Spis treści
Jeszcze w lutym 2018 roku premier Mateusz Morawiecki informował, że Polska „jest na bardzo dobrej drodze” aby osiągnąć nasz cel udziału odnawialnych źródeł energii (OZE) w 2020 roku. Rok wcześniej minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał, że dochodzimy do tego celu szybciej, niż wynikałoby to z powziętych zobowiązań, a ówczesny wiceminister energii Andrzej Piotrowski odpowiedzialny za sektor OZE (dziś w PGE Systemy) zapewniał, że cel zrealizujemy już samą siłą rozpędu.
Zobacz: Polska wyprzedza plany rozwoju OZE? To mit
Tymczasem już w styczniu 2016 roku portal WysokieNapiecie.pl wyliczał, że realizacja celu jest zagrożona, a z opublikowanego w maju 2016 rok raportu WysokieNapiecie.pl, Instytutu Jagiellońskiego i kancelarii Solivan jasno wynikało, że celu niemal na pewno nie zrealizujemy.
Analizy od kilku lat pokazują, że nie osiągniemy celu OZE na 2020 rok. W końcu przyznał to też rząd.
Zobacz: Znikający cel OZE
Po trzech latach Ministerstwo Energii postanowiło w końcu ujawnić, że rzeczywiście tak będzie. W przesłanym do Brukseli Krajowym Planie na Rzecz Energii i Klimatu po raz pierwszy poinformowało, że nasz kraj nie zdoła spełnić minimalnego 15-procentowego celu OZE w końcowym zużyciu energii, ani tym bardziej, jeszcze bardziej ambitnego, celu, który Polska sama sobie wyznaczyła w rządowej strategii – 15,85 proc. w 2020 roku.
Zobacz: Rozwój OZE w Polsce wyhamował
Do 2020 roku osiągniemy tylko 13,8 proc. OZE
„Zaprezentowane wyniki obliczeń wskazują, że w 2020 r. udział OZE w zużyciu energii finalnej brutto wyniesie ok. 13,8 proc.” – napisało Ministerstwo Energii w dokumencie przesłanym Komisji Europejskiej, do którego dotarli dziennikarze WysokieNapiecie.pl.
Plany dla Energii i Klimatu musiały złożyć do końca ub. roku wszystkie kraje UE. To część planowanej unii energetycznej i uchwalonego niedawno, także głosami Polski, tzw. pakietu zimowego, wyznaczającego kolejne unijne cele na 2030 rok: redukcji emisji CO2 (o 40 proc.), poprawy efektywności energetycznej (o 32,5 proc.) i wzrostu udziału odnawialnych źródeł energii (do 30 proc.).
Ministerstwo nie ujawnia planu
Polska dotrzymała terminu złożenia planu, co nie udało się siedmiu krajom, m.in. Czechom, Hiszpanii i Węgrom. Jednak, liczący wraz z załącznikami kilkaset stron dokument, nie został przez Ministerstwo Energii ujawniony, jak zrobiono to np. w Niemczech. Być może przyczyną utrzymywania go w tajemnicy przed obywatelami jest właśnie fakt, że po raz pierwszy przyznano w nim, że nasz kraj nie zdoła wywiązać się z obowiązkowego celu udziału „zielonej” energii w 2020 roku.
W Planie rząd broni się, tłumacząc, że wiele krajów ma problemy z realizacją swoich celów. „W 2017 r. jedynie 12 spośród 28 krajów zrealizowało cel krajowy”- napisał resort. To prawda, choć w rzeczywistości oznacza to, że niemal połowa państw UE osiągnęła swoje cele już na trzy lata przed terminem. Większość z nich to nowe państwa UE, o podobnym poziomie zamożności, co Polska.
Swoje cele OZE w większości zrealizowały już państwa „nowej” Unii. Na przykład udział OZE w 2017 roku wyniósł w Czechach 14,76 proc. (wobec celu na 2020 rok w wysokości 13 proc.), na Litwie 25,84 proc. (wobec celu 23 proc.), w Estonii 29,21 proc. (wobec celu 25 proc.), Chorwacji 27,29 proc. (wobec celu 17,4 proc.), Rumunii 24,47 proc. (wobec celu 21,8 proc.).
Plan na 2030 rok: 21 proc. OZE
W przesłanym Komisji dokumencie Ministerstwo Energii przedstawiło także kolejny krajowy cel udziału OZE – 21 proc. w 2030 roku. Wszystkie państwa Unii zdecydowały, że na poziomie całej wspólnoty udział „zielonej” energii ma do 2030 roku wzrosnąć do 32 proc. Tym razem nie ma jednak celów wiążących każde państwo z osobna. Poszczególne rządy mają zaproponować taki wzrost udziału OZE, jaki same uznają za właściwy.
Dopiero jeżeli suma tych propozycji nie wystarczy aby osiągnąć unijny cel, wówczas rządy ponownie usiądą do rozmów na temat tego, które państwo ma jeszcze potencjał większego rozwoju OZE w najbliższej dekadzie. Na podobnej zasadzie skonstruowany jest także m.in. nowy globalny system redukcji emisji CO2 pod egidą ONZ.
Ministerstwo Energii zasugerowało już, że nawet 21-procentowy udział OZE za 10 lat będzie dla nas wielkim wyzwaniem i nie będziemy skłonni go zwiększać. „Wyniki projekcji wskazują na możliwość osiągnięcia ogólnego celu w zakresie odnawialnych źródeł energii w 2030 r. na poziomie 21 proc. Wymaga to jednak ogromnego zaangażowania i zdecydowanych działań we wszystkich rozpatrywanych sektorach: elektroenergetycznym, ciepłowniczym i transportowym” – napisał resort. Dodał też, że ogromny potencjał ma zwłaszcza sektor ciepłowniczy, w którym węgiel będzie zastępowany biomasą. Do 2030 r. ma ponadto powstać ok. 300 klastrów energii. Elektroenergetyka ma zwiększać udział „zielonej” energii w tempie 1 proc. rocznie, a w 2030 r. dojdzie do 29,5 proc.
MSZ zdziwione, że ME tak długo mówiło o niezagrożonym celu OZE
Plan został wysłany nie tylko do Brukseli, ale także do innych resortów. Według naszych źródeł sporą konsternację wzbudził w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, dla którego przyznanie się do niewypełnienia celu OZE również okazało się niespodzianką, bo dotychczas Polska zapewniała Komisję, że cel uda się wypełnić.
MSZ zaniepokoiło, że ME nie ma jeszcze planu wydania 2,6 mld euro z Funduszu Modernizacyjnego.
MSZ zaniepokoił się też, że w Krajowym Planie nie ma pomysłu na rozdysponowanie pieniędzy z Funduszu Modernizacyjnego. To dodatkowe środki z przyznanych krajom nowej Unii puli uprawnień do emisji CO2. Dla Polski oznacza to (przy obecnych cenach) ok. 2,6 mld euro. Te pieniądze mają posłużyć modernizacji polskiej energetyki, zwiększeniu efektywności energetycznej. W Krajowym Planie pomysłu na wydanie tych pieniędzy nie ma, bo dopiero pracuje nad tym specjalny zespół międzyresortowy.
W dokumencie powtórzono założenia przedstawione w projekcie Polityki Energetycznej Państwa do 2040 r. który Ministerstwo Energii przedstawiło do konsultacji pod koniec ubiegłego roku. Miks energetyczny jest więc taki, jak projekcie rządowej strategii.
Czytaj także: Polityka energetyczna 2040 – pobożne życzenia w sprawie węgla i atomu
Trochę więcej napisano za to o połączeniach transgranicznych. Polska chce kontynuować prace nad modernizacją sieci wzdłuż granicy polsko-niemieckiej (tzw. GerPol Power Improvements) oraz nad łącznikiem zwanym GerPol Power Bridge I. O kolejnym łączniku, który był na unijnej liście projektów (GerPol Power Bridge II) już się nie wspomina. Nie ma też nic o pomyśle połączenia Polska-Dania, któremu polski rząd był przychylny znacznie bardziej niż GerPol Power Bridge II. Resort podkreśla za to ogromną wagę linii Stanisławów-Ostrołęka dla synchronizacji krajów bałtyckich z systemem Europy Zachodniej.
Teraz plan będzie oceniany przez Komisję Europejską. Uwagi do niego powinny wnieść także pozostałe resorty. Potrwa to zapewne wiele miesięcy.
Warto dodać, że powody do zawstydzenia ma nie tylko polski rząd. W Niemczech Krajowy Plan wprawdzie ujawniono 4 stycznia, ale wywołał on sporą krytykę ze względu na swoją ogólnikowość i brak ścieżki redukcji emisji CO2, która będzie dodana później. Niemcy mają trudności ze obniżeniem emisji CO2, głównie ze względu na wciąż duży udział węgla brunatnego w miksie energetycznym. Prace specjalnej komisji mającej opracować plan „coal-exitu” utknęły w miejscu, kilka dni temu sama kanclerz Angela Merkel zapowiedziała włączenie się w jej prace. Jeszcze w 2018 r. do dymisji podał się odpowiedzialny za energetykę wiceminister gospodarki Rainer Baake. Baake, zwany „Mr. Energiewende” krytykował dreptanie rządu w miejscu. Od 1 lutego jego miejsce zajmie 47-letni Andreas Feicht, wcześniej szef lokalnego dostawcy prądu i wody z Wuppertalu.