Do Komisji Europejskiej trafiła lista elektrowni i elektrociepłowni, które zostaną definitywnie zamknięte do 2023 r. Przynajmniej część z nich zostanie wyłączona dużo wcześniej.
21 grudnia 2015 kierownictwo resortu środowiska przyjęło ostateczną listę instalacji skierowanych do tzw. derogacji naturalnej. Zgodnie z unijną dyrektywą o emisjach przemysłowych (IED) od 2016 elektrownie i elektrociepłownie muszą spełniać zaostrzone normy emisji, zwłaszcza związków siarki i azotu (NOx i SOx).
Te, które ich nie spełniają zostały podzielone na dwie kategorie większość z nich umieszczono w tzw. Przejściowym Planie Krajowym i mają one czas do 2020 r. aby dostosować się do dyrektywy IED.
Pozostałe, objęte właśnie tzw. derogacją naturalną, zgodnie z nazwą umrą śmiercią naturalną. Zgodnie z dyrektywą i polskim prawem mogą pracować od 1 stycznia 2016 r. do 31 grudnia 2023 r. ale w tym czasie nie mogą przepracować więcej, niż 17500 godzin (tj. np. dwa lata non-stop, lub osiem lat po 6 godz. dziennie).
Derogacja naturalna pozwala na niedostosowywanie do wymagań ochrony środowiska najstarszych bloków węglowych, które będą pracować tylko jako tzw. szczytowe (w godzinach największych obciążeń), bo ich przystosowanie do norm ekologicznych byłoby zbyt drogie, aby właścicielom opłacało się je utrzymywać.
Spośród bloków wpisanych na polską listę derogacji naturalnych dwa bloki elektrowni Dolna Odra (PGE) i należące do Taurona dwa bloki siłowni Siersza i jeden blok w Stalowej Woli wygrały przetarg na przeniesienie do zimnej rezerwy – PSE będzie im płacić za gotowość do pracy gdy będą potrzebne. Aczkolwiek wielu energetyków w nieoficjalnych rozmowach zadaje pytanie, czy stan techniczny tych elektrowni pozwoli im na pracę.
Reszta bloków z naszej mapki, choć teoretycznie mogą pracować jeszcze przez osiem lat, to prawdopodobnie znikną wcześniej. Nie opłaca się ich bowiem utrzymywać aż tak długo.
Najdłużej trwały próby uratowania elektrowni Adamów (część kontrolowanego przez Zygmunta Solorza Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin). Odbyły się dwa spotkania z urzędnikami Komisji Europejskiej i wymiana korespondencji. Polski rząd naciskał na Brukselę, aby ta pozwoliła pracować elektrowni do 32 tys. godzin (kopalni węgla brunatnego nie opłaca się utrzymywać „na pół gwizdka” ze względu na wysokie koszty stałe). Komisja pozostała nieugięta, ponieważ przepisy dyrektywy IED są jasne i Adamów nie „łapał się” na większą liczbę godzin, bo paliwo (czyli węgiel brunatny) spalane w elektrowni miało zbyt wysoką kaloryczność. Ostatecznie Elektrownia Adamów wraz z kopalnią węgla brunatnego zakończą pracowity żywot już w 2017 r., co będzie olbrzymim problemem dla regionu Turku w Wielkopolsce.
Więcej o tym pisaliśmy tutaj: W Polsce kończy się węgiel
Najpóźniej do 2023 roku wyłączonych zostanie łącznie 17 bloków o sumarycznej mocy 2,4 GW w największych elektrowniach zawodowych. Dołączą do – wyłączonych już bez derogacji – bloków m.in. w Łagiszy i Sierszy (nie pracują od 1 stycznia 2016 r.). Drugą grupę stanowi blisko 100 bloków w mniejszych instalacjach przemysłowych o podobnej łącznej mocy – m.in. w zakładach International Paper w Kwidzynie, Mondi w Świeciu, Synthosu w Dworach, Krajowej Spółki Cukrowniczej – które razem z częściami kilku elektrociepłowni (m.in. starego warszawskiego Żerania) również znikną najpóźniej w 2023 r. Całość tworzy niemal 5 GW mocy, której zabraknie w systemie energetycznym po tej dacie.
Nowe normy IED, które będą obowiązywać po 2020 r., są właśnie opracowywane przez Komisję Europejską i już wiadomo, że będą bardzo trudne do spełnienia dla polskiej energetyki.
Patrz: Siarka, rtęć, chlorki i azoty czyli nowe energetyki kłopoty.