Spis treści
Decyzję środowiskową farmy wiatrowej Baltic Power, o planowanej mocy 1200 MW, skutecznie zaskarżyła fundacja Grand Agro. Twierdziła, że nie miała wystarczająco czasu na zapoznanie się z materiałem dowodowym. Do tego miała zarzuty do analizy oddziaływania farmy na ptaki morskie i migrujące oraz na ichtiofaunę.
Podniosła kwestię trwałego oddziaływania farmy wiatrowej na klimat wybrzeża w związku ze spowolnieniem wiatrów oraz na prądy morskie. Jeden z zarzutów dotyczył także braku przeanalizowania powolnego uwalniania elementów strukturalnych rotorów w wyniku reakcji z solą morską.
Sprawę opisywaliśmy obszernie na łamach portalu WysokieNapiecie.pl pod koniec maja tego roku. Dużo miejsca poświęciliśmy także samej fundacji oraz jej dotychczasowej działalności.
Czytaj więcej: Mała fundacja blokuje morskie wiatraki Orlenu i Northland Power
Wiele miesięcy analiz i napięty harmonogram
Sprawa z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska trafiła do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która analizowała decyzję i raport oceny oddziaływania na środowisko prawie dziewięć miesięcy. Jak stwierdził GDOŚ, zarzuty fundacji były nietrafione i nie przedstawiła ona analizy, ani dowodów z których wynikałoby, że założenia przedstawione w raporcie są nieprawdziwe.
GDOŚ uznał jednak, że „warunki wpisane w decyzji RDOŚ w Gdańsku z 17 września 2021 r. są nieprecyzyjne, niejasne, część z nich się powtarza, przy czym ich treść nie jest identyczna” i wytknął w niej kilka braków. Uchylił więc decyzję środowiskową RDOŚ dla Baltic Power, ale nie skierował jej ponownie do pierwszej instancji tylko wydał orzeczenie co do istoty sprawy. Tym samym określił nowe uwarunkowania środowiskowe. Obszerną decyzję GDOŚ, czyli liczący ponad 90 stron dokument, można pobrać TUTAJ.
To może oznaczać wydłużenie harmonogramu budowy farmy zaplanowanej na 1200 MW. Warto przypomnieć, że inwestor planuje zacząć budowę w 2024 r. Na razie Baltic Power nie komentuje decyzji GDOŚ.
„Spółka Baltic Power analizuje obecnie przekazaną dokumentację. Analiza niezbędna jest do rzetelnej oceny potencjalnego wpływu wydanych przez GDOŚ nowych uwarunkowań na projekt. O kolejnych krokach będziemy informować po podjęciu decyzji biznesowych” – przekazał portalowi WysokieNapiecie.pl Krzysztof Bukowski, rzecznik Baltic Power.
Dociekliwi ekolodzy i dziurawe decyzje środowiskowe
Organizacje ekologiczne niezwykle rzadko w Polsce zaskarżają inwestycje w odnawialne źródła energii, częściej są to na przykład planowane kopalnie. Nie ma tu jednak reguły.
– Niestety nie jest tak, że każda inwestycja w OZE jest oczywiście korzystna dla środowiska – wskazał w rozmowie z naszym portalem Bartosz Kwiatkowski, dyrektor Fundacji Frank Bold. Jak dodał, pod uwagę trzeba brać nie tylko kwestie związane ze zmianami klimatu i emisyjnością instalacji wytwarzających energię, ale także choćby wpływ na gatunki chronione, bioróżnorodność czy kwestie krajobrazowe. Przykładem może być plan budowy farmy fotowoltaicznej tuż przy granicy Białowieskiego Parku Narodowego, na obszarze chronionym Natura 2000.
– Raporty oddziaływania na środowisko są też często robione nieprofesjonalnie, traktując pewne kwestie lakonicznie, czy wręcz pomijając obligatoryjne elementy raportu, dotyczące np. wariantowania przedsięwzięcia. Z drugiej strony decyzje środowiskowe często wydają organy nieposiadające odpowiedniego zaplecza merytorycznego, które nie potrafią w odpowiedni sposób zweryfikować raportu oddziaływania na środowisko. Przykładem może być wydawanie decyzji w sprawie oddziaływania elektrowni węglowych i gazowych przez wójtów gmin – wyjaśnił Kwiatkowski.
– Jeśli w wyniku odwołania organ drugiej instancji wskazuje na braki w raporcie, to najczęściej inwestorzy je uzupełniają, ponieważ jest to najkrótsza droga do rozpoczęcia inwestycji. Zdarza się jednak, że uparcie walczą o inwestycje i idą do sądu, aż do NSA, a sprawy ciągną się latami. To kwestia indywidualna – podkreślił dyrektor Fundacji Frank Bold.
Grand Agro bierze pod lupę nie tylko wiatraki
Jak dowiedział się portal WysokieNapiecie.pl, Grand Agro Fundacja Ochrony Środowiska Naturalnego dopisała się do innych postępowań związanych z inwestycjami w morską energetykę wiatrową, w tym dotyczących układania kabli.
– Włączyliśmy się do następnych postępowań na lądzie, będziemy dopisywać się do wszystkich – przyznał w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl prezes fundacji Kazimierz Mroczkowski. Ocenił, że fundacja dopisała się w sumie do ok. 100 postępowań, dotyczących różnych inwestycji w kraju.
– To, że dopisaliśmy się do postępowań, nie oznacza automatycznie skarg. Teraz analizujemy dokumenty. Tu nie chodzi tylko o środowisko. Z punktu widzenia naszej organizacji ważny jest teraz kierunek dla obronności kraju. Dobro naszego kochanego kraju leży mi na sercu – zaznaczył Mroczkowski.
Jak wyjaśnia, fundacja posiada już około 1,2 tys. wolontariuszy oraz ma prawników z „bardzo znanej, międzynarodowej firmy”.
Ocean Winds też czeka na decyzję
Z siedmiu farm wiatrowych, które mają powstać w polskiej części Morza Bałtyckiego do 2030 r., pozwolenia środowiskowego nie ma jeszcze projekt Ocean Winds.
Aleksandra Jampolska, rzeczniczka prasowa Ocean Winds, poinformowała portal WysokieNapiecie.pl, że spółka złożyła wniosek do RDOŚ o uzyskanie decyzji środowiskowej dla projektu morskiej farmy wiatrowej BC-Wind. Inwestycja o mocy do 399 MW ma powstać ok. 23 km na północ od gmin Choczewo i Krokowa.
– Tylko jedno stowarzyszenie ekologiczne, wyraziło chęć bycia stroną w procedurze oceny oddziaływania na środowisko inwestycji Ocean Winds. Nie spodziewamy się komplikacji w procesie – tym bardziej, że w dotychczas prowadzonym, otwartym dialogu z interesariuszami projektu BC-Wind, spotkaliśmy się z zainteresowaniem i w większości pozytywnymi opiniami instytucji i stowarzyszeń ekologicznych – stwierdziła Jampolska.
– Morska energetyka wiatrowa jest drogą do realnej zielonej transformacji energetycznej w Polsce. Ponadto w bliskiej perspektywie czasowej, bo już za kilka lat, może popłynąć pierwsza energia z turbin na morzu. Dlatego liczymy na jak najszybsze uzyskanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla projektu BC-Wind – dodała rzeczniczka.
Długi, kosztowny i skomplikowany proces
Jakub Budzyński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Morskiej Energetyki Wiatrowej (PTMEW), w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl zwrócił uwagę, że badania środowiskowe dla tak skomplikowanego przedsięwzięcia jak morska farma wiatrowa stanowią istotne wyzwanie logistyczne oraz proceduralne.
– Dotyczy to zarówno inwestora, jak i organów administracji państwowej, które są odpowiedzialne za ochronę środowiska. Tym bardziej, że w Polsce to na inwestorze w pełni spoczywa ocena oddziaływania inwestycji na środowisko – stwierdził Budzyński.
Jak wyjaśnił, wpierw należy zaplanować proces związany z przeprowadzeniem badań oraz zakontraktować ich wykonawców. Inwestor musi zabezpieczyć środki finansowe oraz zespoły fachowców, odpowiedzialnych za przeprowadzenie wielorakich obserwacji oraz analiz ogromnych ilości danych i próbek.
Następnie – w ciągu około dwóch lat – trzeba wykonać badania zwieńczone sporządzeniem obszernego raportu. Łącznie na realizację całego procesu potrzeba około trzech lat oraz wielomilionowych nakładów finansowych.
Zdaniem Budzyńskiego, który poza funkcją prezesa PTMEW pracuje także jako stakeholder manager w RWE Renewables Poland, standard badań środowiskowych w sektorze morskiej energetyki wiatrowej w Polsce pod względem zakresu oraz jakości jest ustawiony bardzo wysoko, co gwarantuje rzetelność wyników.
Jak RWE poradziło sobie z uzyskaniem decyzji administracyjnych dla swojej inwestycji?
– Można powiedzieć, że bardzo dobrze i oby tak dalej. Bardzo wysoko oceniamy jakość współpracy i dialogu z administracją środowiskową w Polsce. Obecnie dysponujemy prawomocną decyzją środowiskową dla części morskiej inwestycji oraz prowadzimy intensywne działania, aby uzyskać decyzję dla części lądowej – wskazał Budzyński.
– Warto podkreślić, że decyzja wydana dla projektu F.E.W. Baltic II została poprzedzona wdrożeniem również tzw. transgranicznej oceny oddziaływania na środowisko, przewidzianej procedurą w ramach konwencji z Espoo. To pozwoliło na dodatkowe zmniejszenie ryzyka związanego z możliwością zaskarżenia decyzji środowiskowej – dodał.
Farmy wiatrowe na celowniku
Przypadek Baltic Power sprawia, że mogą pojawiać się obawy co do długoterminowych harmonogramów inwestycji w polską energetykę wiatrową na Bałtyku. Zwłaszcza, że to dopiero faza przygotowawcza, a nie sama realizacja. Poważne problemy mogą bowiem pojawiać się także w trakcie kompletowania urządzeń i materiałów, czego przykładem są ostatnie dwa lata rozregulowanych łańcuchów dostaw w globalnej gospodarce, a następnie w trakcie samej budowy.
– Odwołanie od wydanej tzw. decyzji środowiskowej – jak każde tego typu działanie – naraża na podwyższone ryzyko terminowej realizacji projektu, zgodnie z założonym wcześniej harmonogramem. W skrajnych przypadkach może przekładać się to na znaczący wzrost kosztów inwestycji – przyznał Jakub Budzyński.
Jak dodał, przy bardzo napiętych harmonogramach projektów realizowanych w pierwszej rundzie wsparcia, istotne zmiany w decyzjach środowiskowych mogą powodować poważne problemy – chociażby narażać przyszłe pozwolenia na budowę na ryzyko wadliwości.
– Kolejne zmiany mogą więc – na zasadzie efektu domina – znacząco opóźnić realizację inwestycji, co w oczywisty sposób wpływa na ekonomiczną stronę przedsięwzięć – stwierdził Budzyński.
W branży offshorowej usłyszeliśmy też głosy, że w sprawie Grand Agro vs. Baltic Power zaskakujące jest to, że skarga pojawiła się ze strony, której raczej nikt się nie spodziewał. Takie działania, patrząc na doświadczenia z bardziej rozwiniętych rynków morskiej energetyki wiatrowej, zazwyczaj przychodziły ze strony środowisk rybackich.
Jednocześnie samych skarg nie należy traktować jako czegoś nadzwyczajnego, bo to codzienność dla dużych inwestycji, niezależnie od sektorów gospodarki, w których są realizowane – infrastrukturze transportowej, przemyśle czy energetyce.
W tej sytuacji inwestorom pozostaje przede wszystkim pieczołowicie dbać o najdrobniejsze detale przy przygotowaniu dokumentacji środowiskowej, aby uniknąć niepotrzebnych perturbacji na etapie uzyskiwania decyzji administracyjnych, poprzedzających fizyczną realizację projektów. A po drugie – należy zadbać o odpowiednią komunikację społeczną i współpracę z lokalnymi społecznościami.
Bez sieci nie będzie bałtyckiego prądu
To drugie ma znaczenie zwłaszcza w kontekście lądowego wyprowadzenia mocy z morskich wiatraków, a także rozbudowy sieci przesyłowej na Pomorzu, co jest niezbędne, aby energia elektryczna z Bałtyku popłynęła do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego.
Tymczasem budowa linii energetycznych najwyższych napięć należy do inwestycji infrastrukturalnych wzbudzających najwięcej negatywnych odczuć w społeczeństwie. Intensywna rozbudowa sieci w gminie Choczewo to natomiast nie tylko skutek projektów offshore, ale też jej wyboru na lokalizację pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.
– Nie jest najgorzej, ale wiele elementów wymaga poprawy. Nam zależy na przykład na maksymalnym wkopaniu linii wysokiego napięcia w ziemię. Przez naszą gminę ma przebiegać aż osiem linii wysokiego napięcia 400 kV. Proszę sobie wyobrazić jak te obiekty zmienią krajobraz. To ma podstawowe znaczenie dla turystyki. Chcemy ograniczyć wpływ tych inwestycji na nasz krajobraz naturalny – mówił niedawno o współpracy z inwestorami Wiesław Gębka, wójt gminy Choczewo, w rozmowie z portalem BiznesAlert.
Od osoby zaangażowanej w prace przy przygotowaniu inwestycji sieciowych na Pomorzu usłyszeliśmy, że przed Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi stoi ogromne wyzwanie, ale jak na razie rokowania wyglądają się być pozytywnie. Na początku tego roku PSE opublikowały przebieg planowanych sieci, wyznaczonych m.in. z uwzględnieniem uwag zgłaszanych podczas konsultacji społecznych przez właścicieli nieruchomości i mieszkańców 22 gmin. Łączna długość nowych połączeń liniowych to ok. 250 km.
Z kolei w przypadku deweloperów morskich farm, z których moc będzie wyprowadzana do KSE przez tereny gminy Choczewo, ustalono, że na początkowym odcinku linie kablowe zostaną poprowadzone przewiertem sterowanym pod plażą. Na dalszym odcinku konieczna jest wycinka lasu na szerokości do 150 m, ale sieć również zostanie skablowana. Natomiast stacje abonenckie operatorów farm powstaną w sąsiedztwie stacji elektroenergetycznej planowanej przez PSE.
Zarówno operator sieci przesyłowej, jak i deweloperzy morskich wiatraków, prowadzą dialog ze społecznościami (w tym finansują wsparcie dla lokalnych projektów) oraz komunikują swoje plany, co można śledzić na dedykowanych stronach internetowych – wspólnej deweloperów (https://gmina-napedzana-wiatrem.pl/) oraz prowadzonej przez PSE (https://pomorzedajemoc.pse.pl/).
Zdaniem Jakuba Budzyńskiego, nie należy nastawiać się na zapas na negatywne scenariusze w kontekście lądowej infrastruktury niezbędnej dla powodzenia inwestycji w offshore.
– Decyzje środowiskowe, wydawane przez właściwe RDOŚ lub GDOŚ, są poprzedzone bardzo wnikliwą analizą dokumentacji przedłożonej przez inwestorów. To sprowadza do absolutnego minimum prawdopodobieństwo spowodowania w trybie odwoławczym ich uchylenia lub wprowadzenia zmian w ich treści, powodujących duże trudności dla inwestora – podsumował wiceprezes PTMEW.
Zobacz też: Orlen chce wybudować port instalacyjny w Świnoujściu