Zwycięstwo kandydata Republikanów oznacza zwrot w polityce klimatyczno-energetycznej USA. Niepewne są zwłaszcza losy porozumienia w Paryżu. Ale pewnych trendów nowa władza nie odwróci.
Trudno tak naprawdę wykryć co sądzi Donald Trump o walce z globalnym ociepleniem i czy w ogóle coś sądzi. Na Twitterze wiele razy pastwił się bezlitośnie nad klimatycznymi usiłowaniami Demokratów. – Globalne ocieplenie wymyślili Chińczycy aby zabrać Amerykanom miejsca pracy – to był jego najsłynniejszy wpis. Ale w trakcie debaty z Hillary Clinton ze zwykłą dla siebie dezynwolturą zaprzeczył, jakoby stwierdził coś takiego.
Giełda zareagowała tak, jakby wszystko było już przesądzone. W środę w górę szły akcje spółek paliwowych i górniczych. Rosły kursy akcji surowcowych gigantów takich jak Glencore, Rio Tinto, BHP Biliton. Poszybowały o ponad 20 proc. nawet papiery niegdysiejszego węglowego potentata PeabodyEnergy, który jest w stanie upadłości układowej.
Oczywiście akcje spółek inwestujących w OZE zachowały się dokładnie odwrotnie. W dół powędrowały akcje potentatów wiatrakowych ( m.in. Vestas i Gamesa) oraz solarnych ( np. SolarPower i FirstSolar). Trump wiatraków w sercu raczej nie nosi, w innym tweecie oskarżył je o zabijanie amerykańskich orłów.
Ale już papiery Tesli – najsłynniejszej spółki inwestującej w nową energetykę ( i po części ją kreującej) wprawdzie zaczęły dzień od spadku, ale szybko odrobiły straty.
Co może zrobić Donald Trump? Przede wszystkim zakwestionować paryskie porozumienie klimatyczne. Jego zwycięstwo przyszło w trakcie kolejnej rundy klimatycznych negocjacji COP 22 w Marrakeszu ( Maroko). Spora część obserwatorów już wieszczy katastrofę międzynarodowych negocjacji mających ograniczyć globalne ocieplenie. Patricia Espinosa, wysoki urzędnik ONZ zajmujący się negocjacjami klimatycznymi przyznała otwarcie – Nie ma planu B na wypadek zwycięstwa Trumpa.
Ale co ciekawe, główny doradca Trumpa ds. energii kongresmen z Północnej Dakoty Kevin Cramer w trakcie debaty ze swym demokratycznym odpowiednikiem wcale tego nie przesądził. Zasugerował za to, że porozumienie powinien zatwierdzić amerykański Senat. To jest oczywiście mało prawdopodobne, bo nie uda się zdobyć konstytucyjnej większość 2/3 głosów. Wcześniej Barack Obama nie poprosił Senatu o ratyfikację – uznał, że nie musi gdyż porozumienie z formalnego punktu widzenia nie jest prawnie wiążące.
Brak zgody Senatu mógłby być dla administracji Trumpa pretekstem do rozpoczęcia procedury wyjścia z Porozumienia Paryskiego, która trwa trzy lata.
Trudno przewidzieć konsekwencje tego kroku. Bez wątpienia postawiłoby to Unię Europejską, klimatycznego lidera, w bardzo trudnej sytuacji.
Kolejnym krokiem Trumpa może być uchylenie rozporządzenia Obamy, tzw. Clean Power Plan, na mocy którego Agencja ds. Ochrony Środowiska (EPA) nakładała na poszczególne stany obowiązek ograniczenia emisji CO2, pozostawiając im jednak swobodę jakimi środkami osiągnąć ten cel. Clean Power Plan był przedstawiany jako główny amerykański wkład w walkę z emisją CO2, problem w tym, że nie zaczął działać – 27 stanów oraz kilkadziesiąt firm, a także górnicze związki zawodowe zaskarżyły go do Sądu Najwyższego jako sprzeczny z konstytucją. Do czasu rozpatrzenia sprawy sąd zawiesił obowiązywanie CPP.
Trump, co widać na zdjęciu, lubi się przedstawiać jako obrońca węgla i górników. W Appallachach, niegdyś górniczo-hutniczym sercu Ameryki obiecywał im złote (czy raczej czarne) góry, a ludzie machali transparentami „Trump digs coal”.
Ale USA to nie Unia Europejska. Węgiel jest tam wypierany z rynku nie wskutek regulacji, ale dzięki taniemu gazowi łupkowemu. Tymczasem Trump prezentuje się jako entuzjasta łupków i obiecuje nawet poluzowanie rygorów środowiskowych dla wydobycia „błękitnego paliwa”. Jeśli Trump, jako przeciwnik wolnego handlu, zablokuje jeszcze możliwości eksportu LNG z USA, to ceny gazu na tamtejszym rynku jeszcze spadną, dobijając i tak słabnącą w oczach energetykę węglową.
Na globalnym rynku pojawi się wtedy jeszcze więcej taniego węgla z USA, który zresztą coraz częściej trafia także do Polski.
Postępujący upadek sektora węglowego w USA mogłaby zapewne powstrzymać pomoc z funduszy federalnych. Amerykański rząd ma mnóstwo możliwości żeby poprzez rozmaite ulgi podatkowe czy dotacje reanimować górnictwo, wstrzymując bądź likwidując jednocześnie programy wsparcia OZE.
Cytowany tu wcześniej doradca Trumpa, Kevin Cramer, indagowany o OZE, był w stanie powiedzieć tylko tyle: „Dobre pytanie… To bardzo skomplikowane kiedy mówimy o działaniu elektryczności. Wiecie, neurony idą gdzie chcą, kiedy są już w sieci, prawda?”
Tę wypowiedź dedykujemy wszystkim zniesmaczonym tym, co wiedzą o energetyce polscy politycy.
Ewentualne ścięcie federalnych programów promocji OZE to byłby prawdziwy test dla sektora, pamiętajmy jednak, że własne systemy wsparcia OZE mają także niektóre poszczególne stany i rząd nie będzie w to ingerował. Zresztą przemysł paneli fotowoltaicznych zatrudnia dziś w USA ok. 200 tys. osób, ponad trzy razy więcej niż górnictwo węglowe (niecałe 60 tys.)
Raczej mało prawdopodobne jest też zatrzymanie postępującej szybko w USA digitalizacji energetyki, za którą stoją potężne koncerny informatyczne, Google i Microsoft.