Spis treści
Enea w ekspresowym tempie dostała zgodę UOKiK na przejęcie Bogdanki. W ten sposób spełnił się ostatni warunek niezbędny do zamknięcia transakcji. Warte 1,48 mld zł akcje zmienią właściciela na GPW w powyborczy poniedziałek. Ale samo przejęcie to dla Enei dopiero początek wyzwań.
Za niewiele ponad tydzień Bogdanka będzie częścią grupy energetycznej. Enea będzie kontrolować 66% jej akcji, kupując w wezwaniu giełdowym pakiet 64,57%, czyli wszystkie papiery objęte wrześniowym wezwaniem. To niewątpliwy sukces prezesa Enei Krzysztofa Zamasza, którego działaniom trudno odmówić skuteczności.
Wbrew początkowym opiniom niektórych komentatorów, kontrolujące Bogdankę fundusze uznały, że zaproponowana przez Eneę cena 67,39 zł za akcję jest wystarczająco atrakcyjna, by wyjść z inwestycji. Masowo zadeklarowały chęć sprzedaży, choć w połowie września przedstawiciele jednego z nich, Avivy, oceniali, że oferta Bogdanki nie odzwierciedla prawdziwej wartości spółki.
O wątpliwościach pisaliśmy tutaj: Enea na drodze do przejęcia Bogdanki
– Według mnie z inwestycji chcą wyjść wszystkie fundusze – powiedział nam na koniec zarządzający jednego z nich.
– To naturalne, że fundusze odpowiedziały na wezwanie na akcje Bogdanki – przy obecnych perspektywach rynku węgla w Polsce inne zachowanie z ich strony byłoby wręcz nieracjonalne. Kłopot mogą mieć raczej ci, którzy pozostali z pozostałymi akcjami. Enea nie planuje wezwania na pozostałą część akcji ani „zdejmowania” LWB z giełdy – ocenił Paweł Puchalski, szef działu analiz DM BZ WBK. To oznacza, że mniejszościowi akcjonariusze Bogdanki nie będą mieli wpływu ani na decyzje operacyjne ani te dotyczące dywidendy.
Było blisko szantażu
Enea nie pozostawiła pola do negocjacji. Jeszcze przed ogłoszeniem wezwania wypowiedziała Bogdance wieloletnią umowę na dostawy węgla do Kozienic, uświadamiając akcjonariuszom Lubelskiego Węgla, kto jest panem całej sytuacji. W odwecie fundusze chciały wprowadzić do statutu Bogdanki zmiany, które ograniczyłyby możliwość wykonywania głosów z pakietów akcji większych niż 10%, co de facto zablokowałoby proces decyzyjny w spółce górniczej. W odpowiedzi na ten krok Enea wstrzymała postępowanie w UOKiK, pokazując, że jeśli fundusze nie zgodzą się na zaproponowane im na początku warunki, to do przejęcia po prostu nie dojdzie.
Przyciśnięci do ściany akcjonariusze Bogdanki zrezygnowali ostatecznie ze zmian w statucie, a Enea wznowiła postępowanie w urzędzie antymonopolowym. By starania o zgodę UOKiK były możliwe, trzeba było przedłużyć zapisy. Trwają on jeszcze do jutra (21 października), ale mają już charakter wyłącznie techniczny. Jak podała Enea pod uwagę będą brane tylko zapisy złożone do 15 października. Będą redukowane w sposób proporcjonalny.
Co dalej? Enea kupi akcje na GPW w powyborczy poniedziałek, 26 października. Trzy dni później nastąpi rozliczenie transakcji i podsumowanie wezwania.
Wygranymi są fundusze?
Dzisiaj trudno jednoznacznie powiedzieć, kto bardziej zyskuje na przejęciu: Enea czy fundusze, które dostały okazję, by wycofać się z pogrążonego w problemach sektora górniczego.
Wydawałoby się, że wygrana jest Bogdanka, która będzie miała zapewniony zbyt węgla do spółek z grupy Enei, dzięki czemu zniknie jej główny problem – nie będzie musiała konkurować na rynku z węglem ze Śląska, szczególnie tym z Kompanii Węglowej, który dzisiaj jest sprzedawany po cenach, z którymi konkurować się nie da. Ale nie do końca.
– Mimo coraz bliższego przejęcia nie zmieniam rekomendacji dla Bogdanki – zalecenie brzmi sprzedaj” z wyceną docelową obniżoną do 27,9 zł. Dlaczego? Enea jako przejmujący musi osiągnąć maksymalny zwrot z inwestycji – będzie wspierać rozwój swojego biznesu i swoje wyniki finansowe i prawdopodobnie zrobi to kosztem Bogdanki, po której trudno będzie spodziewać się atrakcyjnej polityki dywidendowej – wyjaśnia Paweł Puchalski.
A czy sama Enea może zyskać na wartości po przejęciu Bogdanki? – Nie wydaje mi się. Oczywiście widać synergie z połączenia biznesów, ale też jest zamiana kosztów zmiennych Enei na koszty stałe Bogdanki. Przy czym Bogdanka jest wciąż relatywnie atrakcyjną spółką na tle branży węglowej w Polsce. Znacznie gorzej będzie, jeśli ta akwizycja stanie się preludium do wchodzenia Enei w spółki ze Śląska – podsumowuje. Tymczasem Enea jest wskazywana jako kandydat do przejęcia Katowickiego Holdingu Węglowego.
Dla Enei przejęcie Bogdanki to dopiero początek wyzwań. Kopalnia ze względu na problemy ze zbytem ograniczyła w tym roku wydobycie z dostępnych maksymalnie 11 do 8,5 mln ton. Celem jej przyszłego właściciela powinno być maksymalizowanie wydobycia, które pozwoli zminimalizować koszty zmienne węgla w przeliczeniu na tonę. Tyle że popyt wewnątrz grupy nie wystarczy, by Bogdanka mogła wykorzystać w pełni moce produkcyjne. Obecne zapotrzebowanie Enei na węgiel szacuje się na 6 mln ton rocznie. Elektrownia Kozienice zużywa ok. 5 mln ton węgla, z czego 3 mln ton pochodzi z Bogdanki. Nowy blok 1000 MW, który ruszy za dwa lata, będzie potrzebował ok. 2 mln ton.
Zużycie węgla w nowym bloku w Kozienicach nie przełoży się w całości na większe zapotrzebowanie Enei na surowiec. Jednocześnie z użytku wycofane zostaną stare jednostki. Dlatego trzeba liczyć się z tym, że grupa energetyczna zostanie z nadwyżką węgla, który trzeba będzie uplasować na rynku, a to właśnie dla zarządu Bogdanki było ostatnio największym problemem.