W pakiecie zimowym Komisja Europejska próbuje obliczyć, ile elektrowni można nie wybudować dzięki transgranicznemu handlowi energią i lepszej współpracy między państwami. Dla Polski wyszło aż 5700 MW, co pozwoliłoby nie wydać ponad 20 mld zł Pytanie czy takie prognozy są w obecnych warunkach realne.
Wiele razy narzekaliśmy na łamach portalu WysokieNapiecie.pl na beznadziejną jakość aktów prawnych i innych produkowanych przez polski rząd dokumentów dotyczących energetyki i górnictwa. Dziś dla odmiany pomarudzimy na dokumenty przygotowane przez Komisję Europejską.
Jednym z najważniejszych elementów pakietu zimowego są regulacje dotyczące połączenia rynków energii elektrycznej państw UE. Komisja mówi, że nie ma sensu dbanie o bezpieczeństwo energetyczne na poziomie każdego państwa z osobna, bo tworzy to niepotrzebne koszty. Nie trzeba nikogo przekonywać, że jeśli każdy kraj buduje u siebie elektrownie wspierane przez rozmaite mechanizmy dopłat (za które na końcu płacą konsumenci) bez żadnej współpracy z sąsiadami, to będzie to kosztować więcej niż skoordynowane plany uwzględniające zapotrzebowanie na moc w kilku krajach regionu oraz możliwości przesyłu prądu między nimi.
W aneksie do oceny skutków regulacji pakietu zimowego (impact assesment) Komisja Europejska przygotowała analizę, dzięki której można się dowiedzieć, ile elektrowni można nie wybudować w każdym kraju dzięki współpracy transgranicznej.
Jest to bardzo potrzebne ćwiczenie,o ile zostanie poprawnie wykonane. Polska mogłaby korzystać z taniej i łatwo dostępnej energii odnawialnej z Niemiec, pod warunkiem, że jej przepływy dadzą się zaplanować i podporządkować potrzebom handlu energią. Dziś jest to niemożliwe z powodu wielokrotnie opisywanych przez portal WysokieNapiecie.pl przepływów kołowych. Na czym one polegają? W ogromnym skrócie: prąd z elektrowni wiatrowych w północnych i wschodnich Niemczech płynie do odbiorców w uprzemysłowionych płd Niemczech. Ale wskutek braku wystarczających sieci w samych Niemczech płynie w sposób niekontrolowany przez Polskę, Czechy, Słowację, destabilizując pracę sieci w Polsce. Taki prąd jest nieprzydatny do celów handlowych.
Aby zapobiec przepływom kołowym postawiono na jednym z interkonektorów przesuwnik fazowy, które mają „odpychać” nie chciany prąd. Budowa drugiego, po niemieckiej stronie na razie się opóźnia.
Jeśli więc chcemy obliczyć ile można zaoszczędzić na budowie elektrowni dzięki współpracy między krajami, to powinniśmy uwzględnić rzeczywiste możliwości handlowe między Polską a Niemcami. Dziś to mniej niż 500 MW. Teoretycznie Polska zobowiązała się, że dzięki wzmocnieniu sieci w okolicach Plewisk pod Poznaniem po 2020 r. moc importowa wzrośnie do 1500 MW. Ale w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl szef niemieckiego operatora sieci 50 Hertz był pesymistą – mówił, że remont sieci pod Plewiskami zwiększy przepustowość handlową najwyżej do 500 MW.
Komisja zdaje sobie sprawę z istnienia zjawiska przepływów kołowych. W dokumencie poświęcono mu jeden akapit, oszacowano także całkowite koszty walki z tym problemem w strefie cenowej Austria-Niemcy–Luksemburg na 930 mln euro. Ale prognozując ile można by zaoszczędzić dzięki współpracy transgranicznej w ogóle nie wzięto ich pod uwagę. Być może Bruksela zakłada, że problemy po 2020 r. znikną lub zmniejszą się na tyle, że przestaną mieć znaczenie. To bardzo optymistyczne założenie…
Z drugiej strony prognozy Komisji robią olbrzymie wrażenie i Bruksela nie bez powodu zdecydowała się je pokazać. Jeżeli Polska dzięki współpracy transgranicznej nie musiałaby rzeczywiście wybudować 5,7 GW mocy, to oznaczałoby to oszczędności od kilkunastu do kilkudziesięciu mld zł. Komisja pisze, że oszczędności wynikają przede wszystkim z braku konieczności wybudowania w każdym kraju elektrowni szczytowych, gotowych do akcji wtedy, gdy zapotrzebowanie jest największe. To zaś wynika z faktu, że szczyty zapotrzebowania są zależne od pogody i przypadają w różnych krajach w różnych dniach.
Oczywiście taka współpraca między państwami wymagałaby ustalenia jasnych reguł, tak aby w przypadku gdy problem z pokryciem szczytowego zapotrzebowania wydarzy się jednocześnie w dwóch krajach, operatorzy sieci umieli sobie z tym poradzić bez uszczerbku dla jednego z nich. Wobec tego trzeba najpierw obliczyć rzeczywiste możliwości przesyłu energii między państwami. Tymczasem szczegółowa mapa rozpływów między Polską a Niemcami, którą sporządzają przy pomocy potężnych komputerów niemiecki Instytut Fraunhofera oraz polskie Narodowe Centrum Badań Jądrowych dopiero powstaje. Projekt jest już opóźniony. Dopiero po jego ukończeniu energetycy będą mieli jaśniejszy obraz sytuacji. Do tego czasu snucie rozważań o tym ile będziemy mogli zaoszczędzić na budowie elektrowni przypomina wróżenie z fusów.
Polska w ogóle jest niechętna przekazywaniu jakichkolwiek kompetencji w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Wydaje się jednak, że sprawy zaszły za daleko i unia energetyczna staje się priorytetem rządów UE. WysokieNapiecie.pl przysłuchiwało się niedawno debacie energetycznej w Berlinie. Prezes 50 Hertz opowiadał, że kiedy zimą Francja miała problemy z pokryciem zapotrzebowania, to ważni ludzie z rządu dzwonili do operatorów sieci w Niemczech i mówili „Forget the rules, help the Frenchmen” (zapomnijcie o regułach, pomóżcie Francuzom).
Zacieśnienie współpracy między państwami UE jest przesądzone.
Pytanie na które powinniśmy sobie odpowiedzieć nie powinno brzmieć „czy mamy w to wchodzić” ale jak to zrobić żeby osiągnąć maksimum bezpieczeństwa i korzyści. I chodzi o korzyść dla całego kraju, a nie tylko sektora energetycznego.