Spis treści
Polska Grupa Górnicza przygotowała biznesplan, który uwzględnia porozumienie zawarte przez rząd z górniczymi związkami 25 września. Uzgodniono wtedy, że, ostatnie kopalnie PGG zostaną zamknięte w 2049 r. ale żeby spółka utrzymała się na powierzchni, to podatnicy będą dopłacać do wydobywanego węgla. Ile? To właśnie miał pokazać biznesplan.
Czytaj także: Jest układ rządu z górniczymi związkami. Kto i ile za to zapłaci?
Dotacje z budżetu do produkcji węgla mają się nazywać „dopłaty do likwidowanych zdolności produkcyjnych”. Wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń w wywiadzie dla „Dziennika-Gazety Prawnej” wyjaśnił, że dopłaty mają być uzależnione od cen węgla. „Chcielibyśmy mechanizm powiązać z ceną rynkową i doprecyzować konkretnymi wskaźnikami, m.in. dotyczącymi efektywności poszczególnych kopalni tak, by ten mechanizm był całkowicie obiektywny”. Szczegółów na razie nie ujawnił.
WysokieNapiecie.pl dowiedziało się, że przez pierwsze lata działalności dopłaty mają sięgnąć 2 mld zł rocznie. Potem, w miarę zamykania kolejnych jednostek, budżet programu będzie coraz mniejszy, ale i tak sięgnie w sumie kilkunastu mld zł.
Polska Grupa Górnicza nie przekazywałaby już wygaszanych kopalń do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, lecz zamykała je sama. Warto pamiętać, że sama SRK realizuje od dawna pierwszy program zamykania kopalń, który tylko w latach 2017 -2023 będzie kosztował podatników 12 mld zł. O pieniądzach wydanych w poprzednich latach lepiej już nie pamiętać.
A może wkroczy syndyk?
Autorzy biznesplanu w nieoficjalnych rozmowach przekonują, że to jedyna szansa aby PGG uniknęła bankructwa i spłaciła długi. Na koniec 2019 r. spółka była winna wierzycielom prawie 3 mld zł. W ciągu pierwszego półrocza 2020 r. dzięki tarczy antykryzysowej PGG odroczyła płatności 290 mln składek na ZUS.
W ciągu 2019 r. relacja zadłużenia netto do kapitału PGG wzrosła z 45 do 65 proc. Jeśli będzie rosła w tym tempie ( a przecież w 2020 wyniki będą gorsze niż w 2019) spółka będzie musiała formalnie wystąpić o upadłość najdalej w 2023 r. A spółki energetyczne naciskają na obniżkę cen węgla, bo same są w trudnej sytuacji finansowej.
Biznesplan PGG trafił do Polskiego Funduszu Rozwoju. Węglowy bankrut zabiega o pożyczkę z tarczy antykryzysowej Polskiego Funduszu Rozwoju. Chodzi o 1,7 mld zł. Wniosek wraz z biznesplanem trafił już do PFR. Pożyczka, jak pisze PGG w sprawozdaniu finansowym za ub. rok „pozwoli na zabezpieczenie sytuacji płynnościowej do końca roku 2020”.
Polski Fundusz Rozwoju stoi przed nie lada dylematem. Teoretycznie powinien wstrzymać się z pożyczką do chwili zatwierdzenia dopłat do węgla przez Brukselę. Są one kluczowym elementem biznesplanu, bez nich PGG nie spłaci pożyczki.
Z naszych nieficjalnych rozmów wynika, że Fundusz chciałby więc zielonego światła na pożyczkę od rządu. Ale formalnych podstaw do tego aby Rada Ministrów wzięła na siebie taką decyzję nie ma.
Jak to zwykle bywa w naszym kraju, odpowiedzialność się rozmyje.
Bruksela na razie myśli
Jednocześnie biznesplan wraz z dopłatami trafił też do Komisji Europejskiej. Bruksela na razie czeka. Jej problem polega na tym, że przepisy pozwalające na dopłaty do produkcji zamykanych kopalń utraciły moc w 2018 r. Ministerstwo Aktywów Państwowych próbuje więc skorzystać z furtki jaką daje Traktat Europejski. Legalna jest m.in. „pomoc przeznaczona na wspieranie realizacji ważnych projektów stanowiących przedmiot wspólnego europejskiego zainteresowania lub mająca na celu zaradzenie poważnym zaburzeniom w gospodarce Państwa Członkowskiego”.
Węgiel raczej nie będzie „przedmiotem wspólnego europejskiego zainteresowania”, chodzi więc chyba o zaradzenie zaburzeniom w gospodarce. Udowodnienie tego nie będzie jednak proste – nawet gdyby Polska Grupa Górnicza ogłosiła upadłość, to przecież węgiel byłby wydobywany nadal, tyle, że spółką zarządzałby syndyk.
Z nieoficjalnych rozmów portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że autorzy planu zdają sobie sprawę, że nawet jeśli Bruksela zgodzi się na dopłaty do węgla, to rok 2049 jest nierealny. Zresztą skrócenie agonii górnictwa miałoby tę podstawową zaletę, że podatnicy zapłaciliby mniej.
Komisja Europejska nie może też pozwolić na dotowanie węgla w jednej spółce czyli PGG, która konkurowałaby z innymi, niesubsydiowanymi. W Polsce oznacza to Bogdankę, Tauron Wydobycie, prywatne PG Silesia i JSW, która wciąż wydobywa węgiel energetyczny, choć chciałaby fedrować tylko koksujący.
Czytaj także: Likwidacja PGG to mało. Zamykane będą kolejne kopalnie
Aby do grudnia
Tymczasem dat zamknięcia Bogdanki i Tauronu Wydobycie nie ma. Zwłaszcza w tej ostatniej spółce związkowcy nie chcą słyszeć o żadnych datach. Prezes spółki Wojciech Ignacok ostrzegł, że grupa przestanie finansować swoje kopalnie do końca przyszłego roku, ale nie bardzo wiadomo co to de facto oznacza. Czy np. zarząd zamierza wystąpić o upadłość swej górniczej spółki -córki jeśli nie będzie ona w stanie obsługiwać sięgającego 2,4 mld zł zadłużenia wobec matki?
Jak dostosowywać energetykę w Polsce do wymogów europejskiego Zielonego Ładu?
Prezes Tauronu zapewne chciał wysłać jasny sygnał do związkowców żeby zmiękli. Kluczowa będzie „umowa społeczna”, która rząd ma zawrzeć z górniczymi związkami w połowie grudnia.
Czytaj także:W Tauronie burza po układzie rządu i górniczych związków
W tym samym mniej więcej czasie ma się odbyć szczyt unijnych przywódców, na którym mają zostać podjęte decyzje w sprawie kolejnych celów klimatycznych. Polska będzie walczyć o dodatkowe pieniądze na transformację energetyczną, ale w zamian będzie musiała pogodzić się z neutralnością klimatyczną UE w 2050 r. i z wyższym celem redukcji emisji w 2030 r.
Czytaj także:Frans Timmermans ma zdekarbonizować Europę