Już kilka elektrycznych BMW i3 wynajmowanych w usłudze Innogy GO zostało rozbitych podczas wypadków drogowych. Część zdarzeń powodowali klienci Innogy, ale ich auta padały też ofiarami nieuwagi innych kierujących, jak miało to miejsce w przypadku pierwszej kolizji przy Dworcu Centralnym już tydzień po starcie usługi.
Elektryczne BMW i3 oraz jego sportowa wersja i3s to miejskie, ale bardzo dynamiczne auta. Potrafią rozpędzić się od 0 do 100 km/h w ciągu odpowiednio 7,3 oraz 6,9 sekundy. W przypadku braku obycia z tymi samochodami samych wynajmujących, a także innych kierowców na drodze, którzy nie spodziewają się takiej dynamiki i nie zachowują wystarczająco dużo ostrożności, nie trudno o kolizję.
To jeden z powodów dla których firma udostępnia wynajem szybszej wersji BMW tylko klientom, którzy przejadą odpowiednia liczbę kilometrów wolniejszą wersją auta. Z informacji WysokieNapiecie.pl wynika że Innogy rozważa jeszcze większe zaostrzenie regulaminu.
– W przypadku Innogy GO 50 proc. szkód jest powodowanych przez użytkowników poniżej 21 roku życia, chociaż stanowią oni tylko 5 proc. naszych klientów. Teraz zastanawiamy się, czy nie wprowadzić ograniczenia korzystania z naszej usługi. Rozmawiamy o tym, aby mogły korzystać z niej osoby powyżej 21 roku życia, a więc dojrzalsze. Nie podjęliśmy jeszcze finalnej decyzji, ale oczywiście jeśli taką podejmiemy nasi klienci natychmiast się dowiedzą – mówi rzeczniczka Innogy Polska Aleksandra Smyczyńska.
Czytaj także: Innogy GO! w cenie 1,19 zł/min za wynajem elektrycznych BMW i3
Jednak, podobnie jak w przypadku aut prywatnych, te obostrzenia nie są w stanie zagwarantować, że za kierownicą nie usiądzie ktoś bez uprawnień. Tak stało się w weekend, gdy – jak wynika z informacji WysokieNapiecie.pl – jeden z wynajmujących samochód nie zamknął go przez aplikację w telefonie, co wykorzystało dwóch pijanych 14-latków. Dzieci uruchomiły samochód i rozbiły go o betonowe zapory.
– Od jednego i od drugiego chłopca została pobrana krew. Trwają czynności procesowe z opiekunami prawnymi. Jeden z chłopców trafił do policyjnej izby dziecka, a drugi do ośrodka poprawczo-wychowawczego, do którego miał powrócić w sobotę – przekazała portalowi TVN Warszawa komisarz Ewa Szymańska-Sitkiewicz z Komendy Stołecznej Policji.
Nie była to pierwsza kradzież samochodów udostępnianych w usłudze Innogy GO. Wcześniej dwa BMW zostały skradzione z obejściem zabezpieczeń i po usunięciu monitorujących je GPS-ów. Policja jeszcze ich nie odnalazła.
Tego typu zdarzenia sprawiają, że ubezpieczenie aut wynajmowanych na minuty jest bardzo drogie, co w konsekwencji przekłada się na koszt samej usługi carsharingu.
Czytaj także: Innogy GO, pomimo cen, ugina się pod liczbą wynajmujących auta elektryczne
Zaledwie tydzień temu opłaty za wynajem aut podniósł Panek Carsharing. Firma co prawda miała mniejszy problem z kradzieżami samych samochodów, ale za to regularnie traciła kluczyki do hybrydowych yarsiów. Ich czarnorynkowa wartość wynosiła ok. 1 tys. zł (kluczyki przeprogramowano dla klientów, aby otwierały ich samochody). Policja, we współpracy z Pankiem, rozpracowała ostatecznie całą szajkę złodziei kluczyków, a firma zmieniła niedawno system zabezpieczenia aut – teraz otwiera się je i zamyka jedynie za pomocą aplikacji w telefonie.
Korzystne zmiany przyniosła także zmiana przepisów. Od niedawna w samochodach nie muszą się już znajdować dowody rejestracyjne, które wcześniej także były kradzione.
Regularnie auta wynajmowane na minuty okradane są także z uchwytów na telefony komórkowe. Część aut padła już także ofiarą wandalizmów takich jak przecinanie opon, rozbijanie szyb, wjeżdżanie samochodami na wyboisty teren, a nawet… odpalenia wewnątrz samochodu gaśnicy.
Czytaj także: PGE i 4Mobility testowały elektrycznego hyundaia