Polski węgiel nie uchroni nas przed deficytem energii elektrycznej – z artykułem Pawła Smolenia o przyszłości polskiej energetyki polemizuje Jan Rączka.
Tekst Pawła Smolenia, który ukazał się 15 listopada w Wysokim Napięciu, wnosi nową jakość w debatę o polskiej energetyce. Autor przełamuje w nim pewne tabu, w myśl którego polski węgiel jest dobrem niewyczerpywalnym, dostępnym w dowolnych ilościach w bardzo długim horyzoncie czasowym. Bez wątpienia jest to tekst ważny i zasługuje na uważną lekturę i poważną dyskusję.
Istotą przekazu Pawła Smolenia jest postulat o rozdzieleniu krótko- i średniookresowej wizji polskiej energetyki od działań długookresowych. Charakter sektora energetycznego nie sprzyja szybkim zmianom. Procesy inwestycyjne są długie (wybudowanie nowego bloku węglowego to 6-8 lat, a jądrowego dwa razy dłużej), a nowe technologie wytwarzania energii pojawiają się względnie rzadko. Dlatego podzielam pogląd autora, że w horyzoncie 6-12 lat pozycja polskiego węgla nie zmieni się istotnie.
Rodzi się jednak zasadnicze pytanie, co dalej? Z czasem obecne, stosunkowo dostępne pokłady węgla wyczerpią się, a nowe są ulokowane znacznie głębiej, co przekłada się na wysokie koszty wydobycia. Polski węgiel będzie systematycznie tracił na konkurencyjności i będzie zastępowany przez węgiel z Ukrainy, Rosji oraz z odkrywkowych kopalni w Australii. Oparcie polskiej energetyki na węglu kamiennym po 2030 roku będzie przekładało się na systematyczne zmniejszanie bezpieczeństwa energetycznego mierzonego udziałem krajowych zasobów energetycznych w wytwarzaniu energii elektrycznej.
Wykorzystanie węgla jako surowca do produkcji energii elektrycznej będzie w Unii Europejskiej coraz trudniejsze. Doskonale ilustruje to przypadek budowy nowych bloków w Elektrowni Opole. Przypomnijmy, że ciągnące się od dwóch lat problemy z budową tego obiektu są spowodowane nie tylko problemami prawnymi inwestora związanymi z uzyskaniem pozwolenia na budowę i decyzji środowiskowej, ale także niską rentownością projektu inwestycyjnego. I to w sytuacji w której:
- ceny uprawnień do emisji CO2 są na rekordowo niskim poziomie, a sam projekt będzie otrzymywał w okresie przejściowym darmowe uprawnienia do emisji,
- koszty usług budowlanych są niskie ze względu na spowolnienie gospodarcze,
- 3-4 GW mocy w obecnych elektrowniach węglowych ma być wyłączone do końca 2015 roku,
- rozwój OZE jest spowolniony niestabilnością systemu wsparcia,
- polski system energetyczny w praktyce jest wyizolowany od rynku europejskiego. Nie można spodziewać się bardziej sprzyjających warunków do inwestowania w węgiel. Mimo to projekty węglowe są porzucane jeden za drugim (np. Energa S.A. – Ostrołęka, EdF – Rybnik, wycofanie się KWK Bogdanka z inwestycji z GdF).
Dlaczego tak się dzieje? Nowy blok energetyczny to projekt na 30-40 lat, a nie na 6-12. Inwestorzy oceniają sytuację długookresowo. Zakładają, że Europa nie odwróci się od polityki klimatycznej, od promocji OZE i efektywności energetycznej, tworzenia paneuropejskiego rynku energii. Przypuszczają, że prędzej czy później ceny uprawnień do emisji pójdą w górę, a polscy wytwórcy będą konkurować na rynku europejskim.
W takiej sytuacji zaangażowanie się w projekt, który będzie oparty na drożejącym surowcu energetycznym (a będzie drożał, kiedy trzeba będzie uruchomić głębsze pokłady węgla), który być może będzie powiązany z drożejącymi uprawnieniami do emisji CO2, nie broni się na gruncie biznesowym. Ponadto w perspektywie 2050 roku elektrownie węglowe mogą być obciążone dodatkowymi kosztami związanymi z CCS-em.
Podobnie sytuację oceniają instytucje finansujące, które chłodno patrzą na takie projekty, a międzynarodowe instytucje jedna za drugą ogłasza, że wycofuje się całkowicie z finansowania bloków węglowych. Podobnie jak Komisja Europejska, która konsekwentnie odchodzi od akceptowania jakichkolwiek form pomocy publicznej dla wydobycia węgla i wytwarzania z niego energii elektrycznej.
A to oznacza, że polski rząd nie będzie w stanie dać kapitału na takie inwestycje nawet wtedy, gdyby miał te środki. Jedynym źródłem finansowania projektów pozostaje gotówka generowana z działalności operacyjnej producentów energii elektrycznej. Jest to strumień wysychający, bo rynek jest coraz bardziej konkurencyjny ze względu na spadek popytu na energię elektryczną w wyniku spowolnienia gospodarczego.
To wszystko sprawia, że zarówno polskie przedsiębiorstwa energetyczne jak i polski rząd muszą zmierzyć się z prawami gospodarki rynkowej. Brakuje realistycznej wizji polskiej elektroenergetyki i szczerej dyskusji. Za to dużo jest niejasnych sygnałów, a to o 6 GW bloków jądrowych, a to o gazie łupkowym jako nadziei dla polskiej gospodarki, a to z kolei o wsparciu dla efektywności energetycznej i OZE?
Kolejna z tez artykułu Pana Pawła Smolenia – szanujmy to, co mamy – jest bardzo trafna i prawdziwa. Dostępne zasoby węgla kamiennego powinny być jak najlepiej, jak najefektywniej wykorzystane. Jeżeli możemy poprawić sprawność energetyczną istniejących bloków węglowych, to zróbmy to. Jednak w długim okresie polski węgiel nas nie uchroni przed deficytem energii elektrycznej.
Warto zastanowić się, czy można pogodzić węgiel z OZE. Ekspansja OZE wymaga elastycznych źródeł zapewniających moc w każdych warunkach pogodowych. Elektrownie węglowe w dużej mierze mogą taką funkcję pełnić, a nawet mogą grać rolę w szerszym bilansowaniu sąsiednich sieci elektroenergetycznych. Warto wykorzystać tę szansę, bo ona będzie wywierała mniejszą presję na topniejące zasoby taniego węgla o wysokiej jakości, a z drugiej strony może być rentowną aktywnością dla polskich elektrowni.
Obecne działania PSE S.A. i URE idą w tym kierunku. Już teraz PSE S.A. ogłasza i podpisuje kontrakty na negawaty, a w przyszłym roku ma zachęcić wytwórców do utrzymywania w gotowości bloków, które miały być niedługo zupełnie wyłączone z pracy. Jak długo w dostępnych mocach węglowych (nawet nieco przestarzałych, bo kiedy blok pracuje tylko parę tygodni w roku, tu jego wpływ na środowisko jest stosunkowo niewielki) mamy zapewnione pokrycie zapotrzebowania szczytowego, możemy śmiało rozwijać OZE.
W mojej ocenie warto rozdzielić dyskusję o zabezpieczeniu mocy w systemie energetycznym od wsparcia budowy nowych bloków węglowych. Jeżeli sygnały płynące z PSE S.A. i Ministerstwa Gospodarki o wzroście prawdopodobieństwa wystąpienia deficytu mocy po 2016 toku są prawdziwe, to rozpoczęcie budowy nowych bloków w żaden sposób nie odpowiada na to wyzwanie. Właściwą odpowiedzią jest wdrożenie narzędzi zarządzania stroną popytową – tutaj mamy ogromne rezerwy, które warto uruchomić.
Musimy wypracować wizję polskiej energetyki, która będzie broniła się w długim horyzoncie, kiedy rynek będzie konkurencyjny w wymiarze międzynarodowym. Polska energetyka będzie coraz silniej związana z rynkiem europejskim dzięki rosnącej przepustowości połączeń międzynarodowych. Czy będą one wykorzystane do eksportu energii, czy do importu zależy od obecnych decyzji. Co będzie naszą przewagą konkurencyjną?
W długim horyzoncie czasowym, jak to zostało wykazane w raporcie „ 2050.pl. Podróż do niskoemisyjnej przyszłości”, koszty wewnętrzne dla gospodarki, poniesione na transformację sektora energetyki, są do siebie zbliżone niezależnie od przyjętego miksu energetycznego.
Postawienie na OZE i stopniowe wygaszanie bloków węglowych zwiększa bezpieczeństwo energetyczne, bo opieramy się na zasobach energetycznych dostępnych w kraju (węgiel, wiatr, słońce i oszczędność energii), a jednocześnie pozwala chronić środowisko i przyczynia się do poprawy zdrowia publicznego.
Nie ma sprzeczności między polskim węglem a polskim OZE, efektywnością energetyczną, oraz zarządzaniem stroną popytową. Otwiera się przestrzeń do dyskusji nad spójną wizją polskiej energetyki, gdzie węgiel i OZE będą się uzupełniały, a nie ze sobą rywalizowały.
Dr Jan Rączka
Senior Advisor w organizacji Regulatory Assistance Project, zajmującej się doradztwem organom regulacyjnym i uczestnikom rynku energii. Były prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.