Spis treści
Od piątku, 26 czerwca, Polacy mogą składać elektroniczne wioski o dofinansowanie zakupu samochodów elektrycznych z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Z danych przekazanych portalowi WysokieNapiecie.pl przez Fundusz wynika, że do końca czerwca z tej możliwości skorzystały 143 polskie rodziny, kupujące osobowe auto elektryczne na własne potrzeby (dopłata z programu „Zielony samochód”) i dziewięciu przedsiębiorców kupujących elektryczne auto dostawcze na potrzeby swojej działalności (dofinansowanie z programu „eVAN”). Wniosku o dopłatę lub preferencyjny kredyt na samochód elektryczny z ładowarką w ramach programu „Koliber”, dedykowanego taksówkarzom, nie złożył za to żaden z nich.
Teoretycznie ponad 150 wniosków o dofinansowanie w ciągu pięciu dni to niezły wynik – 30 osób i firm dziennie. W rzeczywistości jednak większość z tych osób i firm złożyła wnioski w pierwszych godzinach od startu programu. Zapewne sporo z nich już dawno zdecydowało się na auto na prąd i miesiącami wyczekiwało na start dopłat, aby nieco zaoszczędzić. Co więcej, część z nich mogła już nawet kupić samochód elektryczny bez oglądania się na rządowe wsparcie, bo regulamin umożliwia zwrot pieniędzy za zakup „elektryka” dokonany po 1 maja tego roku, a więc na kilka tygodni przed oficjalnym ogłoszeniem naboru.
Tymczasem kolejne dni były już dużo słabsze pod względem liczby zainteresowanych dopłatami. We wtorek, 30 czerwca, do Funduszu spłynęły już tylko trzy wnioski od osób fizycznych i żaden od przedsiębiorców.
Dlaczego nie ma wyścigu po dotacje?
Zainteresowanych zakupem samochodu elektrycznego zniechęcić mogły ciągnące się latami prace nad systemem wsparcia, który w dodatku był już kilkukrotnie zmieniany, zanim dofinansował zakup choćby jednego auta.
Kluczowe znaczenie ma jednak to, że przedsiębiorcy nie mogą kupić z dopłatą nic poza taksówką lub autem dostawczym, ale tego drugiego nie mogą z kolei wykorzystywać do… działalności transportowej lub spedycyjnej. To mocno ogranicza krąg zainteresowanych. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z faktu, że blisko trzy czwarte zakupów nowych samochodów przypada na przedsiębiorców i w większości wybierają oni auta osobowe – dla takich aut elektrycznych rząd nie przewidział wsparcia.
Na razie nie pomaga nawet to, że do zakupu elektrycznego dostawczaka można otrzymać z programu eVAN aż 70 tys. złotych dofinansowania (do 30 proc. dopłaty do zakupu auta i do 50 proc. dopłaty do zakupu ładowarki o mocy do 22 kW). Ani to, że zakup elektrycznej taksówki wraz z ładowarką można w całości sfinansować z programu Koliber (do 20 proc. dotacji, nie więcej jednak niż 25 tys. zł, a kolejne 80 proc. z preferencyjnej pożyczki).
Po rządowe dopłaty w większości sięgają więc na razie klienci indywidualni kupujący auta elektryczne na własny użytek. W programie Zielony samochód mogą otrzymać dopłatę w wysokości do 15 proc. ceny zakupu auta, ale nie więcej niż 18750 zł. Jest jeszcze jedno ograniczenie – wymarzony „elektryk” nie może kosztować więcej niż 125 tys. zł brutto.
Ceny aut elektrycznych z dopłatami
Polacy najwyraźniej przycisnęli jednak dealerów do ściany, bo z wyliczeń WysokieNapiecie.pl wynika, że średnia wysokość rządowego dofinansowania z programu Zielony samochód, o jaką zabiegają osoby fizyczne, to niespełna 17 tys. zł. To oznacza, że średnia cena samochodu elektrycznego kupowanego z dopłatą z tego programu wynosi 113 tys. zł brutto, z czego kupujący wyłożą ostatecznie z własnej kieszeni 96 tys. zł brutto.
To o tyle ciekawe, że w tej cenie nie ma na polskim rynku wielkiego wyboru. Do 100 tys. zł teoretycznie oferowane są elektryczne Smarty oraz bliźniacze: Skoda Citigo-E i Volkswagen e-UP, ale żadnego z nich (poza ostatnim) nie da się dziś właściwie zamówić. Z kolei e-UP, jak wyjaśniła nam Izabela Czarnecka-Frańczak, zajmująca się komunikacją niemieckiej marki, wciąż sprzedaje się dość mizernie. − Dotąd sprzedaliśmy w Polsce kilkanaście tych aut, kilka kolejnych czeka na produkcję – wyliczyła.
Kolejne „elektryki” na polskim rynku kosztują już przynajmniej 118 tys. zł w przypadku Nissana Leafa albo niemal dokładnie 125 tys. zł, bo pod rządowe dotacje cenniki dostosował także Renault (znacznie obniżając cenę ZOE) oraz Opel i Peugeot (z bliźniaczymi modelami Corsa-e i e-208). Średnia cena zakupu „dotacyjnych” aut elektrycznych w wysokości 113 tys. zł może oznaczać więc, że kupującym udało się dodatkowo wynegocjować spore rabaty u dealerów. Stosunkowo łatwo mogło być u Nissana, bo handlowcy japońskiej marki na przełomie roku ściągnęli sporo egzemplarzy w oczekiwaniu na start programu dopłat we wcześniejszej wersji (z pieniędzy Funduszu Niskoemisyjnego Transportu i w maksymalnej wysokości 30 proc. wartości auta lub 37500 zł). Kolejne zmiany w zakresie dotacji mocno ich zabolały, więc mogli chcieć już się pozbyć tego problemu.
Programy wsparcia jeszcze się rozkręcą?
Jak wynika z przekazanych nam danych NFOŚiGW, oprócz ok. 150 złożonych już wniosków, na platformie Funduszu otwartych i niedokończonych było jeszcze blisko 200 aplikacji, z tego 90 wniosków o dotację z Zielonego prądu, 98 wniosków o dotacje z eVAN i pierwszych 7 wniosków z programu Koliber.
Można więc oczekiwać, że przynajmniej część z nich ostatecznie zakończy się formalnymi wnioskami i zakupami „elektryków”. Liczba takich rozgrzebanych formularzy rośnie też szybciej od liczby składanych wniosków – ostatniego dnia czerwca przybyło po ok. 20 takich wniosków w programach Zielony samochód i eVAN – co daje nadzieję, że programy dopłat do aut elektrycznych jeszcze się nieco rozkręcą.
Do kiedy wystarczy dotacji do „elektryków”?
Na koniec czerwca wartość zarezerwowanych do wypłaty dotacji w programie Zielony samochód przekraczała 2,4 mln zł (z całego budżetu w wysokości 37,5 mln zł), a w programie eVAN wynosiła blisko 0,5 mln zł (do wykorzystania jest tam 70 mln zł). W całości do wydania wciąż pozostaje budżet programu Koliber (40 mln zł).
Po pierwszym tygodniu do zarezerwowania przynajmniej 10 proc. budżetu zbliżają się więc najwyżej beneficjenci programu Zielony samochód. Na pewno nie zdążą jednak rozdysponować całego budżetu w pierwszym naborze, bo zgodnie z ogłoszeniem ten zakończy się 31 lipca tego roku.
Czasu na zakup elektryka z rządowym dofinansowaniem w pierwszym naborze zostało więc już niewiele. Czy będą kolejne i na jakich zasadach? Tego ani ministerstwo, ani NFOŚiGW, na razie nie mówią.