Spis treści
Coraz więcej strzępków informacji o tym, co może się wydarzyć 12-13 zaczyna docierać do prasy i na publiczne fora. Od kilku dni wiemy już przynajmniej, że 1 grudnia wystartuje nowa Komisja Europejska z Fransem Timmermansem na czele agendy klimatycznej. Po wyborach i zmianach w rządzie wiemy też kto ze strony Polski będzie z nim rozmawiał. To, czego nie wiemy, to co dokładnie będzie podstawą tych rozmów – ostatnie doniesienia wskazują, że Komisja zamierza przedstawić zarys nowej klimatycznej strategii – Europejskiego Zielonego Ładu dopiero 11 grudnia. Tego samego dnia prawdopodobnie poznamy propozycję ws. Funduszu Sprawiedliwej Transformacji – elementu, który Polska wskazywała jako niezbędny do zgody na cel neutralności klimatycznej. Ale grudniowa układanka klimatyczna ma o wiele więcej puzzli.
Główni podejrzani: czas i ambicja
Najbardziej kłopotliwym elementem jest czas, który właśnie gwałtownie się kończy. Organizująca się nowa Komisja Europejska nie mogła dotąd przedstawić czy oficjalnie skonsultować żadnych swoich pomysłów wspierających grudniową zgodę na nowy cel klimatyczny. Tym sposobem straciliśmy miesiąc, który mógł być wykorzystany na techniczne i polityczne uzgodnienia na wszystkich szczeblach.
W Brukseli, ani ogóle na międzynarodowych forach nie ma zwyczaju zaskakiwania przywódców propozycjami znikąd i oczekiwania, że się na nie radośnie zgodzą. Każdy poważniejszy dokument czy oferta negocjacyjna wymaga konsultacji w kraju, porównania propozycji z dotychczas wypracowanym stanowiskiem, analizy możliwych opcji, ich akceptacji na poziomie politycznym i powrotu do stołu negocjacyjnego. I taki cykl powtarza się z reguły przynajmniej kilka razy i to w każdym z 28 państw członkowskich.
Tylko skąd wziąć na to czas, jeśli propozycje będące punktem odniesienia dla uzgodnień szczytu (tzw. konkluzji) ujrzą światło dzienne dopiero na dzień przed radą? Wcześniej będą się toczyły co prawda formalne rozmowy nad tekstem konkluzji, ale oficjalnie będzie to debata w próżni. Dodać należy, że nawet jeśli w zaciszu gabinetów nowopowołanych komisarzy i przewodniczących zaczęłyby się dziś spotkania konsultacyjne, to musiałyby one się toczyć dzień w dzień i to co najmniej po dwa państwa każdego dnia żeby zdążyć przed Radą Europejską, która zaczyna się 12 grudnia. A gdzie czas na analizę dokumentów, tworzenie koalicji, zgłaszanie wspólnych pomysłów, sprzeciwianie się innym, ogarnianie stanu rozmów, godność osobistą i państwową? No nie ma.
Czytaj także: 1,5 mld zł funduszy na zieloną energię wciąż czeka
Drugi element, ambicja, wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze z tego, że debata nad polityką klimatyczną wybitnie UE nie szła w tym roku i była przekładana – aż do grudnia. I teraz głupio się wycofać i powiedzieć, że załatwimy to w przyszłym roku. To na pewno rozjuszyłoby coraz szybciej rosnącą grupę unijnego społeczeństwa domagającego się od swoich rządów natychmiastowych działań na rzecz klimatu. Podobnym tropem idzie Parlament Europejski wzywając unijnych przywódców do przyjęcia neutralności klimatycznej na grudniowej radzie i ogłaszając kryzys klimatyczny.
Drugim ambicjonalnym elementem jest zaczynający się 2 grudnia globalny szczyt klimatyczny COP25 i fakt, że UE znów (albo nadal) nie ma się czym na nim pochwalić. Gwoli przypomnienia, COP25 w Madrycie kończy się 13 grudnia, a szczyt Rady Europejskiej 13 grudnia. Przy czym oba szczyty mają szanse się przedłużyć – tak bywało nie raz, ale tu akurat Bruksela ma szansę wygrać z Madrytem. Zgoda na cel neutralności klimatycznej do najłatwiejszych nie należy, więc tradycja nakaże przywódcom unijnym wykazywać się walecznością do późnej nocy. No chyba, że jednak skończą tak, aby w ostatnim unijnym wystąpieniu na COP25 ogłosić dobrą nowinę i zebrać międzynarodowy aplauz. Historia zna takie przypadki.
Fundusz Yeti
Ponieważ wiadomo tylko tyle, ile pojawia w wypowiedziach niedoszłych jeszcze komisarzy i najprawdopodobniej kontrolowanych wycieków, to trudno z jakąkolwiek pewnością mówić o tym, co ostatecznie pokaże Komisja. Niedawno portal Politico pochwalił się, że widział wersję roboczą propozycji ws. Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Wynikało z niej, że z funduszu miałyby korzystać państwa o określonym poziomie zatrudnienia w górnictwie (węgiel kamienny i brunatny), te z emisyjnością powyżej unijnej średniej (x%) i wyższą niż średnia unijna produkcją torfu (x%). Z wyliczeń wynikało, że oznaczałoby to wsparcie łącznie dla ok. 50 regionów, z których najwięcej, bo 10, znajduje się w Polsce. Fundusz miałby być finansowany środkami z budżetu unijnego i ze strony państw członkowskich, a dodatkowo gwarancje finansowe UE miałyby przyciągnąć około 20 miliardów euro od inwestorów. Wszystkie te źródła miałyby w sumie zapewnić 35 mld. euro. Taką też kwotę potwierdzają też najnowsze brukselskie wycieki. Jest to znacznie więcej niż początkowo proponowane 4,8 mld.
Czytaj także: Nie stać na na nierozwijanie odnawialnej energii
Od początku było wiadomo, że fundusz sprawiedliwej transformacji nie rozwiąże w cudowny sposób wszystkich problemów polskich problemów, nawet tych z węglem. Ale pojawiające się od jakiegoś czasu głosy, że upoważnione do skorzystania poczuły się także sektory przemysłowe i transportowe z państw Europy zachodniej, nie mogły być przyjęte z entuzjazmem przez Polskę. Wyraźnie przypominał o tym potencjalnym zainteresowanym prof. Jerzy Buzek, który był autorem pierwszej propozycji ws. funduszu. Mocno optował za tym, żeby fundusz był wyłącznie dla regionów górniczych. Z kolei ze stanowiska Polski przedstawianego w ramach przygotowań do rady jasno wynika, że kwestia zgody na neutralność klimatyczną warunkowana jest m.in. wzięciem pod uwagę poziomu rozwoju państw członkowskich i ich zamożności.
Czytaj także: Energetyczna porażka Polski?
Inne fragmenty informacji mówią o tym, że środki z funduszu będą skierowane na przekwalifikowanie grup zawodowych i że mogą w mniejszym stopniu podlegać rygorom przepisów o pomocy publicznej. Na razie jednak Fundusz Sprawiedliwej Transformacji jest jak yeti – wszyscy słyszeli, a niektórzy twierdzą, że widzieli. To akurat nie musi być takie złe – zwłaszcza jeśli kolejne 2 tygodnie faktycznie zostaną wykorzystane na negocjacje kluczowych elementów tego nowego instrumentu i wyrugowanie z niego elementów niepożądanych.
Ukryty zielony ład
Masa spekulacji otacza też komunikat ws. europejskiego zielonego ładu, gdzie może znaleźć się właściwie wszystko – przynajmniej tyle wynikało z przesłuchania nowego kierownika tego tematu – Fransa Timmermansa. Do tej pory wiadomo było, że dzięki legislacji opartej na komunikacie będzie on chciał zwiększyć unijny cel redukcyjny na 2030 r. – z 40 proc. do 50 a nawet 55 proc. Trudno sobie to wyobrazić bez rewizji celów w EU ETS i non-ETS. W ramach nowego ładu ponoć także renowacja budynków dostanie swoją chwilę chwały. To akurat bardzo pasuje do polskich planów – zwłaszcza w programu Czyste Powietrze i polskich potrzeb związanych z wymianą ogrzewania w domach jednorodzinnych, gdzie rocznie spalane jest 12 mln ton węgla. Zgodnie z poleceniem swojej szefowej – przewodniczącej von der Leyen, Timmermans będzie musiał też rozejrzeć się za możliwością wprowadzenia cła emisyjnego na granicy UE i/lub innymi mechanizmami mającymi chronić UE przed przewidywalnymi negatywnymi konsekwencjami jej własnej ambicji.
Z dokumentu, który wyciekł w piątek i o którym napisał „Financial Times” wynika, że zakres propozycji będzie faktycznie bardzo szeroki, ale propozycje zwiększenia unijnych celów na 2030 r. pojawią się dopiero w październiku.
Dodatkowo, właśnie pojawiły się bardzo konkretne zaczątki dyskusji w kontekście europejskiej polityki klimatyczno-przemysłowej do 2050 r. U jej podstaw leży transformacja przemysłu w kierunku zeroemisyjnym. Rekomendacje grupy eksperckiej w tym zakresie Komisja zawarła w raporcie zwanym także Masterplanem dla europejskiego przemysłu energochłonnego.
Bruksela macha kasą
Dotychczasowe negocjacje kolejnych wieloletnich ram finansowych (2021-2027) szły chyba jeszcze gorzej niż te klimatyczne. Obecnie szacuje się, że do porozumienia w tej sprawie, zamiast na koniec 2019 r. może dojść dopiero w drugiej połowie 2020 r. Niemniej, państwa członkowskie z niepokojem czekają na nową propozycję fińskiej prezydencji UE, która ma przedstawić nowe wydatki wszystkich części unijnego wieloletniego budżetu. Na pewno będą pokazane jeszcze przed Radą Europejską. I wtedy będzie się przynajmniej na co oburzać. Prawdopodobnie jednak nie zmieni się wysokość środków, które w ramach nowej perspektywy mają być przeznaczone na wspieranie celów klimatycznych – czyli 25 proc. całej puli. W przypadku niektórych instrumentów (Life, Łącząc Europę) ten udział ma sięgać aż 60 proc.
Czytaj także: Inny klimat dla zmiany klimatu
Wsparcie finansowe na transformację ma iść także ze strony Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który podjął decyzję o wykluczeniu finansowania dla projektów gazowych od 2022 r. Za to państwom, które obecnie kwalifikują się jako beneficjenci Funduszu Modernizacyjnego i które będą chciały zainwestować zgodnie z zieloną polityką banku, EBI pomoże sfinansować do 75 proc. kosztów kwalifikowanych projektów. Według nieoficjalnych informacji łączna kwota środków banku oraz można by przeznaczyć w ciągu najbliższych kilkunastu lat na niskooprocentowane pożyczki dla całej UE sięga jednego biliona euro. To oczywiście nie tylko pieniądze EBI, ale także przyciągnięte dzięki niemu kapitały prywatnych instytucji finansowych.
Warto pamiętać, że to samo EBI będzie miało co nieco do powiedzenia w rozdzielaniu środków z samego Funduszu Modernizacyjnego, oraz w nowym programie finansowym przyszłej perspektywy finansowej – InvestEU. Na poziomie UE ostateczne rozstrzygnięcia o tym, która technologia jest zrównoważona środowiskowo i klimatycznie zapadną w ramach wytycznych dla sektora finansowego czyli tzw. taksonomii. Tam też już nie ma już mowy o węglu – bitwa rozgrywa się o gaz i atom. To właśnie zrównoważone technologie mają być wspierane w UE zgodnie z Porozumieniem paryskim.
Czytaj także: Co się (nie) wydarzy na szczycie COP25
Wniosek z powyższej wyliczanki płynie tylko jeden – bez względu na wyniki grudniowej rady, aby zmaksymalizować wykorzystanie środków z nowej perspektywy finansowej, należy w te pędy zacząć przygotowywać projekty kwalifikujące się do finansowania pod nowymi zielonymi wytycznymi. Jest to szczególnie istotne tam, gdzie wsparcie na projekty przyznawane jest w procedurach konkursowych (Horyzont Europa, InvestEU, Łącząc Europę, Life). Wydaje się dość fortunne, że po listopadowych zmianach w rządzie mamy w Polsce już nawet całe nowe ministerstwo, które mogłoby się tym właśnie zająć. Tylko nie może ono zapomnieć przy programowaniu funduszy strukturalnych o tym, że w działce klimat-energia dużo zależy od tego, jak sformułowane i ocenione przez Komisję zostaną cele krajowe.
A Brytyjczycy mają klimat wyborczy
W kontekście grudniowej Rady Europejskiej nie sposób pominąć już od 3 lat niezdecydowanych co do wyjścia z UE Brytyjczyków. Tym razem postanowili znów zrobić wybory i to 12 grudnia – czyli w pierwszy dzień unijnego szczytu. Raczej ciężko założyć, że fakt ten nie będzie wpływał na atmosferę i skupienie unijnych przywódców.
Grudniowy szczyt będzie też chrztem ognia dla nowego przewodniczącego Rady Europejskiej – Belga Charlesa Michela. Ten dopiero niedawno wyszedł z cienia Tuska i zaczął zapoznawać się z szefami państw i rządów UE. Wygląda na to, że idzie mu całkiem nieźle. Ale odbycie kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu wizyt najwyższego szczebla, w porównaniu z politycznie drażliwą i przygotowywaną na ostatnią chwilę Radą Europejską, to małe piwo. O tym, jak ostatecznie sobie poradzi, pewnie przeczytamy już po radzie. Na razie jest to terra incognita – pewnie także dla niego samego.
Czytaj także: Na zwałach zalega 13,5 mln ton węgla
Wetować czy nie wetować?
Opinie są skrajne, ale sam rząd wypowiada się dość ostrożnie przypominając jednocześnie o warunkach postawionych jeszcze na czerwcowej, zawetowanej radzie. Podkreślane jest zwłaszcza to, że należy uwzględniać różnice, w tym historyczne, pomiędzy państwami członkowskimi i o tym, że niektóre z nich (czyt. Polska) będą potrzebowały dodatkowego wsparcia.
Z drugiej strony, okoliczności szczytu, zwłaszcza te czasowe wskazują na to, że być może najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby przełożenie decyzji o celu neutralności klimatycznej na marzec 2020 r. Ale napięcie wokół tego tematu rośnie już od dawna i może być tak, że presji społecznej i politycznej nie będzie się dało wyhamować.
Na pewno w dojściu do ewentualnego porozumienia pomoże jeśli nowa Komisja i wszystkie państwa niezwłocznie zaczną omawiać propozycje, które obecnie leżą gdzieś pod stołem. Zdaje się, że z myślą o między innymi tych negocjacjach Premier Morawiecki niedawno wyznaczył Michała Kurtykę na Ministra Klimatu. Sam premier po spotkaniu z przewodniczącym Rady Europejskiej dużo mówił o tym, że spora część dyskusji poświęcona była polityce klimatycznej. Samo spotkanie określił zaś jako „nowe otwarcie”. Obaj panowie wyjątkowo wyraźnie podkreślali znaczenie różnych punktów startowych państw członkowskich. Pewnie nie bez powodu premier 3 razy wspominał o kompromisie, który ma być m.in. wywalczony i zdrowy. Pytanie tylko, czy już w grudniu?