Działająca globalnie grupa energetyczna Invenergy, współwłaściciel farm wiatrowych w Polsce, złożyła w poniedziałek pozew przeciwko kontrolowanej przez polski rząd grupie Tauron. To efekt ciągnącego się od kilku lat sporu.
Invenergy zarzuca Tauronowi narażenie jej na szkody w wysokości ok. 325 mln dol. To, w ocenie Amerykanów, wartość strat spowodowanych wypowiedzeniem długoterminowych kontraktów na zakup energii elektrycznej i zielonych certyfikatów produkowanych przez ich farmy wiatrowe.
Należąca do Taurona spółka Polska Energia – Pierwsza Kompania Handlowa (PE-PKH), wynegocjowała i podpisała ze spółkami kontrolowanymi przez Invenergy piętnastoletnie umowy na zakup energii i certyfikatów w 2010 roku. Wkrótce później sytuacja na rynku zaczęła się zmieniać – ceny energii elektrycznej i certyfikatów zaczęły spadać.
Tauron podjął więc próbę uwolnienia się z umów, które przestały się mu opłacać. Najpierw postawił PE-PKH w stan likwidacji, a gdy sąd uznał to za niemożliwe, postanowił ogłosić upadłość spółki, co także zostało zakwestionowane przez polski sąd. W końcu w 2015 roku PE-PKH wypowiedziała umowy tłumacząc, że przedstawiciele spółek wiatrowych nie chcieli z nią rozmawiać. Oprócz Invenergy wypowiedzenie dotknęło także, kontrolowaną przez rodzinę Kulczyków Polenergię i niemiecki In.ventus.
W kwietniu podobne kroki poczynił także inny państwowy koncern energetyczny – Enea. Poznańska spółka wypowiedziała kontrakty długoterminowe nie tylko prywatnym inwestorom (w tym także niemieckiej In.ventus), ale także innej państwowej grupie – PGE. Sprawa między oboma koncernami także trafiła do sądu.
Podczas gdy jeszcze kilka lat temu zielone certyfikaty kosztowały na giełdzie blisko 280 zł/MWh, a energia elektryczna przekraczała 180 zł/MWh, dzisiaj certyfikaty są wyceniane na zaledwie 20 zł, a energia na ok. 160 zł. Spadek łącznych kosztów ich zakupu o ponad połowę został – zdaniem Taurona – spowodowany działaniami, których nie można było przewidzieć w chwili zawierania umów. Z kolei spółki wiatrowe przekonują, że to element zwykłego ryzyka biznesowego, które nie upoważnia do rozwiązania umów długoterminowych.
Jak pisaliśmy w czerwcu, efektem sytuacji na rynku energii i zielonych certyfikatów są straty 70% z istniejących farm wiatrowych w Polsce. Znaczną część ponad 3 mld zł przyniosły odpisy aktualizujące wartość inwestycji, jednak część projektów generuje już realne straty. Na razie realnych perspektyw na wzrost wartości certyfikatów jednak nie ma.
Dzisiejszy pozew przychodzi w niekorzystnej dla Taurona sytuacji. Koncern szykuje się do emisji euroobligacji o równowartości ponad 2 mld zł. Dodatkowym zgrzytem dla polskiego rządu może być fakt, że za trzy dni do Warszawy przyjedzie prezydent Donald Trump, a współpraca w dziedzinie energetyki ma być jednym z kluczowych tematów rozmów.
W oświadczeniu przesłanym w poniedziałek mediom Tauron podkreślił, że stroną sporów z operatorami farm wiatrowych jest PE-PKH, a nie Tauron Polska Energia S.A. – Spory te powinny zostać rozstrzygnięte zgodnie z obowiązującym prawem prawomocnym wyrokiem sądowym. Aktualnie toczą się postępowania, których przedmiotem jest ustalenie skuteczności rozwiązania umów. Jak dotąd został rozstrzygnięty jeden spór między PE-PKH a farmami w sądzie pierwszej instancji. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo Dobiesław Wind Invest sp. z o.o. (spółka z Grupy Enerco) przeciwko PE-PKH – czytamy w oświadczeniu koncernu.