Taki scenariusz nikomu chyba nie przyszedłby do głowy. Rolnicy to w końcu oczko w głowie obecnego rządu, najwierniejszy elektorat rządzącej partii. A jednak to właśnie największe gospodarstwa nie dostaną rekompensat za podwyżki cen prądu. Zapewne większość z nich jeszcze tego nie wie, ale świadomość tę mają już przynajmniej niektóre spółki energetyczne.
Żeby zrozumieć jak to się stało, trzeba pokrótce opisać jak funkcjonuje mechanizm rekompensat oraz wyjaśnić w jaki sposób rolnicy płacą za prąd.
Zobacz także: Parlament wydłużył czas na składanie wniosków o rekompensaty za prąd do 13 sierpnia 2019.
Teoretycznie zgodnie z rozporządzeniem ministra energii rolnicy wykorzystujący prąd do produkcji powinni mieć podwójne liczniki – jeden dla gospodarstw domowych, drugi – na potrzeby produkcji. To dotyczy np. kurników, suszarni, chlewni, chłodni itp. W praktyce bywa różnie, wiele zależy od od skrupulatności pracowników firm energetycznych. Ale znacząca większość z nich jest uważana po prostu za gospodarstwa domowe. Rekompensaty nie dotyczą więc ich w ogóle, bo ceny są zamrożone od stycznia i nic tu się nie zmienia do końca roku.
– Moim zdaniem ok. 90 proc. z 300 tys. gospodarstw, które produkują na rynek rozlicza się wg taryfy G – mówi w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl właściciel dużego agroportalu. Podaje przykład znajomego sadownika, który uprawia owoce, ma duże chłodnie, płaci za prąd 4-5 tys. zł miesięcznie a mimo to rozliczany jest wg taryfy G, jak gospodarstwo domowe.
Tak naprawdę nie wiadomo ile prądu zużywają rolnicy bo nikt się tym specjalnie nie interesował. Ostatni miniraport w tej sprawie opublikował Instytut Energii Odnawialnej w 2013 r. Wynika z niego, że najbardziej prądożerne są wielkie sady, obory wyposażone w chłodnie i gospodarstwa uprawiające zboża liczące powyżej 150 ha.
Na grafie poniżej zaczerpniętym ze strony ozerise.pl możemy zobaczyć ile prądu pożerały różne rodzaje rolniczej aktywności w ciągu czterech miesięcy – od sierpnia do listopada 2013 r.
Zdaniem naszego rozmówcy podwójne liczniki mają naprawdę duże gospodarstwa, powyżej 100 ha i jest ich nie więcej niż 30 tys. Szacunki szefa igrit. pl potwierdza menedżer ze spółki energetycznej. – W naszym regionie ok. 10 proc. rolników rozliczane jest wg taryfy C.
To taryfa przeznaczona właśnie dla małych firm, w której zwykle ceny są wyższe niż dla gospodarstw domowych. Miesięczne rachunki takich rolników wynoszą – w zależności od rodzaju produkcji – od kilku do nawet kilkudziesięciu tys. zł. Dla nich podwyżka cen o 30 -40 proc. oznacza więc poważny ubytek w portfelu. Weźmy np. kurzą fermę prowadzoną przez panią Jolantę na Podlasiu. Zgodnie z pozwoleniem na działalność hoduje się tam 360 tys. brojlerów i pochłaniają one oprócz paszy również 48 MWh prądu rocznie (przeciętne gospodarstwo w Polsce zużywa 2 MWh). Pani Jolanta płaci więc w taryfie C11 (0,42 gr za KWh) ok. 20 tys. zł rocznie za prąd.
Pani Elżbieta i pan Andrzej z Kaszub prowadzą chlewnię, która może dostarczyć 4 tys. tuczników rocznie i zgodnie z pozwoleniem zużywa 267 MWh rocznie – prąd w chlewniach potrzebny jest głównie do oświetlenia oraz zasilania urządzeń. które karmią i poją świnki. Za prąd zapłacą po dzisiejszych stawkach ponad 100 tys. rocznie. Pan Łukasz ze Śląska zapłaci jeszcze więcej – hoduje ok. 200 krów, zużywa nawet do 400 MWh rocznie.
Dla każdego z tych gospodarstw podwyżka to koszty rzędu kilku tys. zł rocznie. Jeśli liczyli na rekompensaty, to obejdą się smakiem.
Nie ma takiej pozycji „rolnik”
Zgodnie z (dwukrotnie już w ciągu pół roku) znowelizowaną ustawą o cenach, do 29 lipca mikroprzedsiębiorcy, małe firmy, samorządy i szpitale miały składać oświadczenia uprawniające ich do rekompensat za podwyżki cen prądu, które dotknęły ich od 2019 r. Bo po ubiegłorocznych (niższych) stawkach rozliczone będzie zużycie prądu tylko do końca czerwca. Od lipca niższe stawki zachowają automatycznie jedynie gospodarstwa domowe. Mikro- i małe przedsiębiorstwa, a także m.in. szpitale i instytucje samorządowe muszą złożyć swoim sprzedawcom energii oświadczenia, w których potwierdzą, że przysługują im państwowe dotacje do rachunków także w drugim półroczu. Firmy energetyczne nie mają innych narzędzi, aby zweryfikować, kto jest uprawniony do rabatu. Jeżeli uprawnieni nie złożą oświadczeń, od 1 lipca zapłacą o ok. 30-40 proc. wyższe rachunki za prąd.
Wnioski trzeba składać na specjalnym formularzu. I tu właśnie pojawia się problem – nie ma tam bowiem pozycji „rolnik”. – Niektórzy przekreślają wszystkie pozycje i wpisują ręcznie „rolnik”, inni zaznaczają pozycję „mały przedsiębiorca” – opowiada portalowi WysokieNapiecie.pl menedżer innej spółki energetycznej. – Ale w obu przypadkach nie możemy uwzględnić takiego wniosku.
Zobacz więcej: Ile kosztuje budowa farmy słonecznej i jak szybko się zwróci?
Dlaczego? Zgodnie z ustawą o zamrożeniu cen prądu rekompensaty należą się wyłącznie w przypadkach wymienionych ustawą, więc nie można skreślić wszystkich pozycji formularza i wpisać sobie czegoś ręcznie. Zaś zgodnie z ustawą Prawo przedsiębiorców rolnik przedsiębiorcą nie jest, ani „małym” ani „mikro”, bo działalność rolnicza jest wyłączona z tejże ustawy.
Ministerstwo boi się, że rolnicy dostaną za dużo
Pozostaje jeszcze jedna furtka – tzw. pomoc de minimis, z której skorzystają duże i średnie firmy. Ustawa prądowa daje im prawo wystąpienia do tzw. Zarządcy Rozliczeń o rekompensatę za prąd na podstawie właśnie pomocy de minimis. Co to takiego?
Zgodnie z z unijnymi zasadami pomocy publicznej każda firma może dostać taką „minimalną” pomoc, nie więcej jednak niż 200 tys. euro w ciągu trzech lat. W ustawie możemy przeczytać, że rekompensaty dotyczą także pomocy de minimis w rolnictwie. Czyli niby wszystko w porządku, choć rolnicy musieliby czekać znacznie dłużej i poświęcić więcej czasu na sporządzenie wniosku do Zarządcy Rozliczeń, który jest znacznie bardziej skomplikowany. Ale ta furtka jest prawie zamknięta.
Otóż w pomocy de minimis dla rolnictwa istnieje krajowy limit, którego nie można przekroczyć. Wynosi bez mała 296 mln euro. Rząd nie szczędził rolnikom wsparcia więc limit ten został już prawie całkowicie wykorzystany mimo, że mamy dopiero koniec lipca. Farmerzy dostali łącznie ponad 260 mln euro czyli 86 proc. z tego z mogą dostać.
Zobacz więcej: Czy katastrofalne burze zachęcą do wsparcia magazynów energii?
Ministerstwo Rolnictwa jest na tyle zaniepokojone możliwością przekroczenia limitu, że zażądało od wszystkich podległych mu jednostek aby informowały o każdym przypadku udzielenia pomoce de minimis. Warto tu dodać, że Polska już raz go przekroczyła w 2018 r. Portal farmer.pl informował, że „w listopadzie 2018 r. ubiegłego roku brak limitu de minimis stał się podstawą do wstrzymania wypłacania pomocy wchodzącej do tego limitu, także pomocy po suszy”.
Zapewne jakaś część rolników nie będzie też mogła skorzystać z rekompensat bo już wyczerpała indywidualny limit pomocy de minimis, który wynosi 20 tys. euro. Ten sam problem dotyczy zresztą także średnich i dużych firm.
Gospodarze lepsi i gorsi
Jakkolwiek nieskromnie to brzmi, to musimy dodać, że portal WysokieNapiecie.pl pierwszy dostrzegł , że z rolnikami coś jest nie tak i już 13 czerwca zadaliśmy resortowi rolnictwa pytanie. Otrzymaliśmy uspokajającą odpowiedź. „Pomoc udzielana gospodarstwom rolnym wliczana jest do limitu pomocy de minimis wyłącznie w części dotyczącej wsparcia ze środków publicznych produkcji rolniczej. Pomoc dla rodzin rolniczych, w tym pomoc obniżająca koszty energii elektrycznej zużywanej w gospodarstwie domowym rolników, nie stanowi pomocy w rozumieniu pomocy publicznej w rolnictwie i nie jest wliczana do limitu pomocy de minimis w rolnictwie”.
Ale stanowisko to jest sprzeczne z literalnym brzmieniem ustawy o cenach prądu, gdzie wprost jest mowa o pomocy de minimis w rolnictwie. No i nie ma pozycji „rolnik” w formularzu, który trzeba złożyć dostawcy prądu do 29 lipca. Kiedy zwróciliśmy na to uwagę, biuro prasowe Ministerstwa Rolnictwa przysłało nam suchy wykład na temat definicji przedsiębiorcy w prawie europejskim, z którego jednak nic nie wynika.
Zobacz więcej: Program „Mój prąd”, czyli dotacje do instalacji PV – PRZEWODNIK. Co? Gdzie? Kiedy? Jak? Ile?
Wydaje się, że problem przerósł też intelektualnie urzędników Dyrekcji Rolnictwa Komisji Europejskiej, bo od miesiąca czekamy na odpowiedź na pytanie czy rekompensaty za prąd należy traktować jako pomoc de minimis w rolnictwie.
Pytani przez nas nieoficjalnie urzędnicy resortu energii odpowiadali, że nie znają problemu i resort rolnictwa nic im nie zgłaszał. Trudno jednak żeby coś zgłaszał, skoro normalnych konsultacji międzyresortowych nie było, bo ostatni projekt (drugi z kolei w ciągu pół roku) nowelizacji ustawy o cenach prądu zgłoszono jako poselski, choć faktycznie napisano go w resorcie energii. Uchwalono go, bez wielkich dyskusji, w ciągu kilku dni. Zadaliśmy też oficjalne pytanie resortowi energii, ale do chwili publikacji tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi.
Zobacz więcej: Od kiedy wejdzie program „Mój prąd”? NFOŚiGW pokazuje szczegóły
Cały ten galimatias oznacza, że będziemy mieli w świetle ustawy o cenach prądu dwie kategorie rolników. Część z nich, głównie małe gospodarstwa, zachowa w 2019 r. ceny z 2018 r. Duże gospodarstwa wykorzystujące prąd do wielkoskalowej produkcji, będą musiały pogodzić się z podwyżkami.W dodatku będą mieli nierówne warunki konkurencji – mali farmerzy rozliczający się jako gospodarstwa domowe będą mieli o połowę niższe ceny prądu.
Czy taka była intencja rządu i posłów z PiS? Można w to wątpić, bo niby dlaczego mieliby darzyć jakąś niechęcią np. właścicieli kurzych ferm, wielkich obór z chłodniami do przechowywania mleka czy sadowników?
Zobacz także: Parlament wydłużył czas na składanie wniosków o rekompensaty za prąd do 13 sierpnia 2019 – również dla rolników.