karencji.
Autorzy raportu w resorcie klimatu wieszczą w takiej sytuacji olbrzymie problemy Krajowego Systemu Energetycznego „Materializacja scenariusza pesymistycznego wyłączeń źródeł wytwórczych oznacza brak zdolności do skutecznego bilansowania KSE i zwiększenie importu energii elektrycznej z sąsiednich systemów. Zastrzec przy tym należy, że poleganie na imporcie energii elektrycznej nie jest pewnym źródłem pokrycia bilansu KSE, gdyż energia z importu może nie być dostępna w okresach równoczesnego występowania problemów bilansowych w systemach europejskich, a ponadto jej dostępność jest limitowana możliwościami przesyłu i dystrybucji energii elektrycznej pomiędzy systemami elektroenergetycznymi oraz wewnątrz nich. W rozpatrywanej perspektywie czasowej, problemy bilansowe w krajach europejskich oraz jednoczesność ich występowania należy uznać za prawdopodobne”.
Pesymista to optymista, który zna życie
Scenariusz optymistyczny opiera się na założeniu, że wytwórcy nie zamkną starych elektrowni i będą one pracować tak długo, aż skończą się ich techniczne możliwości. Oczywiście w tym scenariuszu także potrzebne będą nowe moce, ale już znacznie mniej – ok. 6 GW.
Ministerstwo Klimatu oczywiście zdaje sobie sprawę, że scenariusz optymistyczny nie spełni się sam z siebie i potrzebne będą jakieś działania. Innymi słowy, trzeba będzie wprowadzić jakieś mechanizmy utrzymujące stare bloki przy życiu. „Mając na uwadze powyższe, konieczne jest zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa zaopatrzenia odbiorców w energię elektryczną, w tym właściwych poziomów rezerw mocy w systemie poprzez zapewnienie warunków umożliwiających funkcjonowanie na rynku przede wszystkim nowym stabilnym i sterowalnym źródłom wytwórczym oraz stworzenie warunków zgodnych z unijnymi regułami zapewnienia adekwatności mocy wytwórczych, zachęcających do podejmowania niezbędnych inwestycji w zakresie generacji energii elektrycznej”.
Czytaj także: Tajna narada w ministerstwie. Jak ratować system energetyczny po 2025 r.?
Niestety na razie nie ma żadnych propozycji „tworzenia takich warunków”. Ministerstwo Klimatu nie próbuje odpowiedzieć na dwa kluczowe pytania – czy po tej dacie wprowadzony zostanie jakiś nowy mechanizm utrzymania ich jako rezerwy strategicznej, co wymagałoby zgody UE czy też rząd i PSE postawią na mechanizm tzw. scarcity prices, który pozwala na duże skoki cen w czasie niedoborów energii (do czego PSE od lat podchodzi sceptycznie). Ceny na kilku godzin rosną do kilku czy nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych za MWh. Wówczas blok, który stoi przez większość godzin w roku może przez jeden czy dwa dni zarobić na swoje utrzymanie. Mechanizm ten teoretycznie powinien zostać wprowadzony już od 2021 r. ale odłożono to na 2023 r. Wszystko to będzie kosztować i ciężar ten zostanie przerzucony na konsumentów.
Po 2025 r. większości starych węglówek skończą się kontrakty na rynku mocy i ich rentowność zostanie ostatecznie pogrzebana.
Co może zastąpić stare bloki? Teoretycznie rynek mocy powinien pomóc wybudować nowe jednostki, ale w sprawozdaniu nie znajdziemy dobrych wiadomości. Poza budowanymi obecnie blokami w Dolnej Odrze i na Żeraniu plany spółek są w powijakach. Mówi się o budowie nowych jednostek gazowych w Kozienicach, Rybniku, Grudziądzu, Gdańsku, Łagiszy. Dwie najbliższe aukcje na rynku mocy – na 2026 i 2027 r. – pokażą realną wartość tych zapowiedzi.
Jakoś to będzie
Sprawozdanie było też szansą na przynajmniej zasygnalizowanie potrzeby aktualizacji Polityki Energetycznej Państwa do 2040 r., przyjętego w zeszłym roku. Dokument zestarzał się w błyskawicznym tempie, dość powiedzieć, że poziom rozwoju fotowoltaiki (5 GW) zakładany na 2025 r. osiągnęliśmy już w 2021 r. Sprawozdanie powiela nieaktualny już schemat zatrzymania rozwoju fotowoltaiki i lądowych elektrowni wiatrowych zawarty w PEP, choć wiadomo, że Polska w toku rozmów z Brukselą zgodziła się na złagodzenie reguł ustawy odległościowej i nowe wiatraki będą powstawać.
Zamiast tego wszystkiego mamy tylko zapowiedzi stworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, o której nota bene sprawozdanie nie wspomina. Szczegółów brak i nie wiadomo kiedy je poznamy.
We wstępie do sprawozdania minister klimatu Michał Kurtyka pisze, że „wnioski wyciągnięte z analizy tych danych pozwalają z optymizmem patrzeć na zdolność tego sektora do zmierzenia się z nowymi wyzwaniami”.
Rzeczywiście, pozostaje nam jedynie wiara w scenariusz optymistyczny.
Mocy w systemie nie zabraknie, bo – jak mawiał w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka” stojący przed szubienicą Cygan – jakoś to będzie. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.