Głosowany w tym tygodniu projekt to efekt półrocznych negocjacji z Komisją Europejską. Przypomnijmy pokrótce sekwencję wydarzeń. W drugiej połowie ub r. zaczęły drożeć prawa do emisji CO2, co z kolei wywołało skokowy wzrost hurtowych cen prądu. Rząd obawiał się rosnących rachunków postanowił jednocześnie obniżyć akcyzę na prąd oraz tzw. opłatę przejściową oraz zamrozić ceny prądu na poziomie z 30.06 2018. Napisana na kolanie i uchwalona w pośpiechu w jeden dzień ustawa okazała się pełna dziur i wywołała chaos na rynku. Zamrożenie cen nie weszło bowiem w życie ze względu na długie negocjacje z Komisją Europejską, które wstrzymały wydanie przez resort energii kluczowego rozporządzenia. Komisja Europejska wytykała Polsce, że rozporządzenie łamie unijne rozporządzenie o rynku energii oraz zasady pomocy publicznej.
Ostatecznie po blisko pięciu miesiącach negocjacji rząd zdecydował się wykorzystać furtkę od początku wskazywaną przez Brukselę – tzw. usługę celu publicznego. Rząd może dopłacić jakiejś firmie za usługę, który uznaje za ważny społecznie, np. dostarczanie przesyłek do miejscowości, do których nie opłaca się ich dostarczać.
Zgodnie z nowelizacją, za taką usługę uznany będzie niemal cały rynek energii w Polsce. Obejmie to ponad 15 mln gospodarstw domowych, ponad 61 tys. jednostek sektora finansów publicznych (m.in. samorządy i szpitale) a także prawie 2 mln mikroprzedsiębiorców i 57 tys. małych firm. Te trzy grupy będą musiały składać swoim dostawcom prądu specjalne oświadczenia, że ulga im się należy.
Czytaj także: Kto jest podejrzany o manipulacje cenami prądu na giełdzie?
18,5 tys. średnich i dużych firm będzie płacić wyższe ceny – to cena kompromisu z Komisją Europejską. Będą mogły jednak ubiegać się o rekompensaty w ramach pomocy de minimis czyli 200 tys. euro w ciągu trzech lat. Czy to dużo czy mało? Dla niewielkiego producenta mebli czy porcelany to w zupełności wystarczy. Dla wielkiej fabryki to może być trochę mało. Ale trzeba pamiętać, że podwyżki cen prądu uruchomią ponownie wielki potencjał wzrostu efektywności energetycznej, który wciąż drzemie w polskiej gospodarce.
Ustawa przewiduje też, że firmy energetyczne dostaną rekompensaty za sprzedawanie prądu poniżej kosztów. Sposób ich wypłaty określi w specjalnym wzorze resort energii w ciągu 21 dni po wejściu w życie ustawy. Według nieoficjalnych informacji portalu WysokieNapiecie.pl będzie to ten sam wzór, który już wcześniej został gremialnie oprotestowany przez branżę bo nie uwzględniał wszystkich kosztów. Zostanie w nim tylko poprawiony błąd matematyczny. Nowością jest to, że niezadowolone z wzoru firmy będą mogły złożyć wniosek o dodatkową rekompensatę do URE.
Ustawa zmienia zasady na drugie półrocze. Pierwsze półrocze ma być rozliczone zgodnie z uchwaloną 28 grudnia ustawą, tak jakby zamrożone zostały ceny dla wszystkich konsumentów. Czyli od lipca firmy energetyczne będą musiały skorygować wszystkie faktury wystawione między styczniem a czerwcem 2019 i dostosować tę cenę do stawek z 30 czerwca 2018 r.
Czytaj także: Kolejny rekord zapotrzebowania na moc? Estończycy znaleźli sposób
Przedstawiciele resortu energii zapewniali, że osiągnięto porozumienie z Komisją Europejską. Pytanie czy tak jest rzeczywiście? Bruksela musiałaby pogodzić się z tym, że przez pierwsze pół roku 2019 r. przedsiębiorstwa energetyczne będą korzystały z niedozwolonej pomocy publicznej i przymknąć oko. Po drugie, jak wskazuje opinia Biura Analiz Sejmowych rozwiązanie przewidywane na drugie półrocze też wymaga formalnej zgody Komisji Europejskiej.
Jedno wydaje się przesądzone – do jesiennych wyborów raczej nie należy się spodziewać jakiejkolwiek reakcji Brukseli zwłaszcza że obecna unijna komisarz ds. konkurencji Dunka Margrethe Vestager chce być szefową nowej Komisji i potrzebuje wsparcia Polski.
Czytaj także: Rekompensaty za wzrost cen prądu będą łączone z dodatkiem maślanym
Ustawa dotyczy tylko cen na 2019 r. W 2020 r. czeka nas nieuchronny wzrost. Jego skala jest nieznana, ale apokaliptyczne opowieści o skutkach są mocno przesadzone. Hurtowe ceny prądu przekraczają wprawdzie 25o zł za MWh, to znacznie więcej niż 150 zł rok temu, ale ceny powyżej 200 zł rynek już widział w 2010 r. i żadnej katastrofy nie było. Gdyby rząd nic nie zrobił, to przeciętne gospodarstwo domowe zapłaciłoby w tym roku ok. 5-7 zł miesięcznie więcej niż w 2018 r.
Czytaj także: Po 1 lipca ceny prądu będą nadal zamrożone, ale już nie dla wszystkich