Na politechnice w Monachium powstaje rower, który sam sobie będzie produkował prąd z własnych wibracji.
Znany od ponad stu lat efekt piezoelektryczny ma licznych entuzjastów wśród tych, którzy gdzie się tylko da, próbują szukać dodatkowych źródeł energii. Na przykład w Kalifornii naukowcy przymierzają się do zbudowania kosztem 2,3 mln dolarów dwóch kawałków jezdni, pod nawierzchnią których umieszczone zostaną urządzenia mające przetwarzać w prąd drżenia wzbudzane przez samochody. Pozyskana w ten sposób energia trafi do sieci, a – wedle wyliczeń owych badaczy – wystarczy 400 samochodów na godzinę, aby inwestycja w prądotwórczą jezdnię się zwróciła. Co prawda, zdaniem innych naukowców nic z tego pomysłu nie wyjdzie, bo jezdnie drżą za słabo i nie trzeba wydawać milionów dolarów, aby się o tym przekonać; wystarczy wykonanie symulacji komputerowych.
Znacznie mniej kontrowersyjny i o wiele tańszy projekt wykorzystania piezoelektryczności w sektorze transportowym jest realizowany w Bawarii. W tym przypadku ma drżeć nie jezdnia, ale pojazd, a dokładnie rzecz biorąc – rower. Celem badani prowadzonych na Monachijskim Uniwersytecie Technicznym (kończyli go m.in. Rudolf Diesel i Willy Messerschmitt) jest zbudowanie takiego roweru, który sam wyprodukuje sobie prąd z energii wibracji powstających podczas jazdy. Dzięki temu można będzie zaoszczędzić na bateriach do lampek oraz innych elektronicznych gadżetów rowerowych. Projektowi dano nazwę „Węgorz elektryczny”.
Oczywiście znamy wszyscy (a niektórzy z nas używają) tradycyjne prądnice rowerowe. Jednak monachijski prototyp ma być produktem na miarę XXI w. Jego tylny amortyzator wykonano z tworzywa sztucznego wzmocnionego włóknem węglowym, by był lżejszy, ale najważniejszy był trzeci składnik kompozytu. Lider projektu, prof. Alexander Horoschenkoff, postanowił do niego dodać ceramiczny czujnik piezoelektryczny. Jego zadaniem miało być przetwarzanie mechanicznych deformacji amortyzatora w napięcie elektryczne.
─ Na początek wykorzystaliśmy moduły piezoelektryczne do monitorowania obciążeń kilku elementów roweru podczas jazdy. Skonstruowaliśmy lampkę kontrolną, która zapalała się, kiedy te obciążenia były nadmierne. Taka informacja może się przydać rowerzyście, szczególnie takiemu, który lubi docisnąć pedały w trudnych warunkach terenowych – mówi Horoschenkoff, który sam jest wielkim fanem rowerów. Teraz jego grupa zajmie się wykorzystaniem czujników do tego, by zasilały oświetlenie rowery.
Zespół badawczy składa się głównie z magistrantów Horoschenkoffa. – Poza tym, że są zapaleni do badań i pełni inicjatywy, to nikt lepiej od nich nie przetestuje czujników, wymyślając dla nich coraz trudniejsze zadania podczas testów terenowych – wyjaśnia naukowiec. Takie testy powinny ruszyć za rok, gdy będzie gotowy odpowiedni materiał ceramiczny, który sprosta naprężeniom i odkształceniom powstającym w rowerze podczas jazdy. – Jesteśmy na półmetku. Za nami dziesiątki prób, przed nami – drugie tyle – zapowiada naukowiec.