Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Energetyka konwencjonalna
  4. >
  5. Węgiel kamienny
  6. >
  7. Biomasa zastąpi węgiel?

Biomasa zastąpi węgiel?

Elektrownie o połowę zmniejszyły zakupy biomasy, jej ceny znacznie spadły. Korzystają na tym lokalne ciepłownie przestawiające się na odnawialne źródła energii z powodów ekologicznych i ze względu na przepisy.
oze biomasa sloma

Po 14 latach zarządzania systemem produkcji i dostaw ciepła miejskiego w 17-tysięcznej Trzciance na północy Wielkopolski, Veolia – jeden z największych koncernów ciepłowniczych w Polsce – została w lipcu jego właścicielem. Ciepłownia, należąca do tej pory do miasta i spółdzielni mieszkaniowej, już kilkanaście lat temu zaczęła zastępować węgiel gazem. A gdy ceny błękitnego paliwa z Rosji wzrosły, z pomocą francuskiej Dalkii (dziś Veolii) przestawiła się na polską biomasę.

Elektrownie przestały kupować biomasę

Spółdzielnia mieszkaniowa sama zaczęła dostarczać do ciepłowni ekologiczne paliwo – wierzbę energetyczną i słomę. Uruchomiła nawet linię do brykietowania słomy i sprzedawała ją do wielkich elektrowni – PAK i Dolna Odra. Wielka energetyka szybko jednak przerzuciła się na import biomasy m.in. z Ameryki Południowej, a w ostatnich latach niemal zupełnie przestała ją kupować ze względu na spadek cen „zielonych certyfikatów” – głównego źródła wsparcia produkcji eko-prądu.

oze biomasa wspolspalanie

– W ostatnich latach dostawy krajowej biomasy do elektrowni stały się zupełnym marginesem. Dziś to może 15% mocy przerobowych krajowych producentów. Duża energetyka oczekuje długoletnich kontraktów na dostawę biomasy po cenach rzędu 17 zł/GJ, podczas gdy najniższe ceny na rynku oscylują dziś w okolicach 21 zł/GJ, a żeby ten biznes w ogóle się opłacał w długim horyzoncie potrzebne są ceny na poziomie przynajmniej 25 zł/GJ – wylicza Dariusz Zych ze Stowarzyszenia Producentów Polska Biomasa.

Lokalna biomasa trafia do lokalnych ciepłowni

Jednak lukę po dużych odbiorcach zaczęli wypełniać mali, wielkości ciepłowni w Trzciance. – Coraz więcej biomasy kupują lokalne ciepłownie i tak właśnie ten rynek powinien wyglądać. Biomasa powinna być produkowana i zużywana lokalnie – przekonuje Dariusz Zych.

Zmianom sprzyja też znaczny wzrost cen węgla. Już w 2016 roku różnice kosztów produkcji ciepła z węgla i biomasy skurczyły się do 10%, dziś są jeszcze mniejsze. Dużo droży od biomasy wciąż jest także gaz. Problemem są jednak inwestycje – kotły węglowe jeszcze stoją i grzeją, choć dawno powinny zostać wycięte, bo są już zupełnie zużyte. Z kolei kotły na biomasę za coś trzeba wybudować.

– Bardzo często lokalne ciepłownie i gminy, które są ich właścicielami, nie mają pieniędzy na inwestycję. Przykład z jednej z wielkopolskich gmin – trzeba tam zastąpić kocioł węglowy instalacją na biomasę. Jej koszt to ok. 3 mln zł, podczas gdy przychody ciepłowni to 1,5 mln zł rocznie z czego zysk to 3-4%, czyli kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie – tłumaczy w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Jan Rączka, autor raportu „Transformacja ciepłownictwa 2030. Małe systemy ciepłownicze” wydanego kilka miesięcy temu przez Forum Energii.

Dlatego część gmin decyduje się na wydzierżawienie lokalnych systemów ciepłowniczych dużym wyspecjalizowanym firmom, które mają wiedzę, kapitał, dostęp do tanich pożyczek i potrafią pozyskiwać dofinansowanie na inwestycje ze środków unijnych. Gdy po latach partnerzy nabierają do siebie zaufania, część gmin decyduje się na sprzedanie systemów ciepłowniczych, jak było w przypadku Trzcianki. Taryfy na ciepło i tak muszą być zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki, co ogranicza ryzyko dla gmin, że ceny nagle wzrosną. Samorządowcy musza sobie jednak zwykle poradzić z lokalną opozycją, która pomysłu skąd wziąć pieniądze na ciepłownie zwykle nie ma, ale ich sprzedaż, a nawet wydzierżawienie, zwykle traktuje jako zamach na zardzewiały majątek społeczny.

Prawo wymusza zmiany

Dla wielu małych miast to ostatni dzwonek na podjęcie decyzji co dalej z miejskimi ciepłowniami, bo jeśli nie staną się „efektywnymi systemami ciepłowniczymi”, a więc nie będą dostarczać odbiorcom ekologicznego ciepła, albo chociaż produkować go jednocześnie z energią elektryczną w tzw. kogeneracji, to nie będą mogły otrzymać już żadnego wsparcia z pieniędzy publicznych (zwykle unijnych). Z danych Forum Energii wynika, że aż 87% systemów ciepłowniczych w Polsce nie spełnia tego kryterium. To niemal wyłącznie systemy ogrzewające mieszkańców małych miast.

cieplo oze biomasa gaz wegiel

Spółce ciepłowniczej z Trzcianki, która spełnia to kryterium dzięki produkcji ciepła z biomasy, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przyznał właśnie ponad 3 mln zł dotacji na rozwój systemu. Za te pieniądze firma przyłączy kolejnych odbiorców, którzy dziś ogrzewają zwykle swoje domy starymi piecami węglowymi. Oprócz zmniejszenia smogu, inwestycja zwiększy też wolumen dostarczanego ciepłą i pozwoli w przyszłości obniżyć jego ceny dzięki efektowi skali.

Małe ciepłownie mają też jeszcze kilka lat na dostosowanie instalacji do ostrzejszych norm emisji do atmosfery związków siarki, azotu i pyłów, wymuszonego unijną dyrektywą MCP. Tymczasem gminy, które zaspały wcześniejsze zmiany, już ponoszą tego konsekwencje w postaci rosnących kosztów emisji dwutlenku węgla. – Poznałem właścicieli ciepłowni, która w tamtym roku zapłaciła za uprawnienia do emisji CO2 600 tys. zł, a w tym to będzie już blisko 1,2 mln zł, przy takim poziomie oni już praktycznie nie mają zysku a to przekłada się na środki inwestycyjne. Jak CO2 podrożeje jeszcze o kilkanaście procent, to będą pod kreską albo mocno wzrosną ceny ciepła. Tymczasem muszą wziąć kredyt na modernizację i dostosowanie do nowych regulacji unijnych. Ratuje ich jeszcze sieć ciepłownicza, ale jeśli ciepło będzie drożeć, to ludzie zaczną się od sieci odłączać albo szukać innych źródeł – mówi Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego, który w kwietniu opublikował raport na temat sytuacji ciepłownictwa.

Toryfikat zamiast węgla?

Tam gdzie nie ma pieniędzy na inwestycje pewne szanse daje jeszcze specjalnie przygotowana biomasa, którą, jak przekonuje Dariusz Zych, można spalać także w kotłach węglowych. – Biomasa po toryfikacji, czyli jej przekształceniu w temperaturze ok. 200-300 st. C przy ograniczonym dostępie tlenu ma kaloryczność słabszej jakości węgla, jest sucha, nie wchłania wody i jest pozbawiona części zanieczyszczeń, dzięki czemu może byś spalana nawet w kotłach węglowych – tłumaczy Zych.

Tak przygotowana biomasa mogłaby więc jeszcze przez pewien czas zastępować węgiel tam, gdzie brakuje pieniędzy na inwestycje, a samorządy nie chcą wydzierżawić swojej ciepłowni wyspecjalizowanej firmie. Problem w tym, że instalacji do toryfikacji biomasy praktycznie w Polsce nie ma. Tydzień temu weszła w życie nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii, która uznaje toryfikat jako jedną z postaci biomasy i umożliwia jej wspieranie jako paliwa do produkcji energii elektrycznej. Jeżeli w elektrowniach i elektrociepłowniach powstanie na niego popyt, jest szansa, że dotrze także do małych ciepłowni. To nie załatwi jednak problemu starzejącej się infrastruktury, którą i tak będzie trzeba w końcu zastąpić docelowymi źródłami ciepła.

Wszystko wskazuje na to, że po wyborach samorządowych w wielu mniejszych miastach będą musiały zapaść decyzję o tym co dalej z lokalnymi ciepłowniami węglowymi, a dostawcy biomasy będą mogli liczyć na lokalnych odbiorców zamiast wciąż marzyć o zamówieniach płynących z wielkich elektrowni.

To jednak dopiero początek zmian w ciepłownictwie. Podczas gdy w Polsce wciąż jeszcze zwykle myśli się o zmianie paliwa na bardziej ekologiczne, w Europie Zachodniej coraz częściej zupełnie zmienia się sposób myślenia o ogrzewaniu i chłodzeniu budynków. Coraz częściej do sieci ciepłowniczych przyłączane są małe źródła ciepła, nawet dachowe kolektory słoneczne i nieduże gruntowe i powietrzne pomp ciepła. Systemy dogrzewa energia elektryczna w godzinach, gdy w systemie elektroenergetycznym jest nadmiar prąd z wiatraków i paneli fotowoltaicznych, całość wspierają magazyny ciepła, a wszystkim zarządza coraz inteligentniejsze oprogramowanie.

W Polsce szybciej od stacji ładowania samochodów elektrycznych przybywa przepisów, które mają je regulować. Ostatnie całkowicie zablokowały uruchamianie nowych ładowarek, a kolejne wprowadzają słone opłaty za ich badanie przez państwowego monopolistę. Na dzień dobry urzędnicy wezmą 850 zł nawet od niewielkich punktów przy sklepach, hotelach i… w prywatnych garażach. Za brak pieczątki będzie grozić do 100 tys. zł kary.
technologie ev pv