PGE została bez prezesa w bardzo trudnym dla firmy momencie.
Tej decyzji oczekiwano od trzech tygodni, od chwili gdy rada nadzorcza PGE zdymisjonowała najbliższą współpracowniczkę Krzysztofa Kiliana, Bogusławę Matuszewską. Stosunki zarządu z radą nadzorczą i resortem skarbu były złe.
(o kulisach sporu czytaj: Porażka Krzysztofa Kiliana. Co dalej z PGE).
Sam Kilian w nieoficjalnych rozmowach o rozstaniu z PGE mówił jeszcze przed odwołaniem Bogusławy Matuszewskiej. Wiedział, że we dwoje otworzyli spory na zbyt wielu frontach jednocześnie, ale tłumaczył to zupełnie nowym spojrzeniem na spetryfikowaną branżę energetyczną.
Poróżniony z premierem Donaldem Tuskiem na tle elektrowni Opole, pozbawiony praktycznie sojuszników w rządzie, niepopularny w branży Kilian podał się do dymisji tłumacząc ją „ważnymi powodami” szczególnie zmianami w zarządzie dokonanymi 25 października.
Do zarządu delegowano dwie osoby z rady nadzorczej, obowiązki prezesa przejął uchodzący za człowieka PSL wiceprezes Piotr Szymanek, ale PGE potrzebuje w pełni umocowanego prezesa z prawdziwego zdarzenia.
Firma stoi przed olbrzymimi wyzwaniami. Budowa elektrowni w Opolu, Turowie i Puławach, prace nad pierwszą polską siłownią jądrową – to tylko niektóre z nich (patrz 120 dni dla Opola)
Kilian dzięki swoim bliskim kontaktom z premierem miał szanse być liderem branży, następcą nieodżałowanej pamięci Stefanii Kasprzyk, prezes Polskich Sieci Energetycznych, która konsolidowała środowisko energetyków i próbowała przekonywać do rząd do działań potrzebnych branży. A jest ich bez liku – energetycy od wielu lat nie mogą się doczekać uchwalenia przepisów ułatwiających inwestowanie.
Kilian skupił się na przekonywaniu premiera Donalda Tuska, że dwie sztandarowe inwestycje rządu – warta 11 mld w nowe bloki w Opolu i budowa siłowni atomowej nie mają sensu.
Tusk w kwietniu wydawał się nawet pogodzony z tym, że Opola może nie być, ale pod wpływem lokalnych protestów oraz perswazji resortu gospodarki zmienił zdanie. Jasno dał do zrozumienia, że budowa elektrowni musi ruszyć, i to jak najszybciej.
Kilian nie chciał się pogodzić z tym, że jest zmuszany do działań, które uważał za nieracjonalne.
Do tego doszedł jego trudny charakter. Prezes PGE bywał arogancki, kapryśny, nie znoszący sprzeciwu. To przysparzało mu wrogów.
Jego pozycja zaczęła słabnąć, zwłaszcza odkąd posadę szefa resortu skarbu objął Włodzimierz Karpiński.
Dymisja Kiliana oznacza, że PGE będzie pewnie bardziej podatna na „ręczne sterowanie” z resortu skarbu. Zresztą trudno wyobrazić sobie, że ma szefa, który jest w permanentnym konflikcie z właścicielem.
Ale resort skarbu nie może lekceważyć faktu, że niechęć Kiliana do budowania nowych elektrowni miała aprobatę mniejszościowych akcjonariuszy – funduszy inwestycyjnych, którzy uważali że budowa Opola się nie opłaca. Za każdym razem gdy ogłaszano, że budowa ma ruszać, kurs akcji spadał.
I w tej kwestii jedno trzeba oddać byłemu prezesowi PGE – zrobił sporo żeby uruchomić publiczną debatę nad potrzebnymi mechanizmami wsparcia państwa dla nowo budowanych elektrowni, z czego sam jest najbardziej dumny. Skoro rząd chce mieć nowe siłownie, to niech uchwali przepisy, które ich budowę uczynią opłacalną.
Taka dyskusja toczy się zresztą w całej UE.
Ale samymi dyskusjami elektrowni się nie zbuduje.