O godzinie 22 we wtorek farmy wiatrowe w Polsce pracowały ze średnią mocą 5,24 GW. Nieznacznie pobiły tym samym rekord produkcji z grudnia 2017 roku. Wiatraki zaspokoiły w ten sposób jedną czwartą zapotrzebowania na moc całej Polski – wynika ze wstępnych danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych, przeanalizowanych przez portal WysokieNapiecie.pl.
Tylko w ciągu tej jednej godziny wiatraki dostarczyły tyle energii, ile wystarczyłoby do zasilenia przez cały rok blisko 2,6 tys. gospodarstw domowych zamieszkiwanych przez 6 tysięcy osób, czyli domówi i mieszkań w mieście wielkości Karpacza.
Ze względu na utrzymujący się bardzo silny wiatr, wywołany przechodzącym nad Polską niżem, od niedzieli do środy turbiny wiatrowe w Polsce wygenerują w sumie ok. 440 GWh energii elektrycznej. To niemal tyle, ile dostarczyły przez cały sierpień 2019 roku (548 GWh).
Bardzo wysoka produkcja energii z farm wiatrowych w ostatnich dniach stał się domeną niemal całej Europy. W poniedziałek, 10 lutego, wiatraki pokryły blisko 28 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną całej Unii Europejskiej. Natomiast w samych Niemczech farmy wiatrowe dostarczały aż 63 proc. prądu zużywanego w całym kraju, podobnie było w Irlandii, a jeszcze wyraźniej odczuła to Dania (tamtejsze wiatraki na morzu i ladzie pokryły 94 proc. zapotrzebowania na energię w tym kraju) – wynika z danych WindEurope.
Potrzebne magazyny energii
Jednak bardzo wysoka generacja farm wiatrowych oznacza dziś nie tylko tańszą energię elektryczną (nie musi pracować wiele bloków węglowych i gazowych), ale też kłopoty dla operatorów systemów przesyłowych. Polska ograniczyła możliwości importu energii elektrycznej do naszego kraju ze względu na tranzytowe przepływy energii elektrycznej z północy Niemiec na południe Europy. Polskie Sieci Elektroenergetyczne w szczytach zapotrzebowania wykorzystywały maksymalne możliwości przesuwników fazowych, czyli urządzeń ograniczających taki tranzytowy przesył, ale i to nie wystarczył, aby całkowicie wyeliminować tranzyt energii przez nasze sieci. Niemiecki operator nie mógł jednak sięgnąć po tzw. redispatching, czyli zaniżenie generacji energii na północy kraju i zwiększenie jej na południu, ponieważ wszystkie elektrownie konwencjonalne i atomowe na północy pracowały już na swoich minimach technicznych.
To jeden z powodów dla których Niemcy inwestują dziś ogromne pieniądze w przemysłowe magazyny energii. Siemens Gamesa w Hamburgu rozwija jeden z najbardziej obiecujących projektów – magazynowanie energii w postaci podgrzewania skał wulkanicznych, a następnie (gdy „zielonej” energii jest dużo mniej) wydmuchiwania gorącego powietrza na turbiny, ponownie zamieniające gorące powietrze na energię elektryczną. Koncern zapewnia, że tę technologię będzie można wkrótce stosować na dużą skalę m.in. w starych elektrowniach węglowych, zamienianych na takie magazyny energii.
Kolejną z technologii, którą chcą rozwijać także polskie koncerny (m.in. PGE) jest wykorzystywanie nadmiaru energii elektrycznej z wiatraków do produkcji „zielonego” wodoru w procesie elektrolizy wody. Tak pozyskany gaz może następnie być spalany w kotłach gazowych (jako domieszka w istniejących instalacjach na gaz ziemny, co PGE rozważa w nowych blokach w Dolnej Odrze, lub wyłączne paliwo w dedykowanych do tego instalacjach).