Klienci nie skorzystali na liberalizacji rynku energii. Inwestycje w nowe elektrownie pobudza wolny rynek. Inteligentna energetyka zaczyna się od liczników, a przepisy dla odnawialnych źródeł nie mogą się zmieniać – to główne z rządzących branżą mitów..
Eksperci firmy doradczej PwC i ING Banku Śląskiego postanowili się z nimi zmierzyć.
W raporcie, do którego dotarliśmy przed zapowiadaną publikacją, demaskują stereotypy, bez których zrozumienia rozwój całego sektora prawdopodobnie nie będzie możliwy.
Mit 1: Wolny rynek stworzył zdrowe podstawy do inwestowania.
„Niewidzialana ręka” rynku w energetyce zaczęła działać w latach 2007-2008, kiedy uwolniono ceny dla firm i zlikwidowano kontrakty długoterminowe zapewniające elektrowniom zbyt na wiele lat naprzód. I wtedy się zaczęło: w latach 2007-2009 ceny energii wzrosły o ponad połowę. Wierzono wówczas, że stawki w 2014 r. będą wynosić około 275 zł/MWh. W rzeczywistości w marcu br. średnia cena hurtowa na giełdzie energii wyniosła niespełna 170 zł za megawatogodzinę. W tych warunkach nowych elektrowni po prostu nie opłaca się budować. Co poszło nie tak?
Okazuje się, że wolny rynek nie do końca jest wolny. Wiele elektrowni po 2008 r. dostawało wsparcie. Tymczasem ceny energii zamiast rosnąć, w kolejnych latach spadały. W efekcie produkcja energii w niektórych jednostkach balansuje dziś na granicy opłacalności.
Wydawałoby się, że nieefektywne elektrownie powinny zostać wyłączone. Jednak muszą pracować, by w kraju nie zabrakło energii.
– Z racji swojej konstrukcji nasz rynek nie stwarza mechanizmów, które gwarantowałyby opłacalność jednostkom niezbędnym dla utrzymania bezpieczeństwa. Z drugiej strony obecny model rynku nie tworzy impulsów do wzrostu cen, który tę sytuację by zmienił – podsumowują w swoim raporcie Piotr Łuba, lider grupy energetycznej w PwC i Kazimierz Rajczyk, dyrektor zarządzający ds. energetyki w ING BŚ.
Mit 2: Rynek mocy to uniwersalne rozwiązanie, które może zostać skopiowane w Polsce.
Producentów energii w pewnym momencie może nie być stać na utrzymanie niektórych starych i nieopłacalnych bloków (patrz mit 1), więc z biznesowego punktu widzenia powinni je jak najszybciej zamknąć. Ale patrząc przez pryzmat bezpieczeństwa dostaw, muszą utrzymać je przy życiu.
W części krajów UE firmy energetyczne dostały więc wsparcie, które określa się mianem rynku mocy. To mechanizm, który zapewnia opłacalność utrzymania bloków wytwórczych w gotowości do pracy. Prace nad takim rozwiązaniem trwają i w Polsce. Nie wystarczy jednak skopiować któreś z rozwiązań stosownych za granicą, bo każdy rynek jest inny i potrzebuje unikalnych instrumentów.
– Bez odpowiedzi na pytanie, co jest celem wdrożenia rynku mocy w Polsce, trudno przewidzieć korzyści i koszty jego funkcjonowania i zaprojektować właściwą architekturę. Przykładowo wprowadzenie rozwiązań, w których cena energii jest wynikiem gry rynkowej, nie pozwoli na wsparcie dla nowych jednostek wytwórczych – uważają eksperci PwC i ING.
Mit 3. Klienci nie skorzystali na uwolnieniu rynku.
Odbiorcy energii elektrycznej w ostatnich latach przyzwyczaili się do regularnego wzrostu cen. W efekcie wśród konsumentów panuje przekonanie „prąd jest drogi”, a uwolnienie rynku niewiele zmieniło w podejściu energetyki do klienta. Jednak raport „5 mitów polskiej elektroenergetyki 2014” wskazuje, że segment sprzedaży energii przeszedł ewolucję, której korzysta przede wszystkim odbiorca. Konkurencja w sektorze wymusiła spadek marż, a standardy obsługi klienta są zmieniane.
– Nasze wyliczenia pokazują, że odbiorcy biznesowi, którzy zdecydowali się na zmianę dostawcy energii, odnieśli realne korzyści finansowe z uwolnienia rynku. Jednocześnie w ostatnich latach dynamicznie rosła liczba klientów korzystających z zasady TPA. Jeśli chodzi o klienta indywidualnego, to badania pokazują, że on wciąż przede wszystkim kieruje się ceną energii, ale w dalszej kolejności istotne dla niego są jakość obsługi i pewność dostaw, oferowane usługi dodatkowe i programy lojalnościowe, wreszcie marka sprzedawcy – mówi Piotr Łuba.
Mit 4: Inteligentna energetyka zaczyna się od liczników.
W Polsce w ostatnich latach coraz więcej mówi się i działa, by wdrożyć system inteligentnych liczników energii. Ale raport wskazuje, że to najpierw sieć powinna być inteligentna, a dopiero po niej licznik. Nie ma wątpliwości, że instalacja inteligentnych liczników wraz z funkcjonalnością dwukierunkowej komunikacji może przynieść korzyści. Ale warto zastanowić się, czy inteligenta energetyka powinna się zacząć od obowiązującego powszechnie celu 80% na instalację liczników u odbiorców końcowych.
Doświadczenie Szwecji i Włoch, które zakończyły pełne wdrożenie inteligentnych liczników pokazuje, że nie ma prostej zależności pomiędzy stopniem zaawansowania wdrożenia smart meteringu a stopniem zaawansowania produktów i intensywnością komunikacji z odbiorcą.
Jednocześnie rachunek ekonomiczny wskazuje, że z punktu widzenia korzyści dla odbiorcy instalacja inteligentnego licznika jest opłacalna dopiero na poziomach zużycia wyższych, niż obecnie wynosi średnia dla gospodarstw domowych.
W efekcie, zdaniem Kazimierza Rajczyka, przyszłość inteligentnej energetyki nie będzie definiowana przede wszystkim przez postęp w liczbie zainstalowanych inteligentnych liczników, ale raczej poprzez całościowe spojrzenie na inteligentną sieć i szukanie korzyści dla odbiorców, dystrybutorów energii i całej gospodarki.
Mit 5: Regulacja ma być stabilna, a nie konkurencyjna.
Rozmawiając z przedstawicielami firm energetycznych od lat słyszymy, że główną barierą rozwoju ich biznesu są niestabilne, wciąż zmieniane przepisy. Na przykładzie energetyki odnawialnej raport polemizuje z tradycyjną konwencją, że to stabilność jest kluczowa w regulacjach. Eksperci PwC i ING nie kwestionują tego założenia w całości, ale uzupełniają je o postulat, że przy projektowaniu przepisów kluczowa jest konkurencyjność.
– Jeżeli regulujemy i wspieramy dany obszar, to róbmy to po możliwie najniższym koszcie dla odbiorcy końcowego, przy zachowaniu godziwego zwrotu dla inwestora. Stabilny system zielonych certyfikatów w Polsce przyciągnął inwestorów do rynku OZE, ale obecnie rynek jest już dojrzalszy, co daje możliwość optymalizacji systemu wsparcia i zwiększenie jego konkurencyjności. Nasze szacunki pokazują, że możliwe są oszczędności na systemie wsparcia, przekraczające 11 mld złotych do roku 2020. Nie należy jednak zapominać, że system aukcyjny niesie za sobą istotne ryzyka dla rozwoju rynku OZE – zwraca uwagę Piotr Łuba.
Klienci nie skorzystali na liberalizacji rynku energii. Inwestycje w nowe elektrownie pobudza wolny rynek. Inteligentna energetyka zaczyna się od liczników, a przepisy dla odnawialnych źródeł nie mogą się zmieniać – to główne z rządzących branżą mitów.