Spis treści
W 2019 roku kupiliśmy za granicą 11,5 TWh energii elektrycznej, sprzedając naszym sąsiadom zaledwie 1,2 TWh. W efekcie ubiegłoroczny import handlowy netto osiągnął rekordowo wysoki poziom – 10,394 TWh – wynika z danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE), udostępnionych portalowi WysokieNapiecie.pl.
Przed dwoma tygodniami pobiliśmy przy okazji rekordy importu mocy od sąsiadów. W sobotni wieczór, 28 grudnia, importowaliśmy ponad 3,3 GW mocy, czyli tyle, ile jest w stanie dostarczyć cała elektrownia Opole. Z kolei dzień później import zapewnił nam wyjątkowo wysoki udział w zapotrzebowaniu całego kraju (blisko 19 proc.) i był rekordowo wysoki względem produkcji w największych krajowych elektrowniach (tzw. JWCD), zapewniając ponad 40 proc. tego, co one.
W 2019 roku najwięcej prądu kupiliśmy per saldo w Szwecji (2,9 TWh), Niemczech (2,3 TWh) oraz Czechach i na Litwie (po 1,9 TWh). Ciekawym przypadkiem jest ten ostatni kraj. Litwini sami produkują bowiem niespełna 4 TWh, czyli mniej, niż połowę tego, co potrzebują. Do Polski teoretycznie wyeksportowali więc połowę swojej generacji. W rzeczywistości jednak nasi północno-wschodni sąsiedzi stali się swego rodzaju hubem energii w tej części Europy. Energię, w zależności od tego gdzie jest taniej, kupują i sprzedają na Łotwie, Białorusi, w Rosji, Polsce i Szwecji.
Mniej prądu tranzytem, więcej na handel
Wzrost importu handlowego, przyczyniającego się do spadku cen energii na polskim rynku, był możliwy m.in. dzięki ograniczeniu nieplanowych (tranzytowych) przepływów fizycznych prądu przez nasz kraj. Jeszcze kilka lat temu zjawisko to spędzało sen z powiek specjalistom z PSE i było jedną z cegiełek, która przyczyniła się do ogłoszenia 20 stopnia zasilania w 2015 roku.
Czytaj także: PSE ostrzega: ryzyko, że zabraknie mocy w systemie „jest istotne”
Pięć lat temu stosunek przepływów handlowych (zaplanowanych i wynikających z różnicy cen pomiędzy giełdami) do przepływów fizycznych (zarówno zaplanowanych, jak i niezaplanowanych) wynosił zaledwie 24 proc. To znaczy, że aż trzy czwarte energii przepływało przez nasze granice jedynie tranzytem, de facto bez naszej zgody (głównie z północy Niemiec na południe Europy), blokując krajowym odbiorcom zakup tańszej energii u sąsiadów. W 2019 roku ten stosunek był najlepszy od lat i sięgnął 67 proc. Przepływy kołowe stanowiły zatem już „tylko” jedną trzecią energii wpływającej do Polski.
Dalszy rozwój sieci przesyłowych, zarówno po polskiej, jak i niemieckiej stronie granicy, powinien w kolejnych latach jeszcze zwiększyć możliwości wymiany handlowej z Niemcami, Czechami i Słowakami. Rozbudowa sieci pozwoli też na większy import i eksport energii do Szwecji i na Litwę.
Zdolności handlowych będzie przybywać
Zgodnie z unijnymi regulacjami od 1 stycznia tego roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne powinny udostępniać do wymiany handlowej przynajmniej 70 proc. zdolności przesyłowych linii transgranicznych. Polska skorzystała jednak z wyłączenia spod tego obowiązku na pięć lat. W tym czasie będziemy rozbudowywać wewnętrzne sieci przesyłowe tak, aby systematycznie dochodzić do tego wskaźnika i osiągnąć go 31 grudnia 2025 roku.
To oznacza, że z roku na rok możliwości handlu energią z sąsiadami będą rosnąć. W każdym razie z unijnymi sąsiadami, bo handlować z Rosją i Białorusią nie będziemy, pomimo zachęt ze strony tej ostatniej, kończącej właśnie budowę elektrowni jądrowej. – Nie zakładamy w naszej strategii uzależnienia nas od importu energii elektrycznej spoza Unii Europejskiej – powiedział wczoraj wyraźnie Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Dopytywany przez portal WysokieNapiecie.pl o rozwój handlu z sąsiadami w ramach UE zapewnił, że Polska będzie respektować swoje zobowiązania i rozwijać te zdolności zgodnie z harmonogramem.
Import będzie coraz ważniejszy
Dzisiaj import i eksport energii elektrycznej przede wszystkim pomaga zoptymalizować koszty energii dla unijnych odbiorców. Energia płynie z rynków, gdzie jest tania, na rynki, gdzie kosztuje więcej. W minionym roku Polska bardzo wyjątkowo mogła zaoferować sąsiadom tańszy prąd. Dlatego wyeksportowaliśmy najmniej energii od lat. Rekordowo wysoki import pozwolił za to obniżyć ceny na polskiej giełdzie. Zyskały też PSE, które zarabiają na różnicach cenowych. W obu przypadkach ostatecznymi beneficjentami byli odbiorcy energii, którzy za prąd zapłacą dzięki temu nieco mniej.
Jednak połączenia transgraniczne poprawiają także bezpieczeństwo energetyczne. Polska, dzięki udziałowi w dużym, zsynchronizowanym, rynku energii może utrzymywać mniejszą tzw. rezerwę wirującą w elektrowniach. W sytuacjach podbramkowych każdy z operatorów systemów przesyłowych może też liczyć na pomoc sąsiadów. W tamtym roku PSE wielokrotnie takiej pomocy udzielały (choćby niemieckiemu operatorowi), jak i same ją otrzymywały.
Czytaj także: Rekordowy import prądu w 2019 roku: ponad 10 TWh za 2 mld zł
Za dekadę, gdy w Polsce zacznie brakować zdolności wytwórczych, import prądu najprawdopodobniej stanie się też nieodzownym elementem polskiego miksu energetycznego przynajmniej na kilka lat, dopóki nie nadrobimy dzisiejszych zaległości inwestycyjnych.