Spis treści
Kabel o łącznej długości 1200 km ma połączyć grecką Kretę z Cyprem, a wyspę Afrodyty z Izraelem. Projekt umożliwi przesył 1 GW energii na trasie Kreta-Cypr (898 kilometrów).
Na odcinku Cypr – Izrael (to około 300 km) jeszcze nie ustalono ostatecznie parametrów i zasad takiego przesyłu. Kabel na tym odcinku południowo-wschodnim od strony Izraela miałby się kończyć w pobliżu Hajfy, niedaleko granicy z Libanem. Firma francuska, która wygrała przetarg zaoferowała 1,43 mld euro za odcinek Kreta-Cypr, ale, co oczywista, ta cena podlega pewnym rewaloryzacjom i dodatkowo dochodzi do tego infrastruktura lądowa na obu wyspach. Obecnie daje razem koszt ok. 1,94 mld euro.
2 lipca 2024 regulator na Cyprze odrzucił wniosek o uznanie tej kosztów inwestycji czyli „uznania rozsądnego zwrotu, przychodów i odzysku w okresie budowy” projektu, uznając, że bardziej stosowne będzie podjęcie takiej decyzji dopiero po rozpoczęciu komercyjnych operacji połączenia, gdy będą w pełni znane jego koszty. Nie chciał wydać blankietowej decyzji, nie znając końcowej ceny i opłat jakie mają wnosić cypryjscy odbiorcy.
Kreta jedzie na oleju
W końcu września przywódcy Cypru, Grecji i Francji spotykali się w Nowym Jorku aby dalej negocjować kto ile dopłaci do tego projektu. Podpisano porozumienie, które zmieniło podział kosztów (teraz to Grecja ma 50 % a miała 37 %) co jeszcze musi potwierdzić grecki parlament.
Kreta produkuje 80 % energii elektrycznej z oleju dieslowskiego, a tylko 20 % jest z OZE. Zatem ceny są wysokie ale płacą za to w znacznej mierze pośrednio turyści. Na razie nie ma na Krecie istotnych inwestycji w fotowoltaikę i magazyny energii, bo wszyscy liczą, że ten projekt kabla podmorskiego istotnie zmieni rynek energii.
We wrześniu 2024 udało się rządowi greckiemu ustalić, że 25 mln USD będzie roczną dotacją do klientów aby uniknąć wzrostu cen z powodu przerzucania kosztu realizowanej inwestycji na odbiorców energii. Prawo greckie pozwala bowiem na takie „zaliczkowe” obciążanie klientów i przerzucanie od razu pewnych kosztów do stawek za przesył.
Ustalono politycznie, że jeśli połączenie nie zostanie ukończone w 2029 r., to ta forma finansowania projektu zostanie przerwana i wznowiona ale już z opłatą dla konsumentów – po uruchomieniu projektu. Zatem jeśli wydatki Greckiego Niezależnego Operatora Przesyłu Energii (ADMIE) w okresie 2025–2029 (na dalszą realizację inwestycji) przekroczą zabudżetowane 125 mln euro to pozostała część zostanie pokryta przez konsumentów (greckich i innych) w trakcie eksploatacji kabla.
Cypryjczycy i Kreteńczycy udają Greka
Rząd Cypru ustąpił w jednej z czterech kluczowych kwestii i zgodził się pokryć swoje 125 mln Euro kosztów kabla (mówimy tu tylko o odcinku Kreta-Cypr).
W końcu września regulatorzy obu krajów zgodzili się na kwotę 550 mln Euro (z taryf) zamiast dotąd ustalonej kwoty 2 * 125 mln Euro ale nadal nie ma pełnego pokrycia kosztów.
Unia Europejska zgodziła się już na pokrycie kosztu 657 milionów euro i będzie to jak na razie najwyższa dotacja unijna do takiego projektu.
Szacunkowe koszty projektu na trasie ląd Grecji – Kreta – Cypr to co najmniej 1,94 mld dolarów a dalsze podłączenie też Izraela to dodatkowe 0,9 mld dolarów (i to są raczej ceny 2022 a nie obecne). Nie jest jednak jasne czy te kwoty obejmują też przejście linią 1 GW przez centralne, górzyste tereny Krety a długość trasy do pokonania to od 350 do nawet 420 km w zależności od tego którędy taka inwestycja będzie poprowadzona. Na terenie Krety być może zamiast lądem będzie prowadzona po stronie morskiej (od północy)
Jednakże już znana trasa kabla podmorskiego i jego planowane ułożenie na głębokości nawet 3000 m pod poziomem morza wcale nie przesądzają, że ww. koszty będą ograniczone do podanych kwot. Tutaj zaczyna się to, czego nie podają publicznie rządy Grecji, Cypru i Izraela na temat tego projektu.
Kabel na odcinku Kreta-Cypr jest przewymiarowany (1 GW) bo jest on pod przyszłe potrzeby połączenia Europa-Izrael, ale kiedy będzie ono możliwe wcale nie jest oczywiste. Z punktu widzenia rynku energii (obecnego) na obu wyspach wystarczyłby kabel o mocy 150 MW.
Opóźnienie projektu może wynika zarówno z przyczyn czysto technicznych ale też z kwestii politycznych (kawałek trasy morskiej Turcja uznaje za swój szelf kontynentalny). Jednak kłopoty ze sfinalizowaniem finansowania są w zupełnie innych kwestiach.
Kto zapłaci jeśli coś się stanie z kablem
– Sporny temat nr 1: kto podpisze gwarancję spłaty różnicy (1,94 – 0,657 –0,55) = 733 mln dolarów, jeśli nastąpi jakiś problem techniczny czy polityczny a podmiot inwestujący w ten kabel (na odcinku Kreta– Cypr) nie spłaci swoich zobowiązań.
Może przecież nastąpić z nieznanych przyczyn uszkodzenie takiego kabla albo po prostu na uskoku tektonicznym idącym przez te tereny nastąpi podwodne trzęsienie ziemi (to ten sam uskok, którego działanie niedawno widzieliśmy w rejonie lądowym w Turcji). Południowa część Krety miała silne trzęsienia ziemi wielokrotnie od roku 1350 przed naszą erą a uskoki podmorskie (wzdłuż Krety ale też poprzeczne) są zagrożeniem dla takiej inwestycji.
– Sporny temat nr 2 : czy kabel powinien być ubezpieczony od technicznych i politycznych ryzyk i jaki będzie koszt tego ubezpieczenia – czy na pewno będzie do uzyskania taka polisa i na jakich warunkach (jaki udział własny, jaka rocznie prowizja od wartości inwestycji przy takim poziomie zagrożenia). Sprawa Nordstream i jego uszkodzenia pokazała jak łatwo doprowadzić do awarii takiej infrastruktury a zatem stawki za ubezpieczenie tego kabla mogą być teraz bardzo wysokie. Inwestycje finansujące zażądają takiego ubezpieczenia chyba, że inwestor przedstawi wiarygodną gwarancję jakiegoś wypłacalnego państwa.
Kreta ma płacić za Izrael?
– Sporny temat nr 3 : czy dodatkowe koszty (733 mln dolarów) obciążą greckiego odbiorcę energii a w jakiej części spłacą je cypryjscy odbiorcy energii. Ponadto w samej Grecji pada pytanie czy te koszty (ponad dotację Unii Europejskiej) zapłacić ma „jednakowo” odbiorca kreteński i odbiorca „lądowy” i czy ma to być w proporcji do zużywanej energii czy do przydzielonej mocy.
Kreta ma na razie słabe połączenie z lądem ale operator systemu chce dobudować połączenie kablowe 150 kV AC 2*200 MVA pomiędzy Zatoką Kissamos na Krecie i półwyspem Male na Peloponezie. Ale te nowe kable nie będą miały przepustowości aby przejąć ewentualne 1 GW kierowane na północ – zatem tak naprawdę kabel Kreta – Cypr ma dopiero za wiele lat (docelowo) służyć do dużych transferów energii między Europą a Izraelem (po wybudowaniu i kabla na odcinku do Hajfy i po wybudowaniu dodatkowego kabla z Krety na ląd grecki).
Ponadto tak naprawdę odbiorca energii na Krecie nie powinien płacić za połączenie Kreta-Cypr jeśli tak naprawdę bezpieczeństwo energetyczne Krety będą gwarantować nowe krótsze kable z Peloponezu a więc Kreteńczykom ta linia Europa-Izrael nie jest do niczego potrzebna – skoro nie są jej beneficjentami to nie powinni ponosić jej kosztów.
Turyści przyjeżdżają w złym momencie
– Sporny temat nr 4 : równolegle trwa przygotowywanie inwestycji wiatrowych przy wybrzeżu kreteńskim. Jeśli one miałyby być uruchomione to gdy wieje wiatr (czyli przez wiele miesięcy w tym rejonie Morza Śródziemnego) prąd płynąłby z Krety na Cypr i ewentualnie trochę na ląd (a potem nawet do Izraela).
Kreta tak naprawdę ma jako wyspa „turystyczna” wysokie zużycie energii latem (wtedy wiatrów prawie nie ma) a przez wiele innych miesięcy gdy jest mniej turystów, to i zużycie jest minimalne.
Sytuacja ta jest typowa dla systemów energetycznych „wyspiarskich” gdzie latem ilość turystów dwu-trzykrotnie przekracza ilość mieszkańców (np. Azory mają dokładnie taką samą sytuację, że gdy są silne wiatry to nie ma turystów).
Ale to czy instytucje finansowe godzą się kredytować projekty wiatrowe na Krecie zależy właśnie od opłat za przesył na kablu Kreta-Cypr i opłatach za przesył w nowych kablach Kreta-Peloponez. Jeśli koszty przesyłu w tych kablach będą za wysokie (lub dotacja do projektów wiatrowych będzie zbyt niska) to w ogóle ich nie będzie.
Kreteńczycy umieją liczyć
– Sporny temat nr 5 : kolejne kłopoty kontraktowe wynikają w opisanej sytuacji jeszcze z tego, że poważny światowy koncern wydobywczy ma podjąć decyzję o wierceniach tuż przy zachodnim brzegu Krety. Jeśli takie głębokie wiercenia będą udane, to nagle za kilka lat popłynie duża ilość gazu a pierwszym odbiorcą byłaby Kreta i wtedy ona w ogóle nie potrzebuje żądnego kabla.
Szanse na odkrycie złóż przy zachodniej Krecie są niezwykle wysokie gdyż geologia w tym rejonie stanowi przedłużenie złóż „libijskich” i „egipskich”. Jeśli byłby tu sukces, to odbiorcy „kreteńscy” nie mieliby w takiej sytuacji ochoty płacić za żaden kabel bo wtedy prąd płynąłby z takich nowych elektrowni gazowych na północ (do części lądowej Grecji) i za usługi tego typu powinni wtedy zapłacić tylko greccy odbiorcy „lądowi” a nie Kreteńczycy.
Kreteńczycy twierdzą zatem, że regulator grecki powinien całkowicie koszty kabli przerzucić na odbiorców lądowych a nie na nich. Kreteńczycy doskonale znają się na handlu i cenach gdyż zajmują się tym od około 5 tys. lat.
Jak podzielić się Afrodytą
– Sporny temat nr 6: w strefie ekonomicznej Cypru, na granicy z izraelską odkryto już dawno złoże gazowe Afrodyta, ale są ciągle dyskusje na temat jego zagospodarowania.
Geologicznie musi ono być eksploatowane przez oba kraje wspólnie bo to jest jedno złoże gazu, ale nie jest tak duże, aby uzasadniło projekt terminala LNG. Jeśli teoretycznie rząd Cypru i rząd Izraela dogadałyby się w sprawie podziału wydobycia, to nagle sam Cypr będzie miał nadmiar energii z gazu i chciałby ją transferować przez ten kabel na ląd do Grecji.
Z tego powodu początkowo Cypr miał mieć 63 % udziałów co dawałoby prawo do transferu 630 MW w pierwszej kolejności z Cypru. Ale czy w tej sytuacji to nie Cypr powinien spłacać większą część kwoty 733 milionów dolarów jako beneficjent tej inwestycji? Mamy klasyczny problem ypu „jajko czy kura” bo zagospodarowanie cypryjsko-izraelskiego złoża Afrodyta bez kabla dla prądu na ląd (do Europy i dobrze płacących odbiorców) jest mało opłacalne ekonomicznie.
Zatem decyzja o zagospodarowaniu złoża Afrodyta jest zależna i od kabla Kreta-Cypr ale też od kabli nowych na trasie Kreta-Peloponez. Uruchomienie cypryjsko-izraelskiego złoża Afrodyta wzmocniłoby bezpieczeństwo energetyczne południa Europy i zmniejszyło potrzebę kupowania gazu z innych kierunków.
Z kolei Izrael ma sprzeczne własne interesy. Ma własne złoża gazowe morskie (Tamar i Lewiatan) ale są one słabo eksploatowane bo politycy izraelscy nie zgadzają się na eksport LNG w dużych ilościach – idzie tylko mały eksport LNG poprzez terminal w Egipcie gdzie trafia „starymi” rurami przez półwysep Synaj.
Uruchomione złoże Afrodyta od razu zablokuje częściowo lub całkowicie ewentualny przesył energii z Izraela do Europy i kabel na odcinku Cypr-Izrael staje się nieopłacalny biznesowo (chyba, że ktoś zapłaci za drugi kabel 1 GW po tej samej trasie z Cypru na Peloponez. A zatem wtedy sam Izrael nie miałby ekonomicznie uzasadnionej trasy do eksportu nadwyżek swojej energii i jego złoża pozostałyby na obecnym poziomie wydobycia. A to akurat forsuje skrajna prawica w Izraelu, która wcale nie chce zwiększania wydobycia z tych dwóch złóż.
Izrael ma ciekawą koncepcję bardzo dużego projektu z Jordanią, wybudowania tam dużych obiektów fotowoltaicznych , które dadzą nadmiar energii dla produkcji wody pitnej w Izraelu (i dostawę jej do Jordanii) ale dadzą też nadwyżkę energii do eksportu do Europy. Izrael spokojnie mógłby tak skalkulować swoje projekty aby mieć wysyłkę tych 600-800 MW przez ten kabel, o ile ktoś go sfinansuje.
Kabel związany jak węzeł gordyjski
Sytuacja Cypru jest ponadto skomplikowana ze względu na realny podział Cypru. Cypr Północny dostaje wodę z Turcji (pływającym podmorskim rurociągiem!) ale nie ma nadmiaru energii. Gdyby sam Cypr miał nagle nadmiar energii, to ewentualne połączenie Cypru Północnego z Cyprem byłoby łatwiejsze ale tego nie chce Turcja. Transakcja energia za wodę jest stosowana w kilku miejscach świata i tutaj mogłaby mieć zastosowanie, a z tego powodu Turcja, która „nadzoruje” Cypr Północny, robi wszystko aby utrącić ten projekt.
Blisko Cypru jest budowana właśnie elektrownia jądrowa Akkuyu, w której kontrakty i ewentualna spłata (dla Rosatomu i Rosji) zależą od cen energii w regionie. To nie jest inwestycja turecka ale realnie inwestycja rosyjska na terenie Turcji gdzie spłata dla Rosatomu zależy od cen energii na rynku bo tylko część cen gwarantuje rząd Turcji. Oczywiście niewielkim wysiłkiem Turcja może zbudować kabel na trasie Akkuyu – Cypr Północny i wtedy mamy kolejne zawirowanie kto ma jaki prąd i po jakiej cenie. Ale kabel Akkuyu – Cypr miałby sens gdyby ktoś „wpuścił” rosyjską energię z Turcji do kabla Cypr-Kreta i dalej.
Powstało też ukryte jeszcze jedno sporne zagadnienie czy w przyszłości to rząd Cypru będzie miał prawo samodzielnie decydować o podziale „wysyłkowej” mocy z Cypru w kierunku Europy. Tzn. czy będzie preferował własną energię (z Afrodyty), energię z innych izraelskich złóż (tu są prywatni inwestorzy) czy innych producentów np. farmy słoneczne.
Czy reguły będą czysto rynkowe (kto da więcej), czy będzie system wykupienia zdolności przesyłowej i samodzielnego jej sprzedawania przez różne podmiotu (podział zdolności przesyłowej na wiele podmiotów) czy też przyszły rząd Cypru za 10-15 lat będzie mógł arbitralnie nie dopuszczać jakichś producentów energii do zdolności przesyłowej w tym kablu (a tego boją się inne strony kontraktów).
Obecnie negocjowane kontrakty muszą odpowiadać na wszystkie opisane pytania bo ich treść spowoduje gwałtowny wzrost szans pewnych projektów i zatrzymanie innych. A zatem każdy zapis tego typu kontraktów jest też potencjalnie korupcjogenny.
Cypryjczycy szukają wspólnika
Według stanu z początku października rząd Cypru próbuje namówić wielu zagranicznych inwestorów aby weszli jako mniejszościowi udziałowcy w ten niemal gotowy projekt. Ale oni mają ciągle wątpliwości bo boją się ryzyk, które musieliby na siebie wziąć jako nowi udziałowcy.
Opisany labirynt równolegle negocjowanych kontraktów to przykład, że w tego typu dużych projektach ktoś (niestety) musi być tym ostatecznym gwarantem, który zagwarantuje spłatę projektu czy projektów w dowolnej przyszłej a nieznanej sytuacji. Liczne strony patrzą tu na Francję, UAE, Katar aby to oni częściowo gwarantowali spłatę tych inwestycji a wtedy firmy może wreszcie ruszą z budową tego projektu.