W 2020 roku zużycie energii elektrycznej w Polsce wyniosło 165 TWh, z czego 152 TWh wyprodukowaliśmy w kraju, a pozostałe 13 TWh sprowadziliśmy od naszych sąsiadów – wynika ze wstępnych danych operacyjnych Polskich Sieci Elektroenergetycznych, przeanalizowanych przez portal WysokieNapiecie.pl.
To najwyższy historii import energii elektrycznej do naszego kraju i jednocześnie najwyższe saldo wymiany transgranicznej. Poprzedni rekord padł 15 lat temu. W 2005 roku to my wyeksportowaliśmy do naszych sąsiadów, zwłaszcza do Niemiec, blisko 11,2 TWh.
Tegoroczny import w wysokości 13 TWh pokrył blisko 10% końcowego zużycia energii elektrycznej w naszym kraju, w tym niemal połowę zapotrzebowania odbiorców domowych (zużywających 30 TWh). Kilkukrotnie pomagał nam też w utrzymaniu odpowiedniej nadwyżki mocy, zapewniającej bezpieczeństwo pracy systemu elektroenergetycznego.
Import ratował sytuację w polskim systemie
W poniedziałek, 22 czerwca, gdy ulewne deszcze zalały część elektrowni Bełchatów, a awarie innego typu wystąpiły też w kilku innych elektrowniach (Kozienice, Opole, Dolna Odra, Ostrołęka, Włocławek, Jaworzno, Łagisza), sąsiedzi uratowali Polskę przed koniecznością ogłoszenia 20 stopnia zasilania, wysyłając do nas nawet 3,3 GW mocy.
Rosnący import to zbieg dwóch czynników. Po pierwsze, polski hurtowy rynek energii elektrycznej od niemal roku jest najdroższym w Unii Europejskiej, a już od wielu lat najdroższym w naszym regionie. Zdecydowana większość importu to transakcje handlowe na poziomie giełd (odbiorcy nie wiedzą na
wet czy kupują energie z polskiej produkcji czy z importu, bo system po prostu oferuje im najtańszą dostępną energię w danej chwili). W ten sposób ceny hurtowe miedzy krajami nieco się wyrównują (gdy importujemy, ceny energii w Polsce spadają, a u naszych sąsiadów rosną).
Po drugie, coraz częściej dochodzi w Polsce do sytuacji, gdy import ratuje nasz bilans energetyczny. Z użycia wychodzą najstarsze bloki węglowe, które na Zachodzie zostały pocięte na żyletki już dekadę wcześniej, a u nas wciąż domykały bilans w sytuacjach kryzysowych. Zastępują je co prawda nowe bloki węglowe (w ostatnich latach ruszyły m.in. w elektrowniach Opole, Jaworzno i Turów) i elektrociepłownie gazowe (Włocławek, Płock) oraz elektrownie wiatrowe i słoneczne (pod warunkiem, że wieje i świeci), ale zużycie energii w Polsce wciąż rośnie. W grudniu tego roku
pobór energii był najwyższy w historii i wyniósł 26,8 GW, z czego 1,5 GW także pokrył import.
Zmiany u sąsiadów mogą zmienić kierunek handlu prądem
Dopóki polski rynek będzie należeć do najdroższych w Europie, import pozostanie na zbliżonym poziomie lub jeszcze wzrośnie (rozbudowa sieci będzie zwiększać możliwości wymiany transgranicznej). Sytuacja może zmienić się jednak w ciągu dekady, gdy w Polsce pojawi się dużo więcej mocy w elektrowniach słonecznych i wybudujemy morskie farmy wiatrowe na Bałtyku. Wówczas dużo częściej ceny energii na naszej giełdzie będą spadać poniżej stawek u naszych sąsiadów, a energia z naszego rynku będzie płynąć na sąsiednie.
Bilans w handlu energię elektryczną poprawić mogą też zmiany w Niemczech. Wyłączenie tamtejszych elektrowni atomowych i przyśpieszenie likwidacji elektrowni na węgiel brunatny może podnieść ceny energii na niemieckiej giełdzie i sprawić, że gdy wiatru i słońca u naszych zachodnich sąsiadów będzie mało, to nasze elektrownie węglowe i gazowe będą produkować na potrzeby niemieckich odbiorców. Przynajmniej dopóki znacznie nie wzrosną tam możliwości magazynowania energii, co ponownie może odwrócić kierunek przesyłu energii w perspektywie 20 lat.
Koszty zakupu energii na giełdzie to tylko część rachunków
Różnice w cenach hurtowych energii mają różne znaczenie dla różnych grup odbiorców. Największe dla przemysłu energochłonnego, takiego jak hutniczy, papierniczy czy chemiczny, gdzie ceny energii potrafią być indeksowane do cen giełdowych. Po roku przenoszą się jednak także na ofertowe stawki cen dla mniejszego biznesu i gospodarstw domowych oraz taryfy zatwierdzane przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. W tych ostatnich grupach odbiorców same hurtowe ceny energii stanowią jednak od jednej trzeciej do połowy rachunków za prąd. W wielu krajach Zachodu, zwłaszcza w Danii, Niemczech i Belgii, rozdźwięk między hurtowymi cenami a stawkami dla drobnych odbiorców końcowych są jeszcze większe, ze względu na dodatkowe podatki i opłaty, oraz – w stosunkowo niewielkim stopniu – dopłaty do odnawialnych źródeł energii.