Współczesna gospodarka w większości cywilizowanych państw opiera się na jasnych i przewidywalnych regułach. Wynikają one z ogólnie przyjętych i uniwersalnych norm prawa.
Przyjmuje się, że handel niektórymi towarami – dobrami (np. złotem, pszenicą czy energią) jest w pełni klarowny i odporny na manipulacje, jeżeli prowadzony jest przy wykorzystaniu giełd towarowych. Nie powinno nikogo dziwić, że energia – jako dobro z którego korzysta każdy Europejczyk i które wpływa na wartość każdego wytworu przemysłowego, powinno być szczególnie odporne na manipulacje, a cena jego winna wynikać z jasnych mechanizmów rynkowych.
Czytaj także: Rząd i górnicy myślą jak spalić więcej węgla. Ceny prądu wzrosną
W Polsce koncentracja wytwarzania energii elektrycznej osiągnęła w ostatnich latach bardzo wysoki poziom. Wydawało się, że mechanizmem zwiększającym wiarygodność handlu hurtowego energią stanie się wprowadzony obowiązek zwany obligiem giełdowym, umożliwiający nadzór i kontrolę nad rynkiem energii. Na krajowym rynku mamy małą liczbę podmiotów reprezentujących wytwórców, która ma możliwość silnego oddziaływania na ceny ofertowe. Dodatkowo po stronie popytowej sytuacja jest analogiczna.
Dzięki wprowadzeniu obliga giełdowego możliwe było zaobserwowanie niepokojących zjawisk wzrostu cen, co skutkowało wszczęciem postępowań wyjaśniających prowadzonych przez regulatora rynku lub prokuraturę.
Złagodzenie obowiązku handlu giełdowego, przy obecnym poziomie możliwości oddziaływania na rynek ze strony wielkich graczy, doprowadzi do stopniowego zaniku transparentności, gdyż gros obrotu będzie się odbywało na zasadzie kontraktów dwustronnych.
Konkurencyjność ulegnie rozmyciu i jak uczy doświadczenie, ceny będą dyktowane potrzebami finansowymi spółek wytwórczych. Po zniesieniu obliga giełdowego nikt nie będzie miał narzędzi ani uprawnień do kontroli, czy podawany publicznie argument wzrostu cen jest prawdziwy, czy nie znajduje oparcia w faktach.
Czytaj także: Awantura o import energii. Profesor zaryzykował autorytetem
Przykładowo, proste stanie się argumentowanie podniesienia cen energii wzrostem kosztu jej wytwarzania, a t rosnący koszt CO2 stanie się głównym winowajcą. Wszyscy użytkownicy energii narażeni zostaną na zwiększone koszty. Szczególnie odczuje to przemysł, zwłaszcza ten zaliczany do grupy energochłonnych, który kolejny raz w krótkim okresie czasu stanie przed koniecznością podjęcia działań zaradczych.
Oby to była budowa własnych źródeł energii, bo najgorszym rozwiązaniem będzie zamknięcie zakładów i ich przeniesienie w inne miejsca.