Spis treści
Sprawa unijnych funduszy na polskie sieci gazowe może rozstrzygnąć się już dziś. Jeżeli Parlament Europejski w głosowaniu nie przyjmie kluczowej poprawki zgłoszonej za sprawą polskiego rządu przez frakcję Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (do której należy także PiS), to szanse na korzystne załatwienie tej sprawy znacznie zmaleją.
Kształt perspektywy budżetowej Unii na lata 2021-2027 dopiero się „uciera” w wielostronnych negocjacjach pomiędzy Parlamentem, Komisją i rządami państw UE. Raczej przesądzone jest, że cele finansowane z budżetu UE muszą być ściślej związane z polityką klimatyczną. W tym kierunku idzie propozycja KE , by pieniądze z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego nie mogłyby wspierać jakichkolwiek projektów, związanych z transportem lub spalaniem paliw kopalnych. Czyli także gazu.
Ryzyko utraty unijnych pieniędzy
W raporcie rocznym za 2018 r. ryzyko utraty unijnych pieniędzy zauważył PGNiG, przypominając, że „zarówno w poprzedniej jak i bieżącej perspektywie finansowej, środki z EFRR stanowiły istotne wsparcie finansowe m.in. dla projektów rozwoju sieci dystrybucyjnej oraz magazynów gazu ziemnego”.
Pieniądze z EFRR objawiają się w Polsce głównie jako część dofinansowania z POIŚ (Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko). A z POIŚ-ów szeroko pojęty sektor gazowy korzysta od dawna.
Największy dystrybutor gazu, należąca do Grupy Kapitałowej PGNiG Polska Spółka Gazownictwa także od dawna jest beneficjentem unijnego wsparcia. W tej perspektywie budżetowej PSG realizuje 8 takich inwestycji o łącznej wartości 404,7 mln zł netto, przy dofinansowaniu na poziomie 220,2 mln zł. Efektem ma być m.in. 430 km gazociągów – nowych i zmodernizowanych
Samo PGNiG skorzystało z tego dofinansowania m.in. przy rozbudowie magazynów gazu Kosakowo, Husów, Wierzchowice i Strachocina. W sumie to grubo ponad pół miliarda zł.
Czytaj także: Polska energetyka może zostać odcięta od potężnego strumienia pieniędzy
Najwięcej jednak z POIŚ z perspektywy 2014-2020 bierze operator systemu przesyłowego gazu, Gaz-System. Dofinansowanych jest 10 projektów na ponad 2,2 mld zł. To fragmenty gazowego korytarza Północ-Południe, dokończenie jednej z tłoczni czy rura, mająca zwiększyć przepustowość interkonektora z Ukrainą. Ale także taki projekty, jak laboratorium wzorcowania gazomierzy przy tłoczni w Hołowczycach.
Dodatkowo Unia wspiera terminal LNG w Świnoujściu, którego operatorem jest Polskie LNG – spółka-córka Gaz-Systemu. Ostatnia decyzja to ponad pół miliarda zł na rozbudowę terminala, która ma zwiększyć jego możliwości regazyfikacyjne z 5 do 7,5 mld m sześc. rocznie. I są to pieniądze z POIŚ, czyli także z EFRR.
Co na to zainteresowani?
– Ściśle monitorujemy prace, dotyczące funduszy europejskich w następnej perspektywie – poinformował Gaz-System.
220 mln dofinansowania przy skali prowadzonych inwestycji to nie jest suma, która może im zagrozić – mówi nam osoba z kierownictwa PSG. Zauważa jednocześnie, że dofinansowanie z Unii trafia do najtrudniejszych projektów, które mają małe szanse na rentowność. I rzeczywiście PSG w obecnej perspektywie z unijną pomocą gazyfikuje niektóre obszary Podlaskiego i Świętokrzyskiego, czyli tereny o niewielkiej gęstości zaludnienia. Bez unijnego wsparcia z dalszym docieraniem gazu pod strzechy może być problem.
To co dla nas najważniejsze, albo zostało już zbudowane czy zakontraktowane, albo jest współfinansowane z innych źródeł – mówi z kolei menedżer PGNiG. Duże projekty, jak Baltic Pipe, czy interkonektor z Litwą są bowiem na liście PCI i są finansowane z inneh puli – tzw. Connecting Europe Facility, a nie z EFRR.
Ewentualny brak wsparcia z EFRR może jednak w przyszłości wpłynąć na co najmniej dwa projekty, które w miarę wzrostu krajowego zużycia gazu zaczną być potrzebne. Pierwszy to pływający terminal RFSU w Zatoce Gdańskiej, którego temat ostatnio znów powrócił. A drugi to dalsza rozbudowa gazoportu w Świnoujściu do 10 mld m sześc. gazu rocznie.
Poprawka frakcji EKR zakłada, że wsparcie do infrastruktury gazowej będzie możliwe, tam gdzie gaz zastąpi węgiel. To na tyle rozciągliwe sformułowanie, że da się je podciągnąć pod niemal każdą rozbudowę rurociągów czy terminali. Jeżeli poprawka EKR nie przejdzie, to wówczas rząd będzie musiał przekonać pozostałe państwa UE i liczyć na sukces w trilogu.
Czy zakaz finansowania sieci gazowej z unijnych funduszy jest racjonalny? Politycy z krajów „starej UE” argumentują, że gaz jest paliwem kopalnym, emituje CO2 i w związku z tym nie powinien być wspierany. Ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że „stara UE” już dawno temu przeszła gazyfikację i nie ma tam „białych plam”, gdzie podłączenie do sieci nie jest możliwe, tak jak w Polsce.
Trudno też liczyć na to, że polska energetyka przeskoczy pewien etap rozwoju, tak jak polska bankowość czy telekomunikacja, gdzie poziom usług jest już wyższy niż w wielu państwach „starej” UE. Energetyka jest sektorem zmieniającym się powoli, transformacja potrzebuje kilkudziesięciu lat. Nie można liczyć na szybkie odejście od węgla, jeśli w wielu regionach nie będzie alternatywy w postaci gazu.
Cel OZE ucieka, a z nim unijne euro
O wiele bardziej skomplikowana jest sprawa funduszy na rozwój zielonej energii. W 2020 r. udział odnawialnych źródeł w końcowym zużyciu energii powinien w Polsce wynieść 15 proc. To obowiązkowy cel OZE, wynikający z unijnego pakietu energetyczno-klimatycznego. Jego niespełnienie może być dla kraju dotkliwe. Po pierwsze – grożą nam kosztowne transfery zielonej energii z państw, które obowiązek swój wykonały z nadwyżką. NIK oceniła te koszty na nawet 8 mld zł. Po drugie – na horyzoncie rysuje się też pytanie o dalsze finansowanie OZE z funduszy UE.
Fundusze unijne mocno wspierały rozwój OZE w Polsce. Na odnawialne źródła energii i rozwój sieci dla przyłączenia OZE Polska dostała ok. 1,1 mld euro z funduszy rozwoju regionalnego i spójności. Większość przypada na programy regionalne, gdzie wspierane są niewielkie instalacje. Problem w tym, że zamiast zwiększać udział OZE idziemy w przeciwnym kierunku, a rozwój energetyki prosumenckiej – choć imponujący – nie uratuje ogólnego wyniku.
Początkowo szło łatwo, mocy przybywało, ale dobry trend załamał się dwa lata temu, kiedy udział OZE w końcowym zużyciu energii spadł. W 2016 roku wynosił 11,3 proc., a w 2017 roku – 11 proc. To oznacza, że jeden z celów strategicznych dotyczących wydawania unijnych pieniędzy nie jest spełniany.
Chcecie pieniędzy? Wróćcie na zieloną ścieżkę
Wśród warunków szczegółowych, umożliwiającym uruchomienie wsparcia z funduszy unijnych w perspektywie budżetowej 2021-2027, wymieniana jest zgodność z celem na 2020 rok. Jest to jednocześnie punkt odniesienia do przyjęcia celu na 2030 rok. Teoretycznie sankcją może być nawet zablokowanie funduszy na OZE w przyszłej perspektywie.
W praktyce – urzędnicy liczą, że Polsce się upiecze. „Dotychczas nie podnoszono kwestii możliwości wstrzymania funduszy UE dla sektora OZE w przypadku nieosiągnięcia zakładanego celu” – przekazało portalowi WysokieNapiecie.pl Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju. Ale w instrukcji negocjacyjnej, którą poznaliśmy, rząd już w listopadzie zapowiadał walkę o wykreślenie propozycji Komisji Europejskiej. Co w niej jest takiego groźnego?
Czytaj także: Rząd przyznaje: Polska nie osiągnie celu OZE na 2020 rok
Najważniejszym warunkiem stawianym przed Polską w kontekście uruchomienia funduszy w kolejnej perspektywie jest „Krajowy plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030” (KPEiK). Polska przekazała ten plan do Brukseli w terminie, choć potem dopiero zaczęto jego konsultacje.
Podsumowując wydawanie funduszy Komisja sprawdzi, czy Polska spełniła cel OZE w 2023 r. „Następnie, jeśli Polska nie wypełni swoich zobowiązań wynikających z dyrektywy w sprawie odnawialnych źródeł energii (cel 15 proc.), moglibyśmy wszcząć postępowanie w sprawie naruszenia przepisów” – tłumaczy nam biuro prasowe Dyrekcji ds. Energii KE.
Jednym z warunków wykorzystania unijnych środków na OZE ma być konieczność dostosowania się w całym okresie wydatkowania do celu bazowego roku 2020. Warunek ten zostałby spełniony, jeżeli w momencie jego oceny państwa członkowskie będą „na ścieżce” do spełnienia obowiązku. Gdy tak nie jest, powinny przekonać Komisję, że wdrożyły środki, aby szybko się na tej ścieżce znaleźć. A jeśli Bruksela uzna, że te argumenty są nieprzekonujące, to może wstrzymać fundusze na rozwój OZE w danym kraju.
Komisja będzie więc podejmować decyzje wtedy, gdy Polska będzie zabiegać o finansowanie kluczowego projektu OZE – morskich farm wiatrowych. To inwestycje, której łączny koszt sięga kilkunastu mld zł, zapewne wszyscy inwestorzy – PKN Orlen, PGE czy Polenergia – będą zabiegać o jakieś unijne wsparcie.
Wyścig z czasem już się zaczął
Czy można nadrobić stracony czas i naprawić błędy popełnione w ostatnich latach? W tegorocznych aukcjach OZE rząd planuje przyznać wsparcie dla farm wiatrowych o mocy 2,5 tys. MW oraz elektrowni słonecznych o mocy 750 MW. Według wiceministra energii Grzegorza Tobiszowskiego, to wystarczy, by Polska spełniła cel OZE. Inny wiceminister energii Tomasz Dąbrowski zapowiedział poluzowanie normy uniemożliwiającej budowę farm wiatrowych w odległości od zabudowań mniejszej niż dziesięciokrotna wysokość turbiny. Prawo to w praktyce zablokowało budowę farm wiatrowych na niemal całym terytorium Polski. Po zmianach decyzja w tej sprawie ma być oddana w ręce samorządów i społeczności lokalnych. Niewątpliwie w nowelizacji ustawy pomoże prawdopodobne odejście do Parlamentu Europejskiego minister edukacji Anny Zalewskiej, głównego wroga wiatraków w PiS.
Wczoraj gruchnęła też niepotwierdzona na razie przez resort energii wiadomość, że ME wycofuje się z kontrowersyjnej propozycji aby wprowadzić zmianę w obliczaniu opłaty zastępczej, co mocno ograniczyłoby przychody firm z zielonej energii. Samo pojawienie się takich pomysłów podkopuje jednak zaufanie do rynku, który już i tak banki uznają za ryzykowny. Dało to o sobie znać w ostatnich latach, kiedy mimo wygranych aukcji część inwestorów nie zdołała zbudować elektrowni.
Dla spełnienia celu OZE już nie w 2020 r. ale w 2023 r. i wykazania Brukseli, że jesteśmy „na ścieżce” kluczowe są dwie sprawy – uregulowanie zasad inwestycji w wiatraki na lądzie oraz zorganizowanie systemu wsparcia dla wiatraków na morzu. Czy rząd zdąży przed wyborami parlamentarnymi jesienią?
Czytaj także: Inwestorzy się przeliczyli