Spis treści
Szeroko rozumiana branża energetyczno-paliwowa stanowi prawdopodobnie najbogatszy sektor świata, a jeżeli nie najbogatszy, to znajduje się w ścisłej czołówce. Możliwości rozwoju zawodowego w tym sektorze są przeogromne. Kilkadziesiąt lat temu sektor energetyczny w Polsce był synonimem prestiżu, rozwoju i miejscem pracy, które dostarczało niemałych dochodów. Wówczas w sposób szczególny dbano o pracowników, nawet o przyszłych, potencjalnych.
Elektrownie chcąc zapewnić sobie odpowiednią jakość kadry wspierały najzdolniejszych studentów poprzez finansowanie im stypendiów. I to nie byle jakich stypendiów, bo nierzadko pozwalały one na samodzielne utrzymanie się. Dodatkowo można było uzyskać stypendium za wyniki w nauce na uczelni, co sprawiało, iż studia stawały się całkiem niezłą „pracą”, a jednocześnie miało się gwarancję zatrudnienia w elektrowni, ponieważ taki był warunek uzyskania od niej stypendium. Pomysł wydaje się idealny – niewielkimi nakładami finansowymi zapewniano sobie najlepszą kadrę z możliwych do pracy w elektrowniach oddalonych od aglomeracji miejskich, gdzie samodzielnie prawdopodobnie niewielu absolwentów wybrałoby się do pracy.
Kadra myśli o blokach, nie o ludziach
Światowa energetyka przechodzi kryzys. Słowo „problem” stało się synonimem słowa „energetyka”. Społeczeństwo chętnie korzysta z udogodnień jakie oferuje sektor energetyczny, tj. energia elektryczna, ciepło czy paliwa, jednak wszystkie negatywne efekty wynikające z pracy elektrowni przypisywane są branży energetycznej, co jest po części zgodne z prawdą. Z jednej strony daje to ogromne szanse i możliwości świeżo upieczonym, ambitnym specjalistom, z drugiej jednak strony jest powodem ogromnych ograniczeń i wymagań, których sprostanie nie jest łatwe. Nadrobienie straconych lat i transformacja sektora mająca na celu naprawę błędnych decyzji z przeszłości może okazać się bolesna. W czym właściwie leży problem?
Bezsprzecznie jesteśmy uzależnieni od energetyki węglowej, w znacznym stopniu przynajmniej przez kolejne 20-30 lat. Coraz bardziej wzrasta świadomość konieczności transformacji do niskoemisyjnej, odnawialnej energii. Mam jednak wrażenie, że tak bardzo skupiamy się na tym, iż z energetyki węglowej trzeba będzie się wycofać, że zapominamy myśleć o tym, iż mimo wszystko trzeba będzie ją jeszcze przez wiele lat utrzymać. Dotyczy to jednak nie tylko bloków węglowych, ale też gazowych i wszystkich innych konwencjonalnych, które istnieją lub dopiero powstaną, i będą mogły stanowić stabilne źródło energii elektrycznej oraz rezerwy w systemie. Wydaje się, że kadra menedżerska elektrowni zdaje sobie sprawę z konieczności utrzymania sterowalnych jednostek przy życiu i dokładnie analizuje sytuację także najstarszych bloków. Zapominamy jednak o czymś innym, równie ważnym w kontekście utrzymania tych jednostek przy życiu – załodze. W tym przypadku problem jest dość złożony i składa się z wielu elementów, z których prawdopodobnie każdy wymaga poprawy.
Kto chce być energetykiem?
Szkolenie nowej kadry na potrzeby energetyki możemy podzielić na kilka etapów.
Niewątpliwie pierwszym, podstawowym elementem jest zachęcenie zdolnych maturzystów do wybrania kierunków związanych z energetyką. Ten proces jest jednak prostszy niż się może wydawać. Kandydat kieruje się w większości przypadków trendami lub po prostu progiem punktowym. Poza takimi kierunkami jak informatyka, która jest wszechobecna od najmłodszych lat życia obecnych maturzystów, energetyka bezsprzecznie stała się tematem popularnym na arenie międzynarodowej i coraz więcej osób przykłada wagę do tego, w jaki sposób jest wytwarzana energia elektryczna, którą użytkują. Jest to niewątpliwie zaleta, którą sektor energetyczny może wykorzystać na swoją korzyść. Jednak druga kwestia to progi punktowe. Najlepszy uczeń będzie starał się dostać na kierunek, gdzie próg jest możliwie najwyższy. To najprostszy wskaźnik prestiżu oraz ewentualnych perspektyw po zakończeniu studiów. Jak zatem kształtują się progi na kierunki energetyczne na polskich uczelniach? technicznych? Odniesieniem jest maksymalna możliwa do zdobycia liczba punktów na danej uczelni. Okazuje się, że próg procentowy potrzebny aby dostać się na wydziały energetyczne politechnik od kilku lat jest coraz mniejszy
Ujęcie procentowe może wskazać pewien trend, jednak nie jest do końca precyzyjne, ponieważ na każdej z uczelni jest inny przelicznik punktowy. Ale na Politechnice Śląskiej wystarczy zdać maturę, aby dostać się na kierunek energetyczny.
Jakie są więc przyczyny takiego stanu rzeczy? Przede wszystkim stosunek ilości miejsc do zainteresowania. Model finansowania uczelni wyższych powoduje, iż niektóre jednostki decydują się masowo przyjmować studentów, przez co progi tracą na znaczeniu. Druga sprawa to jednak samo zainteresowanie, które jak wynika z progów – maleje.
Student nie ma w czym wybierać
Kierunki okołoenergetyczne na uczelniach zdają się rozwijać w jeszcze wolniejszym tempie niż polska energetyka w stosunku do Zachodu. Weźmy przykład AGH. Jako jedna z niewielu uczelni zdecydowała się uruchomić kierunek związany z energetyką odnawialną. Należy pochwalić taką decyzję, pytanie brzmi jednak, dlaczego tak późno i co w tym czasie robią pozostałe uczelnie? Oczywiście kontrargumentem może być fakt, iż na kierunkach energetycznych istnieją specjalności związane z energetyką odnawialną. Z doświadczenia jednak wiem, że największą różnicą pomiędzy specjalnościami związanymi z energetyką konwencjonalną i odnawialną jest ich nazwa. Program różni się w niewielkim stopniu, a często przedmioty dodatkowe dla studentów jednej specjalności to przedmioty obowiązkowe dla drugiej. Nie byłoby w tym nic złego, można by nawet uznać za chęć rozwoju i poszerzenia wierzy gdyby nie fakt, że w obrębie danej specjalności oferta programowa jest tak ograniczona, że po prostu nie ma w czym wybierać.
Kolejna kwestia to przestarzały materiał oraz system nauczania. Oczywiście, że w warunkach polskich wiedza dotycząca jednostek węglowych jest podstawą i powinien ją posiadać każdy inżynier energetyk, chociażby z uwagi na konieczność zrozumienia charakteru ich współpracy z systemem. Jednak trend i nacisk na rozwój i naukę o nowoczesnych technologiach, tych które obecnie są wdrażane, ale także o tych które mogą być wdrażane, jest za mały.
Czytaj także: Co łączy zielony groszek z energetyką?
Ponadto bardzo mało czasu poświęca się na rzeczy, które zdają się być podstawą w pracy menedżera-inżyniera w obecnych czasach, a więc szeroko pojęta ekonomia i prawo. Studia wyższe powinny przygotowywać również do pełnienia funkcji zarządczej. Nie twierdzę, iż taka wiedza nie jest przekazywana. Jednakże jej ilość, a także nacisk na nią kładziony jest niewspółmierny do tego, jak wiele wymaga się z przedmiotów często abstrakcyjnych i niezwiązanych z codzienną pracą w energetyce.
Podział studiów na studia inżynierskie i magisterskie jest nieprzemyślany. Na pierwszym stopniu, który powinien przygotowywać do pracy, naucza się przede wszystkim teorii. Na drugim stopniu, który powinien rozwijać wiedzę teoretyczną, przygotowując kandydatów do pracy naukowej, część realizowanych przedmiotów obejmuje podobny materiał do tych przedstawianych w trakcie studiów pierwszego stopnia, aby osoby które zmieniły branżę były w stanie „nadążyć”. W konsekwencji studiowanie tego samego kierunku na drugim stopniu coraz bardziej mija się z celem, ponieważ poza samym tytułem nie wiąże się to ze znacznym rozwojem, a na pewno nie takim jaki można byłoby oczekiwać.
Kolejnym problemem jest kwestia samej możliwości wyboru swojej ścieżki rozwoju. Energetyka to bardzo obszerna branża z możliwością pracy w wielu różnych gałęziach. Mimo to, polskie uczelnie nie dają studentowi możliwości obrania indywidualnej ścieżki kształcenia, tzn. wyboru przedmiotów, które są zgodne z jego zainteresowaniami. Obecnie około 85% realizowanych przez studenta przedmiotów jest narzucona. To sprawia, że tak naprawdę ścieżka nauki jest z góry określona. W USA i krajach Europy zachodniej jest zupełnie odwrotnie. Wybór ponad połowy przedmiotów leży w gestii studenta, który ustala plan wraz ze swoim opiekunem naukowym. Dzięki temu każdy ma możliwość określenia własnej ścieżki rozwoju, a jednocześnie ma wsparcie i krytyczną ocenę swoich wyborów ze strony osoby doświadczonej. W tej kwestii wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zwiększenie suwerenności wyborów studentów, ale jednocześnie oferowany przez uczelnie program kształcenia powinien być zrewidowany i najlepiej przedyskutowany, zarówno z absolwentami, jak i branżą energetyczną, czyli potencjalnymi pracodawcami.
Nauka sobie, przemysł sobie
Skoro już o pracodawcach i uczelniach mowa, warto wspomnieć o ich współpracy. Jednak nie w kontekście przeprowadzania analiz czy wykonywania badań na potrzeby przedsiębiorstw, a współudziale w procesie kształcenia. Ten aspekt jest również doskonale rozpoznany na Zachodzie, niestety do nas jeszcze nie dotarł, a przynajmniej nie do branży energetycznej. Sytuacja na Zachodzie wygląda następująco. Pośród wielu przedmiotów znajduje się tzw. projekt. Polega to na tym, iż studenci dzieleni są na kilkuosobowe grupy, a do każdej z nich zostaje przydzielony przedstawiciel jednej z firm z branży, który przedstawia im realny problem do rozwiązania, a następnie koordynuje ich działa i wspiera w znalezieniu rozwiązania lub przeprowadzeniu analizy. Studenci operują na realnych danych, a wyniki przez nich uzyskane, jeżeli przyniosły oczekiwany efekt, są wykorzystywane do wdrożenia opracowanych rozwiązań. U nas także istnieje coś takiego jak projekt. Różnica polega jednak na tym, że student jest skazany na siebie i w znacznej większości przypadków rozważania przez niego prowadzone są czysto teoretyczne i oderwane od rzeczywistości. Czy może być inaczej? Nie jest to prosta sprawa, ponieważ firmy nie chcą udostępniać swoich danych na cele badań, a jak już chcą, to proces ten trwa tak długo, że najzwyczajniej w świecie studentowi kończy się semestr, a pracę należy oddać. Oczywiście, student mógłby się tym zainteresować np. rok wcześniej i zacząć działać w tym aspekcie, jednak brak odgórnej organizacji tego typu przedsięwzięcia jedynie utrudnia i wydłuża proces.
Brak zainteresowania studentami energetyki ze strony sektora mobilizuje inne firmy do przejmowania tych najzdolniejszych. Poza ogromnymi korporacjami, które rok w rok inwestują w najmłodszych i najzdolniejszych, czekają także mniejsze firmy, głównie z branży informatycznej. I niestety nie jest to jedynie ostrzeżenie, to proces który trwa.
Na potrzeby artykułu przeprowadziłem krótką ankietę wśród studentów ostatniego roku energetyki. W ankiecie zapytałem o kwestie oczekiwań, chęci pracy w branży energetycznej, obecnej sytuacji zawodowej, itp. Niektóre wyniki są niepokojące, a jednym z nich jest właśnie udział studentów i świeżo upieczonych absolwentów energetyki pracujących w branży energetycznej – nieco poniżej 50%. Zatem ponad połowa studentów rezygnuje z pracy w branży, w której są wykształceni. 1/3 z nich pracuje obecnie w sektorze IT.
Czytaj także: Strategia dla polskiej energetyki pilnie poszukiwana
Problem zatem dla branży energetycznej jest ogromny. Jednostki, które powinny być w pierwszej kolejności zainteresowane absolwentami kierunków energetycznych, a więc elektrownie, wydają się niezbyt interesować losami absolwentów. Status elektrowni jako pracodawcy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat zmienił się dramatycznie. Od oczywistego kierunku przed trzydziestoma/czterdziestoma laty dla absolwentów studiów technicznych, aż do statusu jednostki przestarzałej i zapomnianej. Decydenci w elektrowniach są chyba przeświadczeni, że nowa kadra przyjdzie sama. Otóż nie przyjdzie. Elektrownie węglowe musiałyby konkurować z największymi korporacjami świata, obecnie jednak nie próbują one nawet przekonywać do siebie np. poprzez udział w targach pracy dla absolwentów.
Matka lepsza od córki
Sytuacja jest trochę lepsza w centralach grup energetycznych (firmach-matkach). Ich struktura jest coraz bardziej zbliżona do międzynarodowych korporacji, w związku z czym są bardziej świadome potrzeb pracownika, jednak z uwagi na państwowy charakter większości przedsiębiorstw, wciąż ich podejście jest mało efektywne. Często staże to po prostu puste stanowiska, nierzadko nie oferujące w zasadzie nic, poza wpisem do CV. Moim zdaniem, najgorszym co może być w pracy, to po prostu brak jakiejkolwiek pracy. Specjaliści wolą wykonać zadanie sami w 2 godziny, zamiast nauczyć lub pomóc przy tym nowo zatrudnionemu pracownikowi, ponieważ mogłoby to zająć więcej czasu, a jednocześnie jest to kłopotliwe i wymaga dodatkowego zaangażowania.
W niektórych przypadkach może się to wiązać z koniecznością poświęcenia dodatkowego czasu na rzecz szkolenia najmłodszych, za co zwykle specjaliści nie otrzymują dodatkowego wynagrodzenia. Kadra zarządzająca zapomina jednak, że z każdym kolejnym razem młodszy specjalista będzie coraz efektywniej wyręczał starszego specjalistę w pracy, dzięki czemu ten drugi będzie mógł się skupić na kluczowych zadaniach, a jednocześnie młodszy dostanie możliwość rozwoju. W dłuższej perspektywie zatem jest to sytuacja korzystna dla obu stron. Innym aspektem jest brak chęci pomocy, który może wynikać z obawy o własne stanowisko i fakt, że młody, ambitny pracownik może okazać się po niedługim czasie bardziej wartościowy. W konsekwencji proces wdrożenia może trwać bardzo długo, a brak obowiązków, czego efektem jest poczucie braku przydatności i braku rozwoju osobistego, skłania najmłodszych pracowników do poszukiwania tych możliwości w innych firmach, niekoniecznie w branży.
Czytaj także: PSE ostrzega: ryzyko, że zabraknie mocy w systemie „jest istotne”
Tutaj warto przytoczyć kolejną statystykę z przeprowadzonej przeze mnie ankiety. Blisko 95% absolwentów byłaby gotowa zmienić sektor gdyby zaoferowano im lepsze warunki umowy. Wynika z tego zatem wprost, że jeżeli pracodawcy nie zaczną dbać o rozwój i dobre samopoczucie najmłodszych pracowników, najzdolniejsi i potencjalnie najcenniejsi w kontekście przyszłej pracy ludzie będą szukać nowego miejsca. Etos jaki pamiętają doświadczeni energetycy, tj. poczucie odpowiedzialności, prestiż i trwałość branży już minęły. Jeżeli podejście do pracownika nie zacznie przypominać standardów obowiązujących w najbardziej rozwiniętych krajach i sektorach, kadra w energetyce będzie nieustannie tracić jakość.
Należy sobie jednak zdać sprawę, iż nie jest to tylko problem absolwentów, ponieważ ci najlepsi bez problemu znajdą pracę i pasję w innym sektorze gospodarki lub po prostu zdecydują się na wyjazd za granicę. We wspomnianej ankiecie aż 75% absolwentów już teraz rozważa zmianę sektora lub wyprowadzkę. O ile konkurować w kwestii finansowej m.in. z branżą IT może nie być łatwo, o tyle przekonanie do siebie studentów poprzez zaangażowanie ich w ciekawe projekty wydaje się być rozwiązaniem dostępnym od ręki. Wymaga to pewnych działań organizacyjnych i trochę nakładów finansowych, co powinno być jednak oczywiste dla każdego menedżera. Nigdzie i nigdy zysków bez inwestycji się nie osiągnie.
Kto na ratunek?
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Tak naprawdę wszystko po trochu. Zaczynając od braku wspomnianej współpracy uczelni z przemysłem – co bezpośrednio przekłada się na mniejszą atrakcyjność kierunku i mniejsze możliwości rozwoju, poprzez przestarzały program nauczania, brak wsparcia w okresie studiów w postaci ciekawych praktyk i stażów, aż do stosunkowo kiepskich warunków zatrudnienia na początku kariery zawodowej.
Co zatem można zmienić, od czego zacząć, aby zmienić ten niepokojący trend? Nie chcę wskazywać winnego, a także nie twierdzę, iż podejście studentów jest nieskazitelne. Jednak tę dojrzalszą część czytelników zachęcam do przypomnienia sobie okresu studenckiego i wartości, którymi się człowiek wtedy kieruje. Przebudowa całego systemu edukacji i wdrażania najmłodszych w etap pracy wydaje się być tak samo trudna i czasochłonna jak przebudowa struktury wytwarzania w Polsce. Małymi krokami można jednak osiągnąć bardzo wiele:
- od zmiany podejścia do studenta i opracowania lepszego, zgodnego z obecnymi trendami systemu nauczania,
- przez podjęcie współpracy z przemysłem w ramach przedmiotów uczelnianych,
- aż po chęć nauki i zainteresowanie losem tych, którzy w przyszłości będą stanowić o jakości polskiej branży energetycznej.
Sytuacja kadrowa w energetyce nie jest najlepsza, ale wciąż możliwa do unormowania. Rynek pracy potrzebuje wielu specjalistów do najróżniejszych branży, dlatego bez reakcji ze strony pracodawców najzdolniejsi zaczną przenosić się do innych, bardziej atrakcyjnych sektorów. Pasja wśród najmłodszych energetyków istnieje tak samo, jak miało to miejsce przed kilkudziesięciu laty. Jednak bez odpowiedniego wsparcia ze strony doświadczonych energetyków, ta pasja może zanikać. Celem powinien być jej rozwój, a nie skuteczne tłumienie. Warto zatem dawać najmłodszym odpowiednie szanse rozwoju i pozwolić im traktować to jako pasję, a nie pracę, którą po prostu trzeba wykonać.
To na tych, którzy obecnie piastują wysokie stanowiska spoczywa odpowiedzialność, aby zagwarantować odpowiednie zastępstwo obecnej kadry na przyszłe lata.
Czytaj także: Rekordowy import prądu w 2019 roku: ponad 10 TWh za 2 mld zł
Na zakończenie przytoczę stwierdzenie osoby dużo bardziej doświadczonej ode mnie, które w 2019 roku ukazało się w wywiadzie w jednym z czasopism branżowych: „Kadra musi być kierowana, nadzorowana i rozliczana, mieć perspektywę – tego brakuje”.