Unia Europejska powinna odejść od wspierania wyłącznie jednej technologii dekarbonizującej wodór. Trzeba go "odkolorować", bo kluczem jest efektywne zmniejszenie śladu węglowego, uważa dyrektor Działu koordynacji i rozliczeń projektów wodorowych w Orlenie Dominika Niewierska.
"Kierunek wodorowy to droga dla rozsądnych liderów z wizją przyszłości. Od kilku lat konsekwentnie tworzymy koncepcje projektowe, przy czym 'odkolorowujemy' wodór, bo należy odejść od wspierania tylko jednej technologii, bo kluczem jest dekarbonizacja i zmniejszenie śladu węglowego, co można osiągnąć na różne sposoby"- powiedziała Niewierska podczas sesji "Wodór: kosztowny zbytek czy paliwo przyszłości?", która odbyła się w ramach konferencji Power Connect Energy Summit w Gdańsku.
Według niej, kluczowa jest neutralność technologiczna, o której coraz głośniej mówi się obecnie także w Brukseli.
"Biznes musi patrzeć na opłacalność. Orlenowi, który jest największym konsumentem wodoru w Polsce, jest łatwiej niż podmiotom, które chciałyby produkować bezemisyjny wodór i muszą jeszcze znaleźć na niego nabywców. W naszej strategii chcemy stosować wodór niskoemisyjny i odnawialny w ilości 350 tys. ton w 2035 roku, przy wykorzystaniu różnych technologii, także wielkoskalowych instalacji elektrolizy" – dodała Niewierska.
"Koszt wytworzenia wodoru z energii odnawialnej to dziś ok. 7 euro za kg, a w przypadku reformingu parowego, czyli przy wykorzystaniu gazu ziemnego, jest to ok. 1,5 euro za kg, a wraz z wychwytem CO2 ten koszt rośnie do 2 euro/kg" – wskazał dyrektor działu technicznego i rozwoju w firmie Rockfin Dariusz Mroczka.
Według niego, ta różnica wynika z kosztów samych elektrolizerów i kosztów utrzymania tej infrastruktury, ale przede wszystkim z kosztów energii elektrycznej niezbędnej do zasilania elektrolizerów.
"Ten koszt waży nawet 70-80% wszystkich kosztów produkcji zielonego wodoru przy średniej cenie energii na poziomie ok. 500 zł za MWh. Żeby zejść do poziomu 2 euro/kg, energia musiałaby być 3,5-4 razy tańsza w skali 10 lat. Czy to jest realne? Są już takie kraje w Europie, gdzie ceny energii są o tyle niższe, takie jak Hiszpania, Francja, Szwecja czy Norwegia" – dodał Mroczka.
Jak ocenił, perspektywa opłacalności bezemisyjnego wodoru jest realna i za 20-30 lat prawdopodobnie będzie to powszechne.
Podobnego zdania jest Krzysztof Księżopolski z Katedry Polityki Publicznej Szkoły Głównej Handlowej.
"Wiele osób mówi o wodorze, że jest drogi, nieopłacalny, że to 'się nie da'. Ale 10-15 lat temu tak samo mówiło się o odnawialnych źródłach energii. To perspektywa 15-20 lat i powinniśmy się do tego przygotować, żeby potem nie próbować wskakiwać do pędzącego pociągu" – podkreślił.
Doradca zarządu spółki Hynfra Włodzimierz Karpiński jest zdania, że do rozwoju rynku wodoru potrzebna jest determinacja na poziomie politycznym.
"Przykłady Niemiec, Francji czy Holandii pokazują, że są już przetarte ścieżki w postaci konkretnych strategii rozwoju rynku, przekładanych na decyzje administracyjne, tzw. fast-tracki. Oczywiście muszą być elementy wparcia, np. Holandia wdrożyła kontrakty różnicowe dla producentów wodoru, co spowodowało zasilenie branży kapitałem prywatnym. Zatem są wzorce, a my potrafimy szybko adaptować się do zmian, tylko potrzeba zdecydowania" – przekonywał.
"W pierwszym etapie rozwoju rynku analizy wskazywały, że koszty inwestycji w bezemisyjny wodór na małą skalę, poniżej 1 MW, są bardzo wysokie, grubo powyżej 10 tys. zł za KWh, a w niektórych przypadkach nawet 20 tys. zł za KWh, co sprawiało, że nawet z dofinansowaniem takie instalacje mogły nigdy się nie zwrócić. Obecnie raczej mówi się o projektach o dużej skali, gdzie można znacząco obniżyć koszty poniżej 10 tys. zł za KWh i zaczynają się pojawiać szanse na zwrot z inwestycji" – podsumował koordynator ds. energetyki cieplnej w BIPRORAF Adam Jachowicz.
(ISBnews)