Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Energetyka konwencjonalna
  4. >
  5. Węgiel kamienny
  6. >
  7. Węgiel do trumny

Węgiel do trumny

Politycy fetyszyzują polski węgiel. Bronią go na arenie Unii, huczą o jego znaczeniu w kraju i… patrzą jak przechodzi do historii.
Coal

Ubiegłotygodniowe wiece wyborcze zwaśnionych partii połączyło przesłanie do narodu: „słowa: węgiel, Śląsk, praca tworzą jeden znak nadziei dla Polski na bezpieczną energię. Na dostęp do energii z własnych źródeł” – grzmiał w Chorzowie Donald Tusk. Niespełna 5 km dalej, w centrum Katowic, słowa „węgiel jest podstawą naszej suwerenności” – wykrzykiwał z kolei poseł Tobiszowski z PiS, najwyraźniej zrywający z teorią legitymistycznego pochodzenia suwerenności narodu.

Politykom gościnne górnicze sztandary spodobały się tak bardzo, że wymachują nimi do dziś. „Donald Tusk zadał bardzo ciężki cios polskiej gospodarce, nie wetując pakietu [energetyczno-klimatycznego]” prezes PiS zarzucił we wtorek zdradę polskiego węgla. „Autorem tego niekorzystnego rozwiązania był Lech Kaczyński” – odparował chwilę później premier.

A tymczasem na Śląsku, powracającym do równowagi po wyjeździe gości z Warszawy…

Kompania Węglowa, największy krajowy producent tego narodowego bogactwa, jest w poważnych tarapatach. Według nieoficjalnej prognozy, na którą powołuje się Dziennik Gazeta Prawna, ten rok spółka może zakończyć z 700 mln zł straty. KW ma mnóstwo niesprzedanego węgla, ogranicza produkcję, a jej koszty… rosną.

Rosnące koszty wydobycia to podstawowy problem polskiego górnictwa. Wynikają z dwóch przyczyn – pierwsza, to konieczność sięgania do coraz trudniejszych pokładów węgla, druga, to brak niezbędnej restrukturyzacji spółek górniczych. Rządzącym ochota na zmiany przechodziła za każdym razem, gdy zwęszyli dym z palonych opon i słyszeli melodię syren alarmowych. Zdecydowanie wolą jeździć na Śląsk i bronić „podstawy naszej suwerenności” na wiecach, głaszcząc górników po głowach, niż spojrzeć im w oczy tłumacząc jak wygląda sytuacja i wziąć się za rozwiązanie problemu.

Węgla starczy nam na wiele pokoleń. Czyżby?

Politycy odwiedzający Śląsk, zgodnie ze sztuką komunikacji społecznej, muszą nawiązać do lokalnych tradycji. Zaraz po wstępie o węglu mówią więc o wielopokoleniowych rodzinach, a jak już o tym mowa, to węgla starczy nam na wiele pokoleń – powracają wywodem do najważniejszego.

Problem w tym, że rządzący nie mają pojęcia ile pozostało nam węgla. Tego węgla, który można i opłaca się wydobywać. Z wykonywanych kilka lat temu szacunków prof. Dubińskiego z PAN wynikało, że bez wielomiliardowych inwestycji wydobycie potrwa jeszcze od 15 lat (Południowy Koncern Węglowy) do 30 lat (Kompania Węglowa i Holding Węglowy). Jednak nawet po wyłożeniu niezbędnych pieniędzy horyzont dla tych dwóch ostatnich wydłuży się zaledwie o 10 lat. Nową analizę, która może posłużyć do aktualizacji polityki energetycznej państwa, zleciło niedawno Ministerstwo Gospodarki. Tymczasem kancelaria premiera, która przygotowuje szefa rządu do strategicznych decyzji, zakłada w swoich scenariuszach, że węgiel nie tylko będzie wydobywany po obecnych cenach, ale także, że będzie zawsze. W każdym razie do końca XXI wieku.

Nie bez znaczenia jest także fakt, że obecna sytuacja finansowa spółek górniczych, zwłaszcza Kompanii Węglowej, nie pozwala na wielkie inwestycje. Resort skarbu rozważa zatem dofinansowanie spółki z kieszeni Polskiej Grupy Energetycznej, która po wyłożeniu wysokiej zaliczki na stół, podpisałaby z KW korzystną mowę na wieloletnie dostawy węgla do Elektrowni Opole. Koncepcja jest jeszcze w powijakach, ale podczas niedawnej wizyty premiera na Śląsku, tym razem Opolskim, kurtuazja nakazywała wykonanie miłego gestu w stronę gospodarzy. Tusk przywiózł więc ze sobą podpis PGE na porozumieniu z KW, który niewiele znaczy i do dzisiaj nie został skonsumowany, ale w końcu gesty też są ważne. Pod warunkiem że się na nich nie poprzestaje.

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku węgla brunatnego. Tam wydobycie mocno zacznie spadać już za kilkanaście lat. Za dwie dekady wydobycie będzie prowadzone już tylko w Turowie i Bełchatowie (ale znacznie mniej, niż obecnie). Jeżeli chcielibyśmy utrzymać produkcję na niezmienionym poziomie potrzebna byłaby inwestycja w złoże pod Legnicą lub Gubinem. To pierwsze oznaczałoby jednak wykopanie gigantycznej dziury na przedmieściach ponadstutysięcznego miasta, czego żaden rząd politycznie nie przetrwa. Druga opcja – odkrywka przy granicy z Niemcami – może za to postawić na ostrzu noża relacje z naszym kluczowym sąsiadem. Zresztą tak czy inaczej uruchomienie tych złóż oznacza jakieś 10-15 lat przygotowań i nakłady finansowe porównywalne z elektrownią atomową. Szanse na realizację, mimo trwających analiz, są wiec znikome.

Najtańsze paliwo

„To nadal najtańsze paliwo” – mówił niedawno o węglu premier Tusk. W Chorzowie dodał do tego jeszcze jedną wypowiedź, sztuka komunikacji społecznej wymagała w końcu, aby gospodarzom powiedzieć coś miłego – „Te emerytury będą zachowane, cokolwiek różne mądrale będą mi w Warszawie mówiły” – zapewnił dystansując się przy okazji od złej stolicy, co na Śląsku zawsze było w modzie. Sztuka komunikacji społecznej podpowiada, aby z rozmówcą stanąć po tej samej stronie barykady.

Kwantyfikując te dwie wypowiedzi otrzymamy prosty rachunek. W ubiegłym roku wszystkie polskie kopalnie wydobyły węgiel o wartości ok. 30 mld zł. W tym samym okresie z naszych kieszeni na emerytury górników trafiło 8 mld zł. Dla porównania droga, zdaniem premiera, energetyka odnawialna otrzymała wsparcie w wysokości ok. 2,4 mld zł (bez współspalania biomasy z węglem).

Nasz węgiel = (nie)bezpieczeństwo

Będąc w gościach warto mówić o tym, co nas łączy. Dlatego na wiecach obu partii nie zabrakło przymiotników „nasz” i „polski”. Chociaż co bardziej kąśliwi gospodarze poprawiali gości z Warszawy na „śląski”. Spalanie naszego węgla, wydobywanego przez nasze firmy, w naszych elektrowniach to gwarant naszego bezpieczeństwa energetycznego. Pytanie tylko, z powodów wcześniej wymienionych, jak długo jeszcze to nasz węgiel trafiać będzie do naszych elektrowni. W ubiegłym roku co piata tona tego paliwa pochodziła z importu. To oznacza ponad 2 mld zł, które zapłaciliśmy za „obcy” węgiel. Tego jednak w gościach nie wypada mówić, więc politycy milczeli.

Oby tylko goście z Warszawy i gospodarze ze Śląska nie obudzili się któregoś dnia po integracyjnej nocy z przeraźliwą myślą, że zbudowaliśmy sobie nasze elektrownie, do których ładujemy ich węgiel. A zamiast kamienia węgielnego pod nowoczesną gospodarką, będzie to węgiel do trumny.