Spis treści
W Berlinie w dniach 27-29 kwietnia odbył się jedenasty w historii, ale za to pierwszy online Dialog Petersberski. Trzydziestu ministrów z państw, które zostały zaproszone do udziału przez niemieckich gospodarzy miały pierwotnie, jak co roku, rozmawiać o międzynarodowej współpracy i przygotowaniach do szczytu klimatycznego. Skończyło się jednak jak prawie wszystko ostatnio – czyli na wirusie, jego wpływie i minimalizacji jego negatywnych skutków z klimatycznym bonusem. Spotkaniu współprzewodniczył brytyjski minister Alok Sharma, który został nominowany na prezydenta szczytu COP26. Szczyt miał się odbyć w listopadzie w Glasgow. Obecnie jednak nie wiadomo jeszcze kiedy się odbędzie, choć pewne jest, że nie będzie to w tym roku.
Czytaj także: Negocjacje klimatyczne czeka w tym roku ostra niewydolność
Akcja-regeneracja
Spotkanie zebrało globalną śmietankę mówców. Przemawiał Lord Nicolas Stern – autor głośnego raportu z 2006 r. (tzw. „Stern Report”) mówiącego o kosztach braku działań na rzecz zatrzymania zmian klimatu. Jego zdaniem obecny kryzys jest porównywalny do sytuacji, z którą ludzkość się mierzyła po drugiej wojnie światowej. Sekretarz Generalna Międzynarodowej Unii Związków Zawodowych (ITUC) Sharan Burrow zwracała uwagę na kwestię utraty miejsc pracy i zaangażowania ITUC w rozwiązanie tego problemu przy uwzględnieniu kryzysu klimatycznego. Głos zabrał także António Guterres – Sekretarz Generalny ONZ. Wszyscy oni mówili o zielonym odrodzeniu po COVIDowym szoku gospodarczym, choć niczego szczególnie innowacyjnego nie zaproponowali.
Japoński minister środowiska Shinjirō Koizumi zaoferował pomoc w utworzeniu wielostronnej wirtualnej platformy. W jej ramach państwa mogłyby się wymieniać pomysłami i poglądami na zieloną rekonstrukcję gospodarek jeszcze przed COP26. Wirtualna konferencja o tej tematyce mogłaby się odbyć już na koniec lata.
Poniekąd odpowiedział tym na pytanie przedstawiciel Finlandii, który chciał upewnić się, że istnieją sposoby na utrzymanie odpowiedniej presji na kwestie klimatyczne w bieżącym roku. Japoński pomysł pochwalił następnie Antonio Guterres jednocześnie wbijając dyplomatyczną szpilę: życzył ministrowi Koizumi aby Japonia dołączyła do grupy państw, które do 2050 r. zobowiążą się do neutralności klimatycznej. Obecny cel przedłożony na poziom międzynarodowy sięga 80% redukcji w 2050 r., a aktualizacja planu na 2030 r. nie przyniosła wyższego celu. Co ciekawsze, chwilę potem media obiegło nagranie, w którym Koizumi obiecywał prace nad zwiększeniem celu na 2030 r. oraz zakończeniem wspierania budowy jednostek węglowych poza granicami Japonii.
Czytaj także: Szczyt klimatyczny w Madrycie przyniósł fiasko. I co dalej?
Rosja narzeka na sankcje
Temperaturę dyskusji podniosła Rosja, która zażądała zniesienia nielegalnych, jednostronnych działań i obostrzeń, których omówienie ponoć spadło z agendy Rady Bezpieczeństwa. Owe obostrzenia, zdaniem Rosji powstrzymują dostęp do finansowania niezbędnych działań gospodarczo-powirusowych. Wszystkim tym, którzy nie do końca załapali o co chodziło, pospieszyła na pomoc kanclerz Merkel przypominając, że sankcje wprowadza się w związku z pewnym „zirytowaniem”, które można odczuć przypatrując się chociażby polityce Rosji w stosunku do Ukrainy.
Sprawa ma swoje drugie dno. Nie można wykluczyć, że Rosja stanęła również po stronie państw takich jak Iran, Korea Północna i Syria, na których wspieranie, również w ramach klimatycznych projektów nie mogą pozwolić zgodnie z istniejącym prawodawstwem USA – do tej pory jednym z istotniejszych nominalnie dawców pomocy klimatycznej.
Zielone niemieckie plany
Dialog Petersberski to klimatyczne oczko w głowie niemieckiego rządu i okazja do wykazania się. Nie dziwi zatem uwaga, jaką politycy analitycy i media przykładają do słów, jakie padają ze strony gospodarzy w czasie spotkania. Na dobry początek od Svenji Schulze, minister środowiska, dowiedzieliśmy się m.in., że oczywiście ważne jest zaplanowanie zielonego wyjścia z wirusowego kryzysu, ale to później, na kolejnym etapie. Na razie bezwarunkowy pakiet pomocowy przyznany Lufthansie jest właściwym krokiem. Zresztą, Niemcy nie są samotne w takim podejściu, bo w zasadzie każde państwo członkowskie UE stara się ratować swoje narodowe linie lotnicze.
Gwoździem programu było jednak, jak zwykle, wystąpienie kanclerz Angeli Merkel, a konkretnie pytanie o to, czy poprze zwiększenie unijnego celu redukcji na 2030 r. Poparła – wskazując, że pośredni cel redukcji w wysokości 50 lub 55 proc. cel jest niezbędny do osiągnięcia przez UE neutralności klimatycznej w 2050 r. Podkreśliła też rolę mechanizmu regulowania ceny dwutlenku węgla jako wymiernego i skutecznego narzędzia – w końcu nie od dziś wiadomo, że Niemcy dążą do rozszerzenia EUETS o nowe sektory, takie jak transport i budynki.
Czytaj także: Produkcja energii elektrycznej w Niemczech – w końcu widać zmiany
Wirtualna unijna rada ds. energii
W tym samym czasie w innym zakątku internetu odbywało się nieformalne spotkanie unijnych ministrów ds. energii (28.04.2020) dyskutujących o (dla odmiany) skutkach wirusa na sektor energetyczny i wyjściu z kryzysu. Dodatkowo jednak Komisja przedstawiła informację o przedłożonych dotychczas planach na rzecz klimatu i energii (KPEiK), których dotąd nie przedłożyły: Luksemburg, Niemcy i Irlandia. W związku tym i sytuacją wirusową, Komisja zarzuciła pomysł dyskusji nad oceną wszystkich planów już w czerwcu. Ta decyzja jest także powiązana z bardzo prawdopodobnym przesunięciem dyskusji o podniesieniu unijnego celu na 2030 r. Zastępca szefowej KE Frans Timmermans już wcześniej zwracał uwagę, że nie jest głuchy na argumenty dotyczące możliwych skutków pandemii na gospodarki UE, których nie będzie się dało jeszcze ocenić w najbliższym czasie.
Natomiast do tych, którzy mieliby nadzieję, że dzięki wirusowi temat polityki klimatycznej zniknie z europejskiej agendy, komisarz ds. energii Kadri Simson wystosowała bardzo jednoznaczny przekaz: Zielony Ład znajdzie się w sercu planu odrodzenia gospodarczego, powiązanego z nową perspektywą finansową. Podsumowała także stanowiska państwa członkowskich wskazując na zgodę ws. trzech potencjalnych obszarów działań w energetyce: renowację budynków, przyspieszenie rozwoju OZE i inwestycje w innowacyjne technologie czystej energii.
Czytaj także: Klimatyczna autostrada komisarza Timmermansa
Rządy listy piszą
Okres samej rady poprzedzało cyrkulowanie nieformalnych dokumentów z propozycjami państw. Najwcześniej pojawił się list „17 ambitnych” ministrów z państw członkowskich domagających się planu na zielony renesans w ramach nowej perspektywy finansowej, utrzymania wrześniowej daty na prezentację planu podniesienia celu na 2030 r. oraz utrzymania i zwiększenia efektywności dotychczasowych narzędzi regulacyjnych takich jak system handlu emisjami. Do „siedemnastki” dołączyła także Rumunia.
Ze swoją propozycją wyszła także Francja proponując (nie po raz pierwszy) ustanowienie ceny minimalnej dla uprawnień do emisji, których wartość w ostatnim czasie w związku z pandemią spadała o kilka do kilkunastu euro (obecnie kosztują ok. 20 euro). Francja argumentuje, że dotychczasowe regulacje rynku handlu emisjami takie jak mechanizm stabilizacji rynkowej (MSR), który ściąga z niego namiar uprawnień, mogą nie być wystarczające. Sytuację zaostrzają wyniki wojny cenowej, która w ostatnim czasie sprasowała ceny paliw kopalnych czyniąc je atrakcyjnymi i rozszczelniając w ten sposób cel inwestycji w OZE. Taka propozycja, przynajmniej w zakresie MSR, może trafić na podatny grunt, bo do końca przyszłego roku zaplanowany jest jego przegląd (art. 3 decyzji ws. MSR). Odpowiednie podkręcenie parametrów np. prędkości i ilości zmniejszania puli uprawnień na rynku, albo ich umarzania w rezerwie, może być wysoko skuteczne w realizacji zwiększonego celu emisji na 2030 r.
Czytaj także: Jak się zmieniła unijna energetyka w 2019 r.
Polska stara się coś ugrać
Także Polska zaproponowała swoje, tym razem konstruktywne pomysły. Motywem przewodnim było zapewnienie bezpieczeństwa dostaw dla rozwoju kluczowych technologii oraz kontynuacja projektów o priorytetowym znaczeniu dla sektora energii. Wśród szeregu działań zachęcono do inwestycji w obszarach: cyfryzacji, efektywności energetycznej – w szczególności w budynkach, redukcji emisji z instalacji przemysłowych i promowania niskoemisyjnego transportu.
Powtórzono także postulat przekazywania środków z emisyjnego podatku granicznego na transformację energetyczną. Mniej zrozumiały był natomiast postulat przekazywania także środków z EUETS na transformację energetyki, bo Polska tymi środkami już obecnie zarządza. Potwierdza to ostatnia wypowiedź wiceministra środowiska Ireneusza Zyski, że „Polska otrzymuje dochody z tytułu sprzedaży uprawnień do emisji gazów cieplarnianych. Od początku aukcyjnej sprzedaży uprawnień do emisji budżet państwa zasiliło ok. 20,5 mld zł.” Jednocześnie minister podkreślił, że w kontekście epidemii i powiązanego kryzysu rząd ma już nowe propozycje dotyczące bardziej sprawiedliwego podziału środków uzyskiwanych w ramach tego systemu.
To może (choć nie musi wyłącznie) oznaczać propozycję zwiększenia części uprawnień, które trafiają do Funduszu Modernizacyjnego. Obecnie składa się on z 2 proc. całkowitego wolumenu uprawnień dostępnych na rynku, a Polska jest jego największym beneficjentem. Ale żeby móc po te pieniądze sięgnąć rząd powinien jasno określić na co chciałby przeznaczyć wsparcie z tego funduszu i jak zamierza zarządzać środkami na poziomie krajowym. Do tej pory obie kwestie wiszą bez rozstrzygnięć.
Czytaj także: Polska proponuje „ochronę klimatyczną” trzech kluczowych gałęzi przemysłu
Hurra i do przodu?
Tymczasem w Parlamencie Europejskim granica ambicji klimatycznej przesunęła się chwilowo mocno do góry. Szwedka Jytte Guteland (partia Socjaliści i Demokraci), która w Parlamencie Europejskim jest autorką raportu ws. prawa klimatycznego zadeklarowała poparcie dla zwiększenia unijnego celu na 2030 r. z 40 proc. do 65 proc. Do ostatecznej decyzji UE w tej sprawie jednak jeszcze daleko – to nie jest pierwszy raz, kiedy Parlament wychodzi z najambitniejszą propozycją, która później ściera ze stanowiskiem Rady i Komisji i kończy gdzieś pośrodku – w tym przypadku pewnie w okolicach zaproponowanego przez Komisję przedziału 50-55 proc.
Należy przy tym pamiętać, że wszystkie dyskusje o podnoszeniu ambicji do 2030 r. prowadzone do tej pory zgrabnie pomijają kwestie zwiększania celów w sektorach nieobjętych EUETS (budynki, procesy przemysłowe, transport, rolnictwo). A przecież liczenie na to, że wystarczy docisnąć wyłącznie system handlu emisjami jest niezgodne z ideą neutralności klimatycznej realizowanej poprzez Europejski Zielony Ład. Zakłada on redukcje emisji w każdym sektorze. Tymczasem Komisja rewiduje swoje plany na ten rok z zamiarem przesunięcia niektórych inicjatyw z Zielonego Ładu na późniejszy termin, co z pewnością opóźni dyskusje także o tym, kto i w jakim zakresie miałby redukować emisje poza EUETS. Może nie jest to najłatwiejszy temat, ale nie da się od niego uciekać w nieskończoność.
Czytaj także: W Polsce rośnie „zielony” transport. Ale nie dzięki elektrykom.
Budżetowe wojny i klimatyczne podjazdy
Najpoważniejszy problemy czekają jednak dyskusję nad nową perspektywą finansową (2021-2027), która powinna zakończyć się najpóźniej w tym roku. I bez obciążenia COVID19 negocjacje budżetowe szły dotychczas niespecjalnie i spodziewano się, że uda się je zakończyć dopiero za niemieckiej prezydencji UE w drugiej połowie 2020 r. Teraz i to staje pod znakiem zapytania, a wraz z nim zwycięski, zielony renesans promowany jako odpowiedź na kryzys gospodarczy. Na pierwszy plan wysuwa się bitwa, która rozegra się pomiędzy tradycyjnymi beneficjentami polityki spójności i rolnej a tymi poszkodowanymi, którzy obecnie liczą na zwiększenie powirusowego wsparcia. Do tego dochodzi wchodzi kwestia zachowania priorytetów cyfryzacji i zazielenienia, sprawiedliwej transformacji, nowych środków własnych i wiele innych.
Można oczekiwać, że dyskusja o zwiększeniu celu redukcyjnego na 2030 r. (a w przypadku Polski także decyzja ws. roku 2050) będzie wykorzystywana w obie strony: przez państwa ambitne, aby przyciąć fundusze tym mniej ambitnym (skoro nie chcą realizować celów UE). Z kolei te mniej ambitne mogą zaś podnosić, często zgodnie z prawdą, brak możliwości finansowania nadmiernie wyśrubowanych celów.
Niemniej warto mieć na uwadze, że tak czy inaczej z powodu pandemii i kryzysu szanse na utrzymanie wolumenu środków proponowanych Polsce w ramach polityki spójności nie są duże. Z kolei wydatkowanie wywalczonych środków powinno być bardzo dobrze zaplanowane – w tym przede wszystkim na transformację krajowej gospodarki w kierunku niskoemisyjnym. Niewiele wskazuje bowiem na to, żeby po 2027 r., 23 lata pod wejściu do UE, Polska – jej gospodarka, a w szczególności energetyka oparta o paliwa kopalne, miała być nadal wspierana w specjalny sposób.