Spis treści
Wyrok sądu w Poznaniu to małe zwycięstwo organizacji ekologicznej ClientEarth, która kupiła akcje Enei żeby móc skuteczniej walczyć z budową tej elektrowni. Sąd uznał, że uchwała WZA Enea zatwierdzająca budowę elektrowni Ostrołęka jest sprzeczna z kodeksem spółek handlowych, WZA nie może bowiem wchodzić w kompetencje zarządu i rady nadzorczej. Jest to „oczywista oczywistość” dla każdego prawnika.
A dlaczego małe zwycięstwo? Bo niestety wyrok nie wstrzymuje budowy, oznacza tylko tyle, że uchwała walnego (czyli w praktyce Ministerstwa Energii) była niepotrzebna. Zresztą z logicznego puntu widzenia nie może być inaczej – skoro uchwała była zaskarżona jako podważająca kompetencje zarządu i rady nadzorczej, to znaczy, że tylko zarząd i rada nadzorcza mogą decydować o losach tej inwestycji. A zarząd decyzji o rozpoczęciu budowy nie zmienił. Niestety sąd uchylił się od rozpatrywania pozostałych argumentów Clientearth, odwołujących się do opłacalności nowej Ostrołęki i jej wpływu na klimat.
Czytaj także: Ostre męki nowej Ostrołęki
Miliardy na budowę elektrowni
Skoro uchwała była niepotrzebna, to dlaczego zarządowi Enei tak na niej zależało? Wg informacji portalu WysokieNapiecie.pl miało to być dodatkowym „zabezpieczeniem” dla zarządu Enei. Uchwała była przyjęta we wrześniu, nie było wtedy wiadomo ile poznańska spółka będzie musiała zainwestować. W grudniu Enea podpisała umowę z Energą, zgodnie z którą ta pierwsza wyda na Ostrołękę nie więcej niż 1 mld zł, a ta druga co najmniej 1 miliard.
Nie jest to również bardzo logiczne, bo w końcu albo ta elektrownia jest rentowna i wtedy opłaca się włożyć w nią pieniądze, albo nie jest i wtedy tłumaczenie, że „inwestujemy najwyżej miliard” jest mało przekonujące.
Czytaj także: Jest umowa na budowę Elektrowni Ostrołęka C. Brakuje tylko pieniędzy
W dodatku Enea i Energa zgodziły się rozpocząć budowę nie mając zagwarantowanego finansowania. Rozmowy z bankami utknęły w martwym punkcie, nie udało się też pozyskać trzeciego inwestora. Blok o mocy 1000 MW ma kosztować ok. 6 mld zł, a obie spółki nie są w stanie wyłożyć z własnych pieniędzy dużo więcej niż 2 mld zł.
Czytaj także: Nowa Ostrołęka – elektrownia, która się słupkom nie kłania
Bezsilni drobni udziałowcy
Na ostatnim walnym Enei pewien drobny akcjonariusz, zapewne rozjuszony dołującymi notowaniami spółki, pytał zarząd jak można tak postępować. – Przecież to jest elektrownia za 6 mld zł a nie budowa zieleniaka – mówił do członków zarządu, pytając przy okazji dlaczego nie mają akcji spółki. Zarządowi trudno się jednak dziwić – zapewne znają znacznie lepsze lokaty niż spółka, którą kierują…
Zaś drobni udziałowcy mogą tylko bezsilnie patrzeć jak topnieją ich oszczędności, wkładane w inwestycję, której sens jest wątpliwy także dla części pracowników Enei. W poznańskim sądzie na rozpatrzenie czeka pozew związku zawodowego Synergia, który domaga się także unieważnienia uchwały WZA o budowie Ostrołęki.
Chińska koncepcja
Ponieważ amerykański potentat General Electric, który ma wybudować elektrownię nie jest w stanie pomóc w jej sfinansowaniu, to według informacji portalu WysokieNapiecie.pl trwają starania o przyciągnięcie do Ostrołęki Chińczyków. Koncepcja jest następująca – chińska firma dostałaby kawałek tortu przy budowie jako podwykonawca, a w zamian pomogłaby załatwić kredyt na budowę od jakiegoś chińskiego banku.
Czytaj także: Coraz więcej węgla w Enei
Pochodząca z Państwa Środka firma China Power Engineering Consulting Group startowała w przetargu na budowę Ostrołęki. Notabene zaoferowała najniższą cenę – 4,8 mld zł netto. Ale nie wygrała ze względu na brak doświadczenia w budowie elektrowni w UE i niesprawdzoną w nich unijnych warunkach technologię. Czy teraz ona – lub jakaś inna chińska firma- wróci do gry? A jeśli tak, to jakich zabezpieczeń zażądają chińscy bankierzy, którzy liczyć umieją tak samo dobrze jak polscy?
Czytaj także: Instrat: Budowa Ostrołęki C to 2,3 mld zł ujemnej wartości dla akcjonariuszy