Spis treści
W kompetencjach Ministerstwa Przemysłu ma się znaleźć polityka państwa wobec wszystkich surowców energetycznych, czyli węgla, gazu, ropy, atomu i wodoru – zapowiedziała szefowa tego nowo utworzonego resortu Marzena Czarnecka. Według niej, przygotowywana zmiana ustawy o działach administracji rządowej zakłada utworzenie nowego działu „surowce energetyczne”, który trafi do Ministerstwa Przemysłu.
Dotychczas w kompetencjach tego resortu był jedynie dział „gospodarka złożami kopalin”, czyli w praktyce jest to ministerstwo górnictwa. W nowym układzie w MKiŚ zostałyby departamenty elektroenergetyki, ciepłownictwa i OZE, oraz strategii i analiz.
Do MP trzeba by wydzielić z Departamentu Elektroenergetyki dział „gaz”( dziś departament nazywa się „elektroenergetyki i gazu”). elektromobilności oraz Departament Ropy i Paliw Transportowych.
O ile całe to przemeblowanie będzie rzeczywiście tak wyglądać. Jak nam bowiem zasugerują źródła z resorcie klimatu, sprawa nie jest jeszcze do końca „dogadana”, nie wiadomo bowiem czy będzie osobny pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, odpowiedzialny także energetykę jądrową. Przedłużająca się niepewność męczy urzędników, dopytujących się już podobno, czy mają się szykować do przeprowadzki do Katowic, gdzie Ministerstwo Przemysłu ulokowało się już w siedzibie Polskiej Grupy Górniczej.
Wbrew nazwie Ministerstwo Przemysłu niewiele będzie miało wspólnego z przemysłem, zwłaszcza tym energochłonnym – odpowiedzialność za ten sektor gospodarki będzie wciąż w resorcie rozwoju. Nadzór właścicielski, także nad spółkami górniczymy, wciąż jest w resorcie aktywów.
Ewentualne niedogodności związane z przeprowadzką lub częstymi podróżami do Katowic może złagodzić uroda siedziby PGG – naszym zdaniem jeden z najpiękniejszych budynków biurowych w Polsce.
Sezon na podwyżki w górnictwie otwarty
Związkowcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej otworzyli tegoroczny sezon podwyżkowy w branży, wchodząc w spór zbiorowy z zarządem na tle płacowym. Jak twierdzą, zarząd nie odpowiedział na ich żądanie, aby w 2024 roku pensje załogi wzrosły o 1 punkt ponad zeszłoroczną inflację, czyli o 12,5%, ponieważ inflacja wyniosła 11,4%.
W zeszłym roku wynagrodzenia w JSW wzrosły z ponad 15% po gigantycznych zyskach z 2022 roku. Do tego doszło ok. 600 mln złotych w nagrodach i premiach. Wiele wskazuje jednak, że rok ubiegły spółka zamknęła znacznie niższymi zyskami, choćby z powodu konieczności zapłaty 1,6 mld zł podatku od nadzwyczajnych zysków z 2022 roku.
Co ciekawe, związkowcy z JSW twierdzą, że rząd na razie zablokował możliwość rozmów płacowych w całym górnictwie. Jak zdecydowana jest to blokada zobaczymy zapewne wkrótce, gdy z płacowymi postulatami ruszą na dobre związki z PGG i Południowego Koncernu Węglowego, które na razie tylko odgrażają się w komunikatach.
Tymczasem straty górnictwa będą dalej rosnąć, choćby z powodu spadku cen węgla na światowych rynkach.
Awantury wokół przejęcia Lotosu ciąg dalszy
Najwyższa Izba Kontroli, badająca przejęcie przez Orlen części Lotosu i sprzedaż reszty miała stwierdzić, że aktywa gdańskiej spółki zostały sprzedane najmniej o 5 mld złotych poniżej ich wartości rynkowej. Tak przynajmniej wynika z medialnych przecieków o zawartości raportu NIK. Decyzją KE Orlen musiał podzielić Lotos i sprzedać część aktywów: udziały w rafinerii w Gdańsku, handel hurtowy i detaliczny itp., aby wchłonąć resztę spółki. Według przecieku, Saudi Aramco kupiło udziały w Rafinerii Gdańskiej, płacąc co najmniej 3,5 mld złotych poniżej ich rynkowej wartości.
Orlen wszystkie te zarzuty odpiera. Koncern zwraca uwagę, że raport NIK nie został jeszcze opublikowany, a mająca się w nim pojawiać teza o „rzekomo zaniżonej cenie transakcji sprzedaży” przez Orlen niektórych aktywów Lotosu jest oparta na „niewiarygodnych i niejawnych źródłach”. „Stanowczo protestujemy przed powielaniem niezweryfikowanych treści oraz działaniami mogącymi stanowić manipulację na rynku giełdowym, a także negatywnie wpływać na wizerunek największej polskiej firmy, jak również na notowania giełdowe i zyski akcjonariuszy” – brzmi oświadczenie Orlenu. Jednego można być pewnym: nowy zarząd koncernu, który wyłoni zmieniona 6 lutego rada nadzorcza bez wątpienia urządzi wielkie pranie po poprzednikach. Ile z tego jednak ujrzy światło dzienne?
Biden mrozi przyszłe terminale LNG
Administracja federalna USA wstrzymała wydawanie zezwoleń na budowę terminali eksportowych LNG. Powodem jest ocena skutków klimatycznych tych inwestycji. Mimo, że z pozoru decyzja brzmi groźnie, w średnim terminie niewiele zmienia, bo dotyczy planowanych terminali, które powstawałyby najwcześniej od 2027 roku. Tymczasem do 2027 USA osiągną zdolności eksportowe na poziomie 150 mln ton LNG rocznie, o prawie 60 mln ton więcej niż obecnie. Amerykanie utrzymają też pozycję światowego lidera, dalej wyprzedzając o jakieś 20 mln ton rocznie Katar.
Na otarcie łez amerykańska branża gazowa dostała jednak prezent w postaci zezwolenia na budowę potężnego gazociągu Transco, który umożliwi przesłanie dodatkowych ilości gazu z Teksasu do terminali eksportowych w Luizjanie.
Atomowa eksplozja kosztów Hinkley Point C
Na budowie elektrowni jądrowej Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii rok 2024 zaczął się od następnego odcinka serialu, który można nazwać „Coraz droższe opóźnienie”. Francuski EDF, budujący dwa bloki z reaktorami EPR ogłosił, że pierwszy z nich nie ruszy przed 2029 rokiem, a nie wyklucza się (czytaj: pewnie tak będzie), że nastąpi to w roku 2031. Poprzedni termin mówił o połowie roku 2027. Co do drugiego bloku EDF się nie wypowiedział.
Podawane przez Francuzów powody to brak wykwalifikowanego personelu, który odszedł z branży po awarii w Fukushimie, pandemia no i generalnie bardzo skomplikowana konstrukcja, przy której prace trwają dłużej niż planowano.
Wzrost kosztów też jest imponujący. Otóż EDF podał, że w zależności od terminu uruchomienia, koszt budowy wyniesie od 31 do 34 miliardów funtów, ale w pieniądzu z 2015 roku. W dzisiejszych funtach to już 42-46 miliardów!
Dla porządku przypomnimy, że w pierwotnej wersji, elektrownia Hinkley Point C miała ruszyć w 2025 roku i kosztować 18 miliardów funtów w pieniądzu z 2015 roku.
Biorąc pod uwagę dokonania Westinghouse w elektrowni Vogtle, śmiało można więc przyjąć liczbę 2 za magiczny atomowy współczynnik. Elektrownia okazuje się 2 razy droższa i powstaje 2 razy dłużej, niż zakładają inwestorzy i wykonawcy na początku. No chyba, że EDF nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.