Spis treści
Cel ustawy, uchwalonej już przez Sejm i Senat, oczekającej na rozpatrzenie poprawek wyższej izby parlamentu jest chwalebny. Chodzi o ochronę odbiorców komunalnych, m.in szkół i szpitali, a także gospodarstw domowych dla których gaz kupują spółdzielnie i wspólnoty, przed gigantycznymi podwyżkami cen. Mają być objęci regulowaną taryfą, zatwierdzaną przez URE, tak jak gospodarstwa domowe.
Dla klientów PGNiG oraz samego gazowego czempiona sytuacja jest jasna – spółka PGNiG Obrót Detaliczny sprzeda gaz odbiorcom komunalnym po cenie ze swojej taryfy dla gospodarstw domowych czyli po 200 zł i 17 gr za MWh. Dostanie rekompensaty od różnicy między ceną jaką miał 1 stycznia 2022 a ceną z taryfy.
Każdemu co mu się należy…
A pozostali dostawcy mają problem. Niemal wszyscy mają również taryfy dla gospodarstw domowych zatwierdzane przez URE, ale przeważnie niższe od cen PGNiG. Teraz ich klienci komunalni – szkoły, spółdzielnie itd. – powinni wejść na taryfę dla gospodarstw domowych. Ale którą? Tę zatwierdzoną dla PGNiG, czy ich własną?
Logiczna odpowiedź sugerowałaby, że na własną, niższą od PGNiG. Tyle, że wówczas rekompensata nie przysługuje. Wydaje się więc, że prywatni dostawcy gazu powinni przenieść swoich komunalnych klientów na taryfę PGNiG. – To byłoby zgodne z duchem ustawy i z jej uzasadnieniem, ale zgadzam się, że z przepisów nijak to nie wynika – mówi menedżer jednej z prywatnych firm gazowych.
Teraz niezależni dostawcy gazu głowią się, czy legislacyjna dziura to efekt pośpiechu w jakim pisano ustawę, czy też celowa pułapka na prywatnych sprzedawców.
WysokieNapiecie.pl zapytało Ministerstwo Aktywów Państwowych ” co autor miał na myśli”, ale póki co nie dostaliśmy odpowiedzi. Jeśli MAP nie będzie chciał rozwiać wątpliwości, to interpretacja ustawy będzie zależała od państwowej spółki Zarządca Rozliczeń, który ma wypłacać rekompensaty.
Komunikat może też wydać Urząd Regulacji Energetyki, ale jeśli tego nie zrobi, a Zarządca Rozliczeń uzna, że ustawa prywatnych dostawców nie obejmuje, to zostanie im już tylko droga sądowa.
Te wątpliwości zapewne dałoby się wyjaśnić, gdyby projektu ustawy nie procedowano w takim pośpiechu. I o ile w Sejmie, gdzie większość mają partie rządzące, opozycja niewiele mogła zrobić, o tyle w Senacie ma większość.
Można było spokojnie zaprosić na posiedzenie senackiej komisji gospodarki ekspertów i przedstawicieli organizacji branżowych, a w razie potrzeby zorganizować jeszcze jedno posiedzenie. Ale po co – przecież od dawna wiadomo, że polscy parlamentarzyści doskonale znają się na wszystkim, przy czym zostali obdarzeni tą cnotą bez względu na przynależność partyjną.
Druga kwestia do wyjaśnienia jest znacznie poważniejsza – to sposób w jaki napisano wzór służący do wyliczenia rekompensat.
Kto wymyślił formułę?
Zaliczka na rekompensatę dla odbiorców dopiero obejmowanych taryfami czyli komunalnych ma wynikać z różnicy między wybranym wskaźnikiem giełdowym – średnią dla grudnia ceny spot (RDNg ) na TGE plus 10% (592,33 zł/MWh) i taryfy PGNiG OD (200,17 zł/MWh).
Natomiast dla dostaw do gospodarstw domowych kwota rekompensat to dokładnie 109,83 zł/MWh. Ustawa mówi, że różnica między ceną referencyjną 310 zł/MWh a taryfą PGNiG OD. Ale skąd wzięła się cena referencyjna? W uzasadnieniu do ustawy nie ma na ten temat ani słowa.
Jak poinformowało nas Ministerstwo Aktywów Państwowych, wartość 310 zł/MWh została wyznaczona na podstawie średniej arytmetycznej z miesięcznych średnioważonych kursów transakcji na Towarowej Giełdzie Energii dla kontraktów terminowych GAS_BASE_Y-22 z IV kwartału 2021 roku. I rzeczywiście, cena ta wynosi 310,94 zł/MWh. Ale dlaczego wzięto pod uwagę właśnie ów czwarty kwartał? Zapytaliśmy o to MAP 20.01, kwestia nie jest zbyt skomplikowana, ale póki co odpowiedzi nie ma.
Dla dwóch kwartałów cena referencyjna wyniosłaby już tylko 237 zł. Ale ustawa ma obowiązywać do końca 2023 roku. Gdyby wziąć pod uwagę kontrakty BASE na 2023, to ich średnioroczne notowania w ubiegłym roku to tylko 121 zł/MWh. A w ostatnim kwartale 2021 r. średnie notowania BASE na 2023 to niespełna 190 zł. Wygląda więc na to, że wzięto najwyższy z możliwych kwartalnych wskaźników, co przełożyło się na wyższą cenę referencyjną, to z kolei na wyższe rekompensaty dla PGNiG, pokrywane przez podatników.
Rekompensaty należą się od ceny, którą dla odbiorców komunalnych dostawcy gazu mieli 1 stycznia 2022 r. Ceny PGNiG były tu wyjątkowo wysokie. 1 stycznia nasz gazowy czempion ogłosił cenę dla biznesu (którą objęci byli także odbiorcy komunalni) – 790 zł za MWh. Dwa tygodnie temu „na prośbę” ministra aktywów Jacka Sasina obniżył ją do 590 zł za MWh. Ale rekompensaty dostanie od ceny z 1 stycznia czyli 790 za MWh. Jak wyliczyła Konfederacja Lewiatan, może to kosztować podatników 3 mld zł więcej.
Co na to Bruksela?
Ewentualna dyskryminacja prywatnych dostawców gazu i zbyt wysokie wsparcie dla PGNiG może spowodować problemy ze względu na reakcję Komisji Europejskiej. Unijne precedensy sądowe pozwalają na czasowe stosowanie obniżonych cen dla niektórych odbiorców ze względu na interes publiczny, ale ogólne reguły pomocy publicznej muszą być zachowane.
MAP w uzasadnieniu do projektu napisał też, że wyśle ustawę do Komisji Europejskiej. Nie wiadomo czy to zrobił – służby prasowe Komisji przekazały nam tylko, że nie komentują tej sprawy, ale generalnie to kraje członkowskie powinny zadbać, żeby ich prawo było zgodne z unijnym.
Tymczasem projektu ustawy nie wysłano nawet do urzędników Ministra ds. UE, którzy zwykle piszą opinię na temat projektów budzących wątpliwości.
„Projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach służących ochronie odbiorców paliw gazowych w związku z sytuacją na rynku gazu nie jest projektem wdrażającym prawo Unii Europejskiej. Biorąc to pod uwagę i fakt, że żaden z podmiotów uprawnionych nie wystąpił do Ministra ds. Unii Europejskiej z wnioskiem o przedstawienie opinii o zgodności projektu z prawem Unii Europejskiej, nie została ona przedstawiona” – odpisały nam służby prasowe Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Skąd się wzięła dziura?
I najważniejsza sprawa – prace nad projektem były dobrą okazją żeby wyjaśnić dlaczego właściwie PGNiG znalazł się w tak fatalnej sytuacji finansowej, która wymaga udzielenia pożyczek od skarbu państwa. Wiceminister aktywów państwowych Maciej Małecki tłumaczył to zwyżką cen gazu spowodowaną manipulacjami Gazpromu, ale to nie jest przekonujące wyjaśnienie. Zwyżkę cen gazu odczuwają wszyscy sprzedawcy w Polsce i Europie, ale na razie tylko PGNiG oraz niemiecki Uniper szukali pieniędzy.
W sprawozdaniu PGNiG za trzy kwartały 2021 r. nie ma ani słowa o tym, że spółka będzie potrzebować jakichś dodatkowych pieniędzy.
A już 13 grudnia – osiemnaście dni po publikacji wyników – grupa ogłosiła, że szuka dodatkowego finansowania – 2,7 mld zł co wynika z „tymczasowo zwiększonych poziomów należności i regulowanych zobowiązań za zakup gazu, wysokiego poziomu zapasu gazu w podziemnych magazynach gazu oraz wyższej wartości koniecznych depozytów zabezpieczających dla transakcji giełdowych i finansowych związanych z obrotem paliwem gazowym”.
Kredytu na 9 miesięcy udzieliły państwowe BGK i PKO BP oraz portugalski Caixa. Już w styczniu kolejnym kredytem 750 mln zł podparł gazowego czempiona francuski Societe Generale.
W podobnej sytuacji znalazł się tylko jeden duży europejski dostawca gazu – Uniper, który musiał pożyczyć od swego właściciela czyli fińskiego Fortum 8 mld euro. Państwowy bank KfW dołożył jeszcze 2 mld. Uniper także potrzebował tych pieniędzy m.in na uzupełnienie depozytów giełdowych, jednocześnie zapowiedział w październiku rekordowe wyniki finansowe za 2021 r. i póki co tych prognoz nie odwołał.
PGNiG niestety prognoz nie publikuje, a na sprawozdanie za 2021 rok będziemy musieli poczekać do 24 marca.
Poza PGNiG i Uniperem żadna z wielkich europejskich spółek handlujących gazem nie informowała o konieczności dodatkowego finansowania. Problemów nie mają też na razie inne polskie spółki handlujące gazem.
Czy i kto grał na zniżkę?
Co się mogło stać? W Wielkiej Brytanii mieliśmy do czynienia z falą bankructw spółek energetycznych, które liczyły na spadek cen spotowych gazu i prądu. Nie zabezpieczały więc całego portfela swych klientów transakcjami terminowymi na giełdzie. Czy to jest także przyczyna kłopotów naszego narodowego czempiona?
Porównaliśmy obroty i wartość wolumenu najpopularniejszych kontraktów na kolejny rok: BASE rocznego i BASE na pierwszy zimowy kwartał w zeszłym, „nienormalnym” – pierwszym pandemicznym roku 2020, oraz w ostatnim „normalnym” roku 2019. Od razu widać, że w 2021 kontraktowanie gazu na kolejny rok i środek zimy zaczęło się później, niż w latach poprzednich i miało zupełnie inny przebieg.
Obroty rosły wraz z cenami, osiągając apogeum we wrześniu. Potem nastąpił spadek zakupów, choć widać, że w październiku ceny były na tyle wysokie, że sprzedawcy zapłacili relatywnie więcej, mimo, że kupowali mniej. W listopadzie rynek zdaje się czekał na rozwój sytuacji, by wreszcie w grudniu „rzucić się” i dopiąć kontraktację na 2022 r.
Oczywiście nie wiemy, kto, ile i kiedy kupił. Takie uroki giełdy. Nie wiemy, czy gdyby latem, wzorem lat poprzednich kupowano więcej, nie wywindowałoby to cen. Być może niektórzy kupujący, po sparzeniu się na skoku cen z początku jesieni czekali z kontraktacją na spadek.
Jest całkiem prawdopodobne, że wielu traderów liczyło na kolejny lockdown, po którym ceny gazu zaczęłyby spadać. I w rezultacie kupowali niemal w ostatniej chwili, także po cenach spotowych, które w tym momencie osiągały astronomiczne rozmiary. A największym kupującym, odpowiedzialnym za przeważającą część obrotów, jest spółka PGNiG Obrót Detaliczny.
Jeżeli nasz narodowy czempion ma zostać wywianowany pożyczkami gwarantowanymi przez Skarb Państwa, to warto wyjaśnić dlaczego te pożyczki są w ogóle potrzebne. Niestety, ani posłowie ani senatorowie się tym nie zainteresowali, zadowalając się tłumaczeniami MAP, że za wszystko odpowiada Gazprom.