Spis treści
Koniec upałów powinien dać odpocząć polskim energetykom, którzy w ostatnich dniach stracili sporo nerwów. Nic z tego. Margines bezpieczeństwa ponownie nam się kurczy, a ceny energii rosną. Tym razem nie za sprawą pogody, a… remontów w Norwegii i Szwecji.
Nie widać końca bardzo wysokich cen energii. W szczycie wtorkowego zapotrzebowania (o godz. 13.00) rynek wycenił ją na blisko 875 zł/MWh. Ponad cztery razy wyżej, niż zwykle latem płaci się za energię o tej porze dnia.
Równie drogo było pod koniec ubiegłego tygodnia za sprawą rosnących temperatur (nawet do 35 st. C w piątek), gdy szczytowe zapotrzebowanie na moc dwa dni z rzędu ustanawiało historyczne rekordy (24 czerwca osiągnęło 22750 MW). Wtorek będzie znacznie chłodniejszy (od 19 do 24 st. C) przez co prognozowane zużycie maksymalne będzie niższe o ok. 1000 MW od rekordu. Skąd zatem ponowna nerwowość na rynku energii w Warszawie?
Dzisiaj nie możemy bowiem liczyć na wsparcie sąsiadów. Rano rozpoczął się tygodniowy remont po szwedzkiej stronie podmorskiego kabla łączącego nasze kraje. To połączenie zapewniało nam blisko 600 MW dodatkowej mocy.
Odłączona bateria
Trwają także remonty linii łączących Norwegię ze Szwecją. Dzięki tym połączeniom „największa bateria Europy”, jaką jest – oparta w niemal 100% na energetyce wodnej Norwegia – dostarcza tanią energię do wszystkich krajów basenu Morza Bałtyckiego, w tym Polski, a nawet dalej – na południe Europy. Remonty linii oznaczają, że taniej energii będzie mniej w naszym regionie.
Zobacz więcej: Energetyczna globalizacja z udziałem Polski
W dodatku trwa wymiana paliwa i remonty w szwedzkich elektrowniach atomowych, które zamiast 8200 MW, dostarczały do niedzieli 4400 MW mocy. W weekend z powodu problemów z paliwem odstawiony został jednak kolejny blok w elektrowni jądrowej Forsmark o mocy 1167 MW.
W efekcie ceny energii w Szwecji, Finlandii, Estonii i na Łotwie oraz Litwie wzrosły solidarnie do 78 euro/MWh (350 zł/MWh) z dostawą o takiej samej mocy przez cały dzień (tzw. paśmie) i równowartości ponad 710 zł/MWh w szczytowej godzinie 13.00. Średnia dzienna cena energii w tych krajach będzie dziś o 2 euro wyższa, niż w Polsce.
Sytuacja dalej napięta
Z tego powodu może się okazać, że dzisiaj – nawet mocno ograniczone przez PSE moce importowe z Litwy – nie będą w pełni wykorzystywane. Gdyby tak się stało, import energii dwoma połączeniami na północy Polski zmniejszyłby się łącznie o blisko 1000 MW. To dokładnie tyle, o ile spadło zapotrzebowanie.
Wczoraj do pełnej pracy wróciły natomiast wszystkie te bloki w elektrowni Kozienice, których praca była ograniczona z powodu obaw o podgrzanie wody w Wiśle ponad maksymalną dozwoloną temperaturę 35 st. C.
W efekcie dzisiejsza sytuacja powinna być trochę lepsza, niż w piątek, ale nadal będzie napięta, co wycenił już rynek.
W zdecydowanie lepszej sytuacji są dziś Duńczycy i Niemcy oraz Czesi i Słowacy, gdzie dzisiejsze ceny energii w tzw. paśmie to odpowiednio 33 i 35 euro (147-156 zł/MWh), a więc ponad dwa razy mniej, niż w Polsce, Szwecji, Finlandii i krajach bałtyckich.
O tym dlaczego nasi południowi i zachodni sąsiedzi są wstanie zapewnić gł. swojemu przemysłowi tańszą hurtową cenę energii latem pisaliśmy tutaj: Kolejny rekord zapotrzebowania. Elektrownie mają problemy
Jak łączą się rynki energii?
Hurtowe ceny energii w poszczególnych państwach Europy coraz bardziej zależą od sąsiednich rynków i przepustowości połączeń międzynarodowych. Jak duża jest to zależność pokazuje, opisywany przez nas niedawno, przykład niemal zupełnego wyrównania się cen w całej Skandynawii i Europie Środkowej za wyjątkiem Polski, która miała istotnie ograniczone zdolności handlowe z sąsiadami. Do największego wyrównywania się cen dochodzi w niedziele, gdy zużycie energii w całej Europie jest najniższe, a zatem rośnie proporcjonalna przepustowość połączeń międzynarodowych względem zapotrzebowania.
Zobacz więcej: Czy musimy ograniczać import energii?