Spis treści
Liczącą prawie 2 tys. km podróż z Warszawy, przez Bukareszt, do Stambułu, podzieliliśmy na trzy dni. Znaczna część trasy przebiegała bowiem krętymi karpackimi drogami krajowymi, a na górskich przełęczach kilkukrotnie trafialiśmy na korki spowodowane sprzątaniem skutków wypadków, z których najdłuższy przekraczał 4 godziny.
W tej trasie elektryczny Hyundai Kona, którego wybraliśmy do tegorocznego eRajdu, spisał się świetnie. To małe, miejskie, auto jest niezwykle oszczędne. Średnie zużycie na całej trasie nad Bosfor wyniosło zaledwie 14,8 kWh/100 km. Co więcej, gdy po dniu jazdy, na odcinku liczącym niemal tysiąc kilometrów, sprawdziliśmy ile energii auto pobrało na stacjach ładowania na jego przejechanie, okazało się, że było to zaledwie 8% więcej. Tyle wyniosły straty na jego ładowaniu. Na pokonanie całej trasy potrzebowaliśmy więc ok. 300 kWh, za którą zapłaciliśmy w sumie niespełna 500 zł. Za tę kwotę zatankowalibyśmy dziś najwyżej jeden bak paliwa, ale żadnym autem spalinowym nie pokonalibyśmy drogi z Warszawy do Stambułu na jednym baku.
Roaming jak między sieciami GSM
Dla nas, ważniejsze od niskich kosztów, była jednak wygoda podróży. Koszmarem poprzednich potrafiła być konieczność ściągania nowych aplikacji i zakładania kont w każdym kolejnym państwie, przez które przejeżdżaliśmy. Gdy w 2018 roku ruszyliśmy na pierwszy z krańców Europy – Nordkapp, współpraca między rozdrobnionymi sieciami ładowania niemal nie istniała. Nie było większych szans, aby za pomocą konta u jednego dostawcy usług ładowania, móc skorzystać z sieci ładowania wielu różnych operatorów w tym samym kraju i całej Europie. A na stacjach ładowania płatności kartą bankową praktycznie nie istnieją (choć Komisja Europejska chce to zmienić).
Gdy wyjeżdżamy za granicę ze smartfonem jest już dla nas oczywiste, że ktoś z innego kraju będzie mógł do nas zadzwonić. Nie myślimy już o tym, że na początku rozwoju telefonii komórkowej roaming między operatorami nie istniał. Nawet wysłanie sms z jednej sieci komórkowej w Polsce do drugiej nie było możliwe. Operatorzy komórkowi w końcu się jednak dogadali i to samo robią dziś operatorzy stacji ładowania.
Wśród polskich firm najszerszy roaming w Europie (jednak głównie środkowej), oferuje GreenWay. Z kolei wśród zagranicznych dostawców usług spore pokrycie mają np. karty marek samochodowych: BMW, Mercedes, Ford, Volkswagen, Skoda, Hyundai czy Kia. Największą sieć roamingową stworzył jednak koncern paliwowy. Karta Shell Recharge oferuje dostęp do ponad 370 sieci ładowania w 33 krajach, które udostępniają już ponad 300 tysięcy punktów ładowania.
Nie zawsze będzie to najtańsza opcja ładowania, ale wykorzystując tę kartę przejechaliśmy całą trasę z Warszawy do Stambułu, korzystając z ładowarek w pięciu krajach, bez zastanawiania się do kogo należą. Tak jak dziś mało kto z nas zastanawia się już z jaką siecią za granicą łączy się jego smartfon. To istotny krok na przód w poprawianiu wygody podróży elektrykami.
Nie wszędzie jeszcze jest tak różowo
Niestety, na kolejnym odcinku, w poprzek całych Bałkanów, musieliśmy już pobrać dwie nowe aplikacje i najprawdopodobniej to samo czekać nas będzie w Albanii i Czarnogórze. Południowe Bałkany są dziś na wcześniejszym etapie rozwoju rynku elektromobilności niż reszta Europy. Tam roaming dopiero raczkuje, choć to zapewne kwestia roku czy dwóch, zanim zacznie działać.
Jednak sami też mamy swoje za uszami. O ile polskie prywatne sieci ładowania aut elektrycznych w dużej mierze już są dostępne w ramach kart roamingowych (GreenWay, Elocity, Noxo, EV+, 3KF i in.), o tyle z dwóch największych sieci budowanych przez spółki Skarbu Państwa – Orlen i Tauron – skorzystamy jedynie mając założone konto u nich. Co więcej, kierowcy z zagranicy często nie mogą nawet pobrać ich aplikacji i założyć u nich kont. To jeszcze musi się zmienić.
Jednak mając kartę roamingową w ręku, szczególnie o tak dużym zasięgu jak Shell Recharge, w większości Europy nie musimy już nawet zastanawiać się czy znajdziemy ładowarkę. Sieci, które roamingu nie oferują, po prostu nie wyświetlają się w naszej aplikacji, więc przestają dla nas istnieć, za to sieci współpracujących w ramach roamingu jest wystarczająco dużo, aby komfortowo podróżować po Europie Północnej, Zachodniej, Środkowej, Południowej, a nawet – czym sami byliśmy nieco zaskoczeni – pokonać tylko za jej pomocą trasę z Warszawy do Stambułu.
Jednak sam Shell też ma jeszcze co poprawiać. Na razie karta Shell Recharge jest oferowana w Polsce jedynie klientom biznesowym (wystarczy jednoosobowa działalność gospodarcza). Klienci indywidualni, którzy chcieli z niej skorzystać, do tej pory musieli kombinować, podając np. w formularzu, ze mieszkają w Niemczech, ale podając w rzeczywistości adres w Polsce (sami tak zrobiliśmy wiele lat temu). To ma się jednak w końcu zmienić. Oferta ma zostać skierowana także do zwykłego Kowalskiego. Czekamy.