Spis treści
Ramowa Konwencja NZ ws. zmian klimatu (UNFCCC) weszła w życie 25 lat temu i do tej pory jej efekty są, ogólnie mówiąc, umiarkowane. Nawet przyjęte na jej podstawie w 2015 r. Porozumienie paryskie nie daje gwarancji, że uda się skutecznie zapobiec katastrofie klimatycznej. Cele redukcyjne nie są wystarczające – w najlepszym wypadku uda się zatrzymać wzrost temperatury na poziomie 3 stopni Celsjusza. Miało być 2 stopnie, a najlepiej 1,5 – taki poziom wynika z najnowszych badań naukowych. Z płomiennych przemówień na COP24 w Katowicach wynikało, że ten plan akceptuje, a nawet uważa za obowiązujący, większość państw.
23 września, na swoim specjalnym szczycie klimatycznym z udziałem szefów państw i rządów Sekretarz Generalny ONZ, António Guterres, postanowił sprawdzić, czy aby na pewno.
Innowacje polityczne
Tym razem Guterres nie zaprosił na scenę wszystkich chętnych choć takie podejście jest standardem w wydarzeniach tego typu w ramach Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Zdaje się, że miał w pamięci jak wyglądała sytuacja w 2014 r. kiedy to jego poprzednik, Ban Ki-moon, zorganizował specjalny szczyt z mniej więcej podobnymi założeniami. Wyszło tłoczno i nudno, bo przemówienia wygłaszali wszyscy – bez względu na to, czy faktycznie mieli coś do powiedzenia. Potem zresztą część obietnic nie została zrealizowana. Nie tak to powinno wyglądać.
Ostatecznie, w tym roku możliwość wystąpienia dostała jedynie ograniczona grupa 61 państw wybranych na podstawie ich ambitnych planów klimatycznych na 2030 i 2050 r. Mikrofonu nie dostali – choć chcieli – m.in. RPA, Brazylia, USA i Polska. Nie wystąpiła również Japonia – ponoć miała zaproszenie, ale nie dała rady wysłać premiera. Na równi z rządami zostały potraktowane podmioty pozarządowe – w tym międzynarodowe korporacje, banki, ludność rdzenna, organizacje filantropijne i miasta. Szczegółowe cele do osiągnięcia dzięki szczytowi zostały podzielone na 9 ścieżek obejmujących m.in. redukcje emisji, adaptację i finansowanie. Specjalne miejsce na podium dostali za to przedstawiciele młodzieży, w tym znana z determinacji 16-letnia Szwedka Greta Thunberg.
Bez(czelność) przywódców
Greta nie zawiodła także tym razem. W krótkim, acz dosadnym przemówieniu podsumowała to, co zaangażowana młodzież myśli o sprowadzaniu ich ruchu do maskotki politycznej, której można składać obietnice bez pokrycia. Jej bezpośrednie „jak śmiecie!” („how dare you!”) skierowane do światowych przywódców było zwiastunem tego, jak może się zmienić podejście młodych do ochrony klimatu. Zapowiedziała także polityczny sprawdzian z nowojorskich obietnic i raczej wypadałoby jej wierzyć, bo w przeciągu ostatniego roku zmobilizowała do proklimatycznej aktywności 4 mln osób na całym świecie.
Czytaj także: Niemcy mają plan dekarbonizacji
Ale nawet Greta Thunberg nie miała złudzeń, że na tym konkretnym szczycie zapadną decyzje, które usuną ryzyko katastrofy klimatycznej. Do historii przejdzie za to pewnie zdjęcie szwedzkiej aktywistki patrzącej z niesmakiem na prezydenta USA Donalda Trumpa.
Kto odchodzi od węgla, kto sadzi lasy
Podsumowując wyniki szczytu Guterres wyraził zadowolenie ze zwiekszającego się zaangażowania biznesu i miast. W tej pierwszej kategorii ponad 100 liderów zobowiązało się do uwzględniania celów Porozumienia paryskiego w swoich inwestycjach. Tych zapowiedzi trudno nie traktować poważnie skoro już teraz wiele międzynarodowych koncernów i banków odmawia angażowania się we wspieranie paliw kopalnych. Z kolei miasta mierzą się z problemami nie tylko adaptacji do zmieniającego się klimatu, ale m.in. z czystością powietrza. Tu także padło ponad 100 konkretnych zapowiedzi, w tym dotyczących dekarbonizacji infrastruktury transportowej i renowacji budynków. Oprócz działań w sektorach tradycyjnie kojarzonych z polityką klimatyczną, szczyt uwidocznił także szereg innych aspektów istotnych dla jej efektywnego wdrożenia, w tym rolnictwo, zdrowie i równość płci.
Czytaj także: Rząd twierdzi, że Polska jednak zrealizuje zielony cel na 2020 r.
77 państw zapowiedziało działania na rzecz wyzerowania swoich emisji do 2050 r. (neutralność klimatyczna), a 70 zamiar zwiększenia ambicji swoich planów klimatycznych i to jeszcze w przyszłym roku. Wiele z nich to małe państwa rozwijające się, wyspiarskie, i najmniej rozwinięte. Po stronie państw rozwiniętych do najbardziej spektakularnych zalicza się zapowiedź Niemiec, które zaprezentowały świeżo wymęczoną politycznie decyzję o sposobie realizacji celu na 2030 r. (55% redukcji w stosunku do roku 1990) i zamiarze osiągnięcia neutralności do 2050 r. Zapowiedź odejścia od węgla padła ze strony przywódców Finlandii, Irlandii, Włoch, Holandii, Portugalii, Słowacji, Węgier i – co ciekawe – Grecji. Ta zamierza skończyć z wykorzystaniem węgla brunatnego do 2028 r., choć obecnie wytwarza z niego ok. 31% energii. Zgodnie z oczekiwaniami w imieniu całej UE nowinek nie ogłosił przewodniczący Rady Europejskiej, D. Tusk. Wyraził on natomiast przekonanie, że uzgodnienie celu neutralności klimatycznej w UE to tylko kwestia czasu. Od innych państw padły między innymi zapowiedzi zamykania bloków węglowych (Korea Południowa), zakazu wydobycia ropy i gazu (Nowa Zelandia, Francja), zwiększania zalesiania (Pakistan) i dodatkowych wpłat na Zielony Fundusz Klimatyczny, który finansuje projekty w ramach Porozumienia paryskiego.
Chiny i Indie w klimatycznej schizofrenii
W kontekście tego, co nie wydarzyło się na szczycie ciężko pominąć brak znaczących zobowiązań ze strony dwóch, a nawet trzech największych światowych emitentów. O ile jednak po USA nikt, w tym Guterres, się nie spodziewał ambicji klimatycznej, tak zazieleniającym się Chinom i Indiom dano szansę, choć nie jest tajemnicą, że oba państwa nadal inwestują w moce oparte na węglu. Zachęta ta jednak nie podziałała szczególnie stymulująco – Chiny nie ogłosiły znacznego przyspieszenia redukcji emisji (spekulowano nawet o wypełnieniu celu na 2030 r. o 5 lat wcześniej), a Indie postanowiły pochwalić się m.in. inwestycjami w OZE (170GW do 2022 r. i 450GW w przyszłości). Oba państwa jeszcze przed szczytem nie omieszkały także przypomnieć, że zgodnie z konwencją, jako państwa rozwijające się mają prawo otrzymywać pomoc klimatyczną. Smaczku dodaje fakt, że wypowiedziami Indii na szczycie zainteresował się (i raczej nie był zaskoczony) Donald Trump, który z tej okazji pojawił się na chwilę na sali. Jeśli spełni on swoje obietnice (a wiele na to wskazuje), to już 4 listopada USA przedłożą w ONZ wniosek o wyjście z Porozumienia paryskiego.
Wygląda więc na to, że stawka na pobłażanie Indiom i Chinom niezbyt się Guterresowi opłaciła.
Kto się rozwija, a kto zwija
Państwem z niewykorzystaną szansą na sukces pozostała także Turcja, której prezydent na szczycie nie ogłosił zamiaru ratyfikacji Porozumienia paryskiego. Oficjalnym warunkiem tej decyzji jest zmiana statusu Turcji w ramach konwencji klimatycznej na „państwo rozwijające się”. To pozwoliłoby jej na ubieganie się o klimatyczne wsparcie finansowe. Pomysł ten jednak napotyka na opór innych państw do tego stopnia, że na COP24 w Katowicach zagroził najpierw rozpoczęciu, a potem zakończeniu szczytu.
Czytaj także: Wejście energetycznego smoka czyli transformacja po chińsku
Tym samym Turcja pozostanie w bardzo już wąskiej obecnie grupie państw pozostających poza Porozumieniem paryskim (10 państw: Angola, Erytrea, Iran, Irak, Kirgistan, Liban, Libia, Sudan Południowy, Turcja, Jemen), z której właśnie postanowiła wypisać się Rosja. Przygotowania do podjęcia tej decyzji trwały już od kilkunastu miesięcy, więc nie są zaskoczeniem. Doradca prezydenta Rosji, Rusłan Edelgierijew, nie tylko potwierdził ratyfikację porozumienia, ale także zamiar rewizji rosyjskiego celu na 2030 r. – choć nie wiadomo o ile. Dalej w przemówieniu pojawił się wątek rosyjskich lasów borealnych, określonych jako „płuca planety”, i ogólnie znaczenia pochłaniania CO2 w walce ze zmianami klimatu. Znalazło się także trochę miejsca na niezbyt wyrafinowaną reklamę rosyjskiego gazu posiadającego „niewątpliwą przewagę nad innymi paliwami pod względem emisji”.
Polska obstaje przy swoim
W podsumowaniu wyników szczytu nie widać Polski i to nawet pomimo ubiegłorocznego sukcesu w przewodzeniu negocjacjom klimatycznym na forum ONZ. Warto wspomnieć, że na marginesie szczytu, 22 września jako kraj przewodniczący konferencji COP24 Polska zorganizowała wraz z Sekretariatem UNFCCC wydarzenie z okazji 25-lecia konwencji klimatycznej. Jako iaktywny członek koalicji w ramach ścieżki nr 2, zajmującej się bodźcami społecznymi i politycznymi, Polska miała także swój znaczący wkład w dyskusje o sprawiedliwej transformacji. Ale na scenie się nie pojawiła.
Wbrew zapowiedziom swej kancelarii prezydent Andrzej Duda mógł tylko posłuchać przemówień kolegów i koleżanek z Grupy Wyszehradzkiej (Węgry, Słowacja) i Trójkąta Weimarskiego (Niemcy, Francja), a nawet sąsiadów, Litwinów. Szerokim echem odbiła się przy okazji szczytu wypowiedź prezydenta Francji o jego niemocy w przekonywaniu Polski do unijnej ambicji klimatycznej. Z jego wypowiedzi jednoznacznie wynikało, że to właśnie postawa Polski jest główną przyczyną unijnej niewydolności decyzyjnej w sprawach klimatu.
Czytaj także: Bruksela ma nowe pomysły dla klimatu
Trudno zakładać, że o taki wizerunek walczyła Polska na forum globalnym, ale mimo to możemy się spodziewać, że dzięki niemu, lub pomimo niego, rząd RP usztywni swoje stanowisko w przygotowaniach do grudniowej Rady Europejskiej. Większość państw UE chciałaby wtedy przyjąć cel neutralności klimatycznej na 2050 r. Jest więc szansa, że będzie z zainteresowaniem wsłuchiwać się w polskie postulaty. Pytanie tylko, co to będą za postulaty i czy Polska dostanie pieniądze na transformację, której oficjanie nie przewiduje. Obecne rządowe plany nie definiują ani daty, ani ścieżki odejścia od węgla, o korzystaniu z którego trudno mówić jednocześnie z dekarbonizacją całości gospodarek do 2050 r. Z kolei jakiekolwiek nadzieje na ewentualne większe ambicje klimatyczne ze strony Polski do 2030 r. zgasił 24 września na Radzie ds. Transportu, Telekomunikacji i Energii (TTE) Min. Tchórzewski. Potwierdził, że wbrew zaleceniom Komisji Europejskiej Polska nie zamierza zwiększać celów, które zgłosiła w projekcie zintegrowanego planu (KPEiK): ani efektywności energetycznej (23 proc.), ani OZE (21 proc.). Tak kategoryczne postawienie sprawy znacznie odbiegało od bardziej ugodowego przekazu ze strony dotychczasowych sprzymierzeńców Polski – nawet Czech. Te zakładają, że cele mogą być zwiększone pod warunkiem uzyskania odpowiedniego wsparcia.
Sprawdzian do poprawki
Nawet jeśli ogólny wynik szczytu z 23 września jest umiarkowanie ambitny, to jego skutki mają szanse pociągnąć za sobą dalsze zmiany. Machina decyzyjna, którą rozruszał we wrześniu Sekretarz Generalny ONZ będzie działała pełną parą do końca 2020 r. Wtedy to upływa termin wyznaczony przez Porozumienie paryskie żeby zwiększyć cele na 2030 r. i przedłożyć strategie na 2050 r. UE ma zatem jeszcze trochę czasu żeby się dogadać czy i pod jakimi warunkami będzie realizować cel neutralności klimatycznej. Drugie pytanie to czy w związku z tym wzrośnie także cel na 2030 r. z obecnych 40 proc. do 50 lub nawet 55 proc. Najwięcej napięcia należy spodziewać się przed grudniową Radą Europejską (12-13) choć i w październiku (17-18) nie powinno zabraknąć ponowojorskich emocji klimatycznych.
Taki sam termin biegnie dla pozostałych państw, które w Nowym Jorku zadeklarowały więcej ambicji klimatycznej. Muszą one teraz oficjalnie przedłożyć do Sekretariatu UNFCCC swoje zrewidowane cele i strategie. Wiadomo już, że w monitorowanie i weryfikowanie tych obietnic zaangażowana będzie nie tylko młodzież (patrz: przemówienie Grety), ale także Wielka Brytania. Ta ostatnia, pomimo braku oficjalnej decyzji COP o przyznaniu jej Prezydencji COP26, zdążyła już ogłosić przewodniczącą (Claire Perry) i miejsce szczytu (Glasgow). Brytyjczycy tak zaciekle przygotowują się do szczytu w 2020 r., że być może postarają się przekonać do ambicji klimatycznej nawet te państwa, które w Nowym Jorku nie miały niczego do powiedzenia.
Nie wiadomo z kolei czy i do jakiego stopnia angażował się będzie w przyszłym roku A. Guterres. Za to przyjęta na COP24 decyzja wyraźnie wskazuje, że od 2024 r., co 5 lat, odbywały się będą podobne do tegorocznego specjalne wydarzenia pod auspicjami Sekretarza Generalnego. Wpisują się one w 5-letni cykl przeglądów celów pod Porozumieniem paryskim (Globalny Przegląd, pierwszy w 2023 r., potem 2028 r. etc.) i będą miały zawsze ten sam cel – wywrzeć presję na liderów żeby zwiększyli swoje ambicje na rzecz klimatu. Warto zdawać sobie sprawę, że właśnie do tego cyklu dopasowany jest przegląd unijnych celów klimatyczno-energetycznych: w tym redukcji emisji, OZE i efektywności energetycznej.
Czytaj także: Polska liderem wzrostu emisji CO2. Na głowę pobiliśmy Chiny i Indie