Litewski Sejm niemal jednogłośnie przyjął ustawę zakazującą importu prądu z budowanej przez Rosatom elektrowni jądrowej w białoruskim Ostrowcu. W praktyce z chwilą uruchomienia Ostrowca ruszy całkowity zakaz handlu energią z Rosją i Białorusią. Nawet pod groźbą sporu w WTO.
Przyjęta bez głosu sprzeciwu ustawa zakazuje importu energii z zagranicznych „niebezpiecznych” elektrowni jądrowych. Za obiekt „niebezpieczny” uznaje się taki, który jest budowany z naruszeniem porozumień i konwencji międzynarodowych oraz ze względu na swe położenie i technologię zagraża „bezpieczeństwu narodowemu Litwy, środowisku i zdrowiu społecznemu”. Dodatkowo takie obiekty nie będą mogły korzystać z magazynowania energii w elektrowni szczytowo-pompowej Kruonis.
Ustawa wymierzona jest wprost w budowaną przez Rosatom elektrownię w Ostrowcu na Białorusi, niecałe 50 km od Wilna. Podpadać pod nią ma również elektrownia atomowa w Obwodzie Kaliningradzkim, o ile oczywiście kiedykolwiek powstanie.
Litwini od początku zarzucają Białorusinom, że zignorowali stanowisko Wilna w sprawie lokalizacji siłowni oraz że usiłują tuszować incydenty i wypadki, do których dochodzi na budowie. A bezpośrednim pretekstem do przyjęcia ustawy było niewpuszczenie przez Białorusinów delegacji litewskich deputowanych, którzy chcieli osobiście zobaczyć budowę.
Jak jednak odróżnić na granicy prąd z Ostrowca od energii z innych źródeł? Pytanie o tyle ważne, że leżąca na skrzyżowaniu szlaków energetycznych Litwa importuje przez połączenia z Białorusią całkiem sporo. Otóż wyegzekwowanie ustawowego zapisu w praktyce będzie oznaczać całkowity zakaz handlu energią na połączeniach z Białorusią – tłumaczy nam prezes litewskiego operatora przesyłowego Litgrid Daivis Virbickas. Będą możliwe przepływy o charakterze technicznym, jak to dziś się na przykład dzieje na granicy rosyjsko-estońskiej, ale handel już nie. Zresztą przepływy techniczne znikną w momencie synchronizacji sieci krajów bałtyckich z którym z systemów zachodnich. Na dziś bardziej prawdopodobna opcja, to synchronizacja przez Polskę z europejskim systemem kontynentalnym, choć teoretycznie istnieje tez możliwość synchronizacji z systemem skandynawskim.
Zarówno przedstawiciele litewskiego rządu jak i Litgridu nie kryją, że „rzucenie” olbrzymich ilości energii z Ostrowca na wolny rynek państw bałtyckich może go nawet zniszczyć samym efektem skali, a na pewno będzie oznaczać wysysanie z niego potężnych ilości gotówki. Po dzisiejszych cenach rynkowych jeden reaktor w Ostrowcu dostarczy prądu za milion euro dziennie – tłumaczy nam jeden z litewskich urzędników. Czyli dwa reaktory przez cały rok sprzedadzą energię za 700 milionów. A według Litwinów, elektrownia jest w całości nastawiona na eksport, bo właśnie dlatego powstaje na Białorusi, . Dzięki tej lokalizacji sprzedaż za granicę będzie możliwa bez uiszczania rosyjskiej eksportowej opłaty sieciowej (czegoś na kształt ceł eksportowych np. na gaz). Nie mogąc eksportować prądu, Rosjanie stracą fortunę, i to w „twardej” walucie, a nie w rublach – mówi nam osoba doskonale znająca sprawę.
Ale zakaz handlu to nie jedyne działanie, które planują Litwini. Jakiś czas temu minister Piotr Naimski zapowiedział rozebranie nieużywanej linii, łączącej Białystok z Rosją na Białorusi, żeby nikogo „nie korciło” ją wykorzystywać. Litwini w momencie uruchomienia Ostrowca zamierzają rozebrać jedną z linii na Białoruś. Co prawda to tylko jedna z pięciu głównych linii najwyższych napięć na granicy Litwa-Białoruś, i jedna z trzech wychodzących z dawnej elektrowni atomowej w Ignalinie, a w dodatku nie najmocniejsza. Ale będzie to symboliczne, bo to dawna linia spinająca kiedyś elektrownie jądrowe od Leningradu, przez Kalinin (Twer), Smoleńsk po Ignalinę – tłumaczy nam wysoko postawiony litewski urzędnik.
Pozostaje pytanie, jak Litwa poradzi sobie bez jednego z istotnych źródeł importu, bo przecież dziś kraj 80 proc. energii kupuje na zewnątrz. Wśród różnych możliwości wskazuje się budowę drugiego kabla ze Szwecji. Być może dysponujący sporą nadwyżką energii Estończycy zaczną ją wysyłać na południe zamiast do Finlandii. Cena w takim wypadku musi być odpowiednio atrakcyjna. To też szansa, że więcej energii na Litwę popłynie przez LitPol Link.
Pozostaje jeszcze kwestia konsekwencji zakazu. W końcu to ograniczenie w handlu, które Białorusini czy Rosjanie mogą zaskarżyć np. do trybunału WTO. – Mamy tą świadomość, jesteśmy gotowi na ewentualne spory i mamy w rękach mocne argumenty, takie jak bezpieczeństwo narodowe czy zagrożenia dla środowiska – powiedział nam minister energii Litwy Zigimantas Vaiciunas.